Lily Camera: to nie jest kolejny zwykły dron! To latający fotograf!

Lily Camera to niezwykle prosty w obsłudze gadżet. To właśnie sterowanie wyróżnia sprzęt spośród konkurencji.

Nie tak dawno narzekałem na to, że producenci dronów skupiają się na dziwacznych funkcjach i możliwościach, zamiast stworzyć coś naprawdę ciekawego i wyróżniającego się. Tak jak twórcy Lily Camera.
Lily Camera: samodzielny "dron"
Na pierwszy rzut oka to kolejny dron z kamerą. Błąd. Sami twórcy uciekają od “dronowych” skojarzeń, bo w Lily Camera nie chodzi o latanie. Owszem, gadżet wznosi się i jest w powietrzu, ale to wszystko dzieje się automatycznie. My sterowaniem nie zaprzątamy sobie głowy.
Lily Camera wie kogo ma nagrywać i śledzić dzięki nadajnikowi GPS, który schowany jest np. w kieszeni właściciela. Wystarczy podrzucić gadżet, a on sam poleci do góry i zacznie nagrywać — w Full HD i 60 klatkach na sekundę lub 720p i 120 FPS-ach!
Coraz więcej twórców dronów stawia na prostotę — mamy już drona, któremu trasę rysujemy w aplikacji! - ale to chyba Lily Camera oferuje najmniej skomplikowany system. Robimy swoje, a całość jest nagrywana - czego chcieć więcej?
No, pewnie lepszej baterii. Może i twórcy nie chcą nazywać Lily Camera dronem, ale sprzęt ma ten sam problem, co tego typu urządzenia.
Zobacz również: Studio PlayStation 5 highlight: PrzeGryw – premiera konsoli PS5
Po 20 minutach “latający fotograf” musi wylądować. Niedużo — zarejestruje się tylko wizytę na szczycie góry, a nie całą wycieczkę. Póki co tyle musi wystarczyć.
Premiera Lily Camera dopiero w przyszłym roku, ale gadżet można zamówić już teraz, korzystając z promocyjnej ceny — 500 dolarów. To naprawdę okazja, bo później za sprzęt trzeba będzie zapłacić… 999$. Plus wysyłka!
Ten artykuł ma 2 komentarze
Pokaż wszystkie komentarze