Walkman, discman, mp3: odtwarzacze muzyczne mojego dzieciństwa

Walkman, discman, mp3: odtwarzacze muzyczne mojego dzieciństwa

Walkman, discman, mp3: odtwarzacze muzyczne mojego dzieciństwa
Źródło zdjęć: © Źródło: youtube.com
Władysław Krakowiak
02.09.2015 12:11

Moja droga do odtwarzacza idealnego była bardzo długa i kręta.

Dziś można spokojnie powiedzieć, że żyjemy w dobrobycie medialnym. Nie brakuje nam niczego, ani książek, tym bardziej muzyki, a „empetrójkę” każdy ma w telefonie. Kiedyś było zupełnie inaczej. Internet był rarytasem, nie było mowy o ściąganiu plików muzycznych, a nawet jeżeli takowa opcja istniała, to koszty transferu parokrotnie przekraczały wartość płyty bądź kasety z pożądaną muzyką.

Niektórzy pożyczali kasety od znajomych i kopiowali. Oczywiście wyboru w repertuarze praktycznie nie było żadnego, co było pożyczane – było kopiowane. Nieważne czy to był hip – hop, pop, czy rock. Często się zdarzało, iż nie zawsze warunki pozwalały na odtwarzanie muzyki na wieży, bądź głośnikach, tym bardziej że nie każdego było na taki sprzęt stać i wtedy jedynym rozwiązaniem był zakup przenośnego odtwarzacza muzycznego.

Pierwsze starcie z elektroniką - walkman

Moim pierwszym urządzeniem przenośnym był walkman Panasonic RQ-V75. Doskonale pamiętam dzień, w którym razem z tatą poszliśmy do jakiegoś małego sklepu RTV i pozwolono mi wybrać walkmana. Wybór padł na Panasonica, głównie przez nauszne słuchawki, które bardzo przypadły mi do gustu. W domu miałem tylko jedną kasetę, która zawierała album „Hybrid Theory” kultowego dziś zespołu Linkin Park.

Samo brzmienie odtwarzacza pozostawiało dużo do życzenia, szczególnie jeżeli porównać to z możliwościami dzisiejszego sprzętu. Efektu nie poprawiały słuchawki. Nie dość, że nie wyglądały za ładnie, to jeszcze słaby docisk powodował niską słyszalność basów, przez co najważniejsza i zarazem najciekawsza funkcja XBS (Extra Bass System) stawała się bezużyteczna.

Obraz

Niedługo później dostałem od brata w spadku dyktafon. Właśnie wtedy poczułem, że mam najlepszą rzecz na świecie. Nie był to byle jaki sprzęt, a Sanyo M1118. Nagrywał dźwięk na standardową kasetę magnetofonową, posiadał całkiem spory głośniczek, a także wejście na słuchawki i wyjście na mikrofon. Jakościowo też nie było zbyt dobrze, szczególnie podczas nagrywania.

Obraz

Wbudowany mikrofon nie radził sobie tak dobrze na odległość, dlatego też wszystkie moje nagrania, które jakimś cudem się zachowały, są straszliwie ciche. Dyktafonu używałem jako odtwarzacza muzyki przez 2-3 lata. Niestety, pewnego dnia przepadł bez śladu i do tej pory się nie znalazł, prawdopodobnie za sprawką któregoś z zazdrosnych kumpli z osiedla.

Discman: gdy kaseta to za mało

Po tym incydencie przez krótki okres nie posiadałem żadnego odtwarzacza. Byłem skazany na wieżę, którą mogłem włączać tylko przez jakiś czas i nie za głośno „bo sąsiedzi się skarżą”.

Były to dla mnie ciężkie czasy, ponieważ wtedy przeprowadziłem się z prowincji do dużego miasta, dojazdy do szkoły i do innych placówek wiązały się czasami z bardzo długim i męczącym przebywaniu w komunikacji miejskiej.

Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że w tramwaju nie można wytrzymać bez słuchawek w uszach, dlatego też postanowiłem uprosić tatę o nowy odtwarzacz.

Ponieważ na rynku od dłuższego czasu królował następca walkmana, czyli discman, wybór był prosty. Problem polegał jedynie na wyborze odpowiedniego producenta. Jako że miałem wyrzuty sumienia spowodowane tym, że sprawiam rodzicom kolejny wydatek, postanowiłem wybrać zupełnie nieznaną mi markę First Austria. Samo słowo „Austria” tak bardzo przekonało gimnazjalistę, że nie zastanawiając się, wskazałem palcem na pudełko. Gdybym mógł tylko cofnąć czas...

Obraz

Prawdopodobnie był to mój najgorszy zakup sprzętu po dzień dzisiejszy, choć wszystko, co napisano na pudełku, było zgodne z prawdą, a w środku znalazło się kilka fajnych bajerów w postaci pilota(!) do discmana i kabla euro.

Niestety, wszystko co mogło się zepsuć – zepsuło się. Najpierw poddały się słuchawki, już po około dwóch tygodniach umiarkowanego słuchania. Następny był wyświetlacz, klawisz wstecz, a na sam koniec klapka.

Co najśmieszniejsze, discman odtwarzał muzykę bez zarzutu, co prawda zdarzały się jakieś trzaski i przycięcia, ale były one spowodowane totalnym zdezelowaniem urządzenia. Po około pół roku użytkowania i trzech miesiącach agonii sprzęt się poddał i umarł.

Niech spoczywa w spokoju.

Odtwarzacz mp3: gdy discman niewygodny

W tym czasie na półkach sklepowych zaczęły się pojawiać pierwsze odtwarzacze mp3 w rozsądnych cenach. Jako że zbliżały się święta, postanowiłem przyspieszyć proces dawania prezentów i sprawiłem sobie moją pierwszą „empetrójkę”.

Był to Creative MuVo V100, najpopularniejszy odtwarzacz mp3 wśród moich znajomych. Cena była bardzo przystępna, pamięć 1GB wystarczała na paręnaście albumów, zasilanie było na baterię AAA, którą w razie potrzeby można było szybko wymienić.

Player posłużył mi około 3 lat. Niestety zaczął się powoli sypać, a wraz ze zwiększeniem jakości utworów, pamięć okazała się niewystarczająca.

Creative MuVo V100 White 1GB Mp3 player

Zacząłem szukać godnego zastępcy. Bardzo szybko go znalazłem. Był to Creative Zen. Nie był to już odtwarzacz mp3, lecz mp4. Miał kolorowy ekran, mógł odtwarzać filmy i nie potrzebował już baterii, która została zastąpiona wbudowanym akumulatorkiem.

Mój model miał co prawda 2GB wbudowanej pamięci, lecz slot na kartę pamięci pozwolił mi ją rozszerzyć do 10GB!

Mieściła się tam moja cała muzyka. Byłem bardzo zadowolony, a zarazem spokojny o to, że nie muszę już szukać nowego sprzętu grającego. Moja radość trwała długo, lecz po około 2,5 roku użytkowania, zepsuł się ekran.

Creative Zen 8 GB

Kiedy wszystko inne zawodzi – iPod i technologiczna wygrana odtwarzaczy

Wtedy zacząłem myśleć o iPodzie. Głównym powodem, dla którego chciałem kupić player Apple, była pamięć. Moja koleżanka z klasy miała iPod Classic 80GB i było to dla mnie spełnieniem marzeń. Mieć całą muzykę i filmy w kieszeni i korzystać z tego wtedy, kiedy się ma chwilę wolnego czasu – to było moim celem.

Po dłuższych poszukiwaniach, nieoczekiwanie wybrałem jednak iPod Touch 3G. Akurat wtedy kupowałem wszystko przez sklepy internetowe, więc znalazłem bardzo tani egzemplarz, który był w wersji 64 GB.

Obraz

Posługuję się nim już od 4 lat i na razie jeszcze nie zdarzyło się tak, żebym się na nim zawiódł. Bateria cały czas trzyma poziom naładowania w granicach paru dni, ale przy słuchaniu tylko i wyłącznie muzyki do tej pory potrafi wytrzymać około tygodnia.

Co prawda audiofilem nie jestem i muzyki słucham na zwykłych słuchawkach, to każdy aspekt muzyczny jest tutaj słyszalny bardzo dobrze.

iPod Touch 3G Unboxing and First Look

Bardzo chciałbym wierzyć w to, że nigdy nie będzie takiej potrzeby, aby po raz kolejny wymieniać odtwarzacz na nowy. W przypadku walkmanów i discmanów nie było możliwości utraty swojej muzycznej „biblioteki”, jak w przypadku odtwarzaczy nowszej generacji.

Mimo tego jednego, znaczącego minusa, mogę śmiało powiedzieć, że jak dla mnie to przenośny sprzęt muzyczny osiągnął wyżyny swoich możliwości i nie ma sensu próbować wymyślić na siłę jakiś nowych rozwiązań, bowiem produktu idealnego nie da się poprawić.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)