Diody LED jako przekaźniki danych. Udoskonalone Li-Fi to prawdziwa rewolucja

Gdy liczba sieci Wi-Fi wokół nas zaczyna utrudniać komunikację, warto rozejrzeć się za nowym sposobem bezprzewodowej transmisji danych. Taki sposób już istnieje: wystarczy odpowiednio sterować jasnością zwykłych świetlówek LED.
Światło jako nośnik danych
Przed dziesiątkami lat popularną metodą komunikacji na statkach był aldis. Nazywano tak silny reflektor z zamontowaną przesłoną, którą można było szybko zamykać, dzięki czemu źródło światła nadawało się do nadawania alfabetem Morse’a. Komunikacja radiowa zmarginalizowała ten sprzęt, ale aldis przydaje się również dzisiaj, np. w czasie ciszy radiowej.
Stary pomysł został niedawno odświeżony. Choć zasada działania nie uległa zmianie, udoskonalono ją na tyle, że możliwa stała się transmisja danych podobnie, jak dzieje się to w przypadku sieci Wi-Fi. Trwające ułamki sekund zmiany jasności pozwalają na transmitowanie danych z prędkością do 300 Mb/s, choć eksperymentalnie udawało się uzyskać znacznie wyższe wartości.
Zobacz również: Studio PlayStation 5 highlight: Adam Zdrójkowski – Fenomen kontrolera DualSense
Technologię tę nazwano Li-Fi i od kilku lat panuje przekonanie o jej – nomen omen – świetlanej przyszłości, związanej głównie z rozwojem Internetu rzeczy. Li-Fi ma wiele zalet: pozwala na komunikację tam, gdzie łączność radiowa jest z różnych powodów wykluczona, a dodatkowo zapewnia bezpieczeństwo transmisji np. w obrębie sieci firmowej.
Niektóre zalety można również uznać za wady – wystarczy zasłonić źródło światła, by przerwać transmisję. Wadą jest również niewielka odległość przesyłu danych i wrażliwość transmisji na zakłócenia np. przez warunki atmosferyczne. W przypadku zamkniętych pomieszczeń Li-Fi wydaje się jednak rozwiązaniem idealnym.
Jeszcze lepsze Li-Fi
No dobrze, ale gdzie tu zapowiadana rewolucja? Technologia Li-Fi nie jest już przecież nowością – jej twórca, prof. Harald Haas z Uniwersytetu w Edynburgu, zaprezentował ją jeszcze w 2011 roku. Sednem jest jednak coś innego – dzięki dalszemu udoskonalaniu w roli przekaźników można wykorzystać już nie tylko specjalne, dedykowane temu zadaniu źródła światła, ale zwykłe diody LED.
Dzięki pracy zespołu z University of Virginia do transmisji danych wykorzystamy dowolne źródło światła, do którego da się podłączyć odpowiedni sterownik — dowolną świetlówkę, jaką znajdziemy w naszych lampach, listwę oświetleniową czy choćby samochodowe reflektory.
Jeśli wyobraźnia podsuwa Wam w tym miejscu obraz masowego ataku epilepsji, wywołanego migającym światłem, możecie się nie martwić – z punktu widzenia człowieka nic się nie zmienia – zmiany jasności są zbyt małe i zbyt szybkie, by zarejestrowały je nasze zmysły. W zupełności wystarczą jednak do tego, by dwie żarówki ucięły sobie długą i niezauważalną dla reszty świata pogawędkę.
Łatwo można wyobrazić sobie np. świetlną komunikację pomiędzy przednimi i tylnymi światłami dwóch jadących w tym samym kierunku samochodów albo komunikaty, wysyłane za pomocą ekranu przez nasz smartfon np. do telewizora czy ekspresu do kawy.
Zamiast Wi-Fi
To ważne nie tylko ze względu na nowy kanał komunikacji, ale również na fakt, że przestrzeń wokół nas staje się coraz bardziej zatłoczona przez transmisje radiowe i w gęsto zaludnionych miejscach liczba różnych sieci Wi-Fi może utrudniać komunikację. Co więcej, jak zauważa prof. Maite Brandt-Pearce z University of Virginia:
Możemy przesyłać dane bez wydatkowania dodatkowej energii.
W czasach, gdy coraz więcej urządzeń komunikuje się między sobą, a epoka Internetu rzeczy na naszych oczach staje się rzeczywistością, ta kwestia nabiera coraz większego znaczenia.
Ten artykuł ma 8 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze