To mnie wkurza! Każdy gadżet chce mi założyć konto i zainstalować własną aplikację

To mnie wkurza! Każdy gadżet chce mi założyć konto i zainstalować własną aplikację

Zdjęcie kłódki z kluczami pochodzi z serwisu Shutterstock
Zdjęcie kłódki z kluczami pochodzi z serwisu Shutterstock
Łukasz Michalik
02.09.2015 08:24, aktualizacja: 02.09.2015 15:56

Drukarki, dumbfony, liczniki rowerowe i wiertarki. Liczba urządzeń, które domagają się od nas zakładania kont i instalowania różnych aplikacji wydaje się absurdalna. Czemu to ma służyć?

Przez długi czas uważałem, że szczytem bezczelności jest to, co robi Apple, zmuszając mnie do korzystania z iTunes. To bywa irytujące, ale w gruncie rzeczy przynajmniej ma jakiś sens. Można krytykować wygodę, ale logiki temu rozwiązaniu odmówić nie sposób.

To po prostu realizacja starej koncepcji Jobsa (Bill Gates też taką miał), traktującego komputer jako domowe centrum, będące punktem odniesienia dla całej naszej elektroniki.

Czasy co prawda trochę się zmieniły i tę rolę coraz bardziej bierze na siebie chmura, jednak zarządzanie naszym sprzętem i jego zawartością przy pomocy dedykowanej aplikacji – zwłaszcza gdy mamy kilka różnych urządzeń – ma pewien sens.

Niemal każdy gadżet chce coś zainstalować
Niemal każdy gadżet chce coś zainstalować

Aplikacja w pakiecie

Nie widzę go jednak w przypadku choćby samochodowej nawigacji. Tak, nadal używam dedykowanego urządzenia, bo w praktyce sprawdza się znacznie lepiej od dowolnego smartfonu. Problem w tym, że po podłączeniu do komputera upiera się, bym zainstalował jakąś liczącą dziesiątki megabajtów aplikację, zezwolił jej na uruchamianie się razem z komputerem, a do tego założył konto, w którym brakuje chyba tylko pytania o numer buta, pokrewieństwo z posłami Sejmu Wielkiego i kolor płytek w łazience.

W tym momencie logika takiego zabiegu zaczyna mi umykać. Bo ile razy podłączamy do komputera nawigację? Raz na kwartał, aby pobrać aktualizacje? Przypuszczam, że nie częściej. To jednak dopiero początek – własną aplikację zaproponowały mi niedawno drukarka, zachęcając w ten sposób do zamawiania od producenta materiałów eksploatacyjnych i dublując funkcje systemowego, całkowicie wystarczającego menedżera wydruku.

Do zainstalowania aplikacji usiłuje mnie również namówić trywialny licznik rowerowy, a zabawa z kilkoma modelami smartfonów, produkowanych przez różnych producentów i korzystających z różnego oprogramowania zakończyła się wrzuceniem przez każdy z nich oprogramowania producenta.

Własna aplikacja to podstawa!
Własna aplikacja to podstawa!

Kupiłeś coś? Koniecznie to zarejestruj!

To jednak tylko jedna część problemu. Drugą są niezliczone konta, które trzeba zakładać aby skorzystać z dowolnej usługi lub sprzętu. Jasne – można logować się kontem Google’a lub Facebooka, ale staram się nie korzystać z takich rozwiązań: uzależnienie od istnienia tych firm i tak jest już wystarczająco duże. Można wykazać się bezgranicznym zaufaniem do twórców menedżerów haseł albo korzystać z dodatków do przeglądarek, logujących nas wszędzie anonimowymi kontami.

Przyjmijmy zatem, że narzekam trochę na własne życzenie, bo nie korzystam z ważnego ułatwienia. Ale czy naprawdę nie ma powodów do krytyki? Rozumiem – konto w banku, Microsoft, Tidal, panel do zarządzania stroną internetową… To jeszcze ma jakiś sens, a do tego daje się ogarnąć za pomocą zabezpieczeń biometrycznych.

Ale zjawisko zaczyna przypominać lawinę, gdy do założenia konta zmusza mnie wiertarka udarowa i odkurzacz, kusząc przedłużeniem gwarancji. Pewnie, że się skuszę i założę konto tylko po to, by za chwilę wypisać się z obowiązkowego newslettera i dodać wszelką korespondencję od danej firmy do filtrów antyspamowych.

Bez zalogowania nie zadziała?
Bez zalogowania nie zadziała?

Tylko dla zalogowanych

O konto dopomina się byle startup, który wprawdzie jeszcze nie bardzo wie, na czym ma polegać jego usługa, ale pokaże ją tylko zalogowanym użytkownikom. Bo tak. Gdzie jest w tym sens? Niestety, nie dostrzegam.

Jasne – z punktu widzenia tych wszystkich firm chodzi zapewne o zebranie danych i tworzenie list mailingowych, ale czy nie biorą pod uwagę tego, że frustrując swoją nachalnością osiągają efekt odwrotny od zamierzonego?

Rezultat jest taki, że w przypadku intensywniejszej zabawy z różnymi elektronicznymi gadżetami i aktywnego korzystania z różnych usług, zostajemy z masą niepotrzebnego oprogramowania w komputerze i miliardem bezużytecznych kont, o istnieniu których zazwyczaj szybko zapominamy.

Zdjęcie haseł na karteczkach pochodzi z serwisu Shutterstock
Zdjęcie haseł na karteczkach pochodzi z serwisu Shutterstock

Świat loginów, haseł i niepotrzebnych kont

Jak z tego wybrnąć? Patrząc z punktu widzenia użytkownika zacząłbym od tych wszystkich idiotycznych zachęt w stylu „dla zarejestrowanych rok gwarancji więcej”. To idiotyzm – parametry sprzętu nie zmienią się tylko dlatego, że na jakiejś stronie podałem swojego maila. Albo raczej maila Tatanka Yotanki, Mobutu Sese Seko czy tajemniczego Imię Nazwisko, bo wszędzie tam, gdzie weryfikacja danych nie jest konieczna, na serwery trafiają kolejne internetowe alter ego.

To byłby dobry początek, po którym nadszedł czas na te wszystkie, otrzymywane jako bonus do różnych urządzeń aplikacje. Może zamiast nich jedno, uniwersalne konto, do którego byłyby przypisane wszystkie sprzęty, subskrypcje i wykupione usługi? Z jednej strony byłby to raj dla cyberprzestępców, ale z drugiej ogromna wygoda dla użytkowników. Tylko czy usługodawcy byliby w stanie dogadać się co do wspólnych rozwiązań? Śmiem wątpić.

Pozostaje zatem chyba tylko cierpliwe znoszenie faktu, że otacza nas świat loginów, haseł i dedykowanych aplikacji, z których większość jest zupełnie niepotrzebna. Wygląda na to, że mamy wyjątkową zdolność do komplikowania sobie życia. A może to tylko mój problem i szukam go tam, gdzie innym nic nie przeszkadza?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)