To mnie wkurza: Facebook, czyli jak zmienić stream w ściek cuchnący nienawiścią

To mnie wkurza: Facebook, czyli jak zmienić stream w ściek cuchnący nienawiścią

Zdjęcie zderzających się pięści pochodzi z serwisu Shuterstock
Zdjęcie zderzających się pięści pochodzi z serwisu Shuterstock
Łukasz Michalik
16.09.2015 18:55, aktualizacja: 16.09.2015 20:50

Hejterzy zbiorowym wysiłkiem zmieniają Facebooka w rynsztok, w którym z upodobaniem taplają się, nie zwracając uwagi na unoszący się wokół, przykry zapach. Co się stało, że mowa nienawiści stała się tak popularna?

Wszyscy krytykują Facebooka

Trudno krytykować Facebooka. Trudno, ponieważ – paradoksalnie – jego krytyka jest tak łatwa i tak powszechna, że przyłączanie się do niej byłoby i jałowe, i chyba niepotrzebne. A zarazem trochę niesmaczne, bo nie jest winą Facebooka, że ma takich, a nie innych użytkowników.

To coś jak wyśmiewanie niepełnosprawności, choroby albo wyglądu – tylko wyjątkowa szuja znajduje w tym przyjemność i uważa, że jest to w porządku. Poza tym Facebookowi przypadł w udziale podobny los, jak grom wideo – korzysta z niego ponad miliard osób, jest powszechnie znany, więc dużo na jego temat do powiedzenia mają ludzie, którzy z niego nie korzystają. Ale widzieli, jak ktoś korzysta. Albo znają kogoś, kto zna kogoś korzystającego.

Krytyka Facebooka? Powód łatwo się znajdzie!
Krytyka Facebooka? Powód łatwo się znajdzie!

Każdy powód jest dobry?

Powodów do krytyki znajdzie się w każdym razie bez liku: płytkie relacje, grono znajomych przekraczające nasze ewolucyjne zdolności interakcji, informacje, że poniedziałek, że piątek, pada, słońce i że się nie chce. Kociarze, wrzucający taśmowo produkowane fotki puchatych kulek, psiarze chwalący się swoimi czworonogami i rodzice, którym wydaje się, że informacja o aktualnych dokonaniach ich pociech kogokolwiek poza nimi choć trochę obchodzi.

Nie można zapomnieć również i o tych, którzy z niewiadomych przyczyn fotografują leżący na talerzu, trochę przypalony stek i podpisują go jako śniadanie mistrzów. Albo pokazują stojącą obok klawiatury butelkę piwa, koniecznie z nieznanego nikomu browaru. Albo zdjęcie obok jakiegoś imponującego, nie przeczę, zabytku podpisują jako „Spain”.

Zdjęcie fotografowanego posiłku pochodzi z serwisu Shutterstock
Zdjęcie fotografowanego posiłku pochodzi z serwisu Shutterstock

I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza. Przyjmuję Facebooka z całym dobrodziejstwem inwentarza, traktując te wszelkie, irytujące zjawiska jak grawitację. One po prostu są, nie ma sensu się na nie wściekać. Nie muszę przecież obserwować wszystkich, których z różnych przyczyn, a czasem i bez przyczyny mam w znajomych. A z Facebooka raczej nie zrezygnuję, bo jest dla mnie po prostu jednym z wygodnych kanałów, zapewniających i komunikację, i informacje.

Eksperci od geopolityki

Jest jednak pewna kwestia, którą trudno mi zaakceptować. Eksponowane z dumą zbydlęcenie, które osoby nieco subtelniejsze nazywają mową nienawiści. Katalizatorem, który je wyzwolił są ostatnio uchodźcy i imigranci, choć nie mam złudzeń: oni są jak papierek lakmusowy – pokazują pewne zjawisko, które istnieje niezależnie od nich. Tylko nie zawsze jest tak widoczne.

Patrząc na to, co widzę obecnie na Facebooku mam wrażenie, że największymi ekspertami od geopolityki i Bliskiego Wschodu są w Polsce ci, którzy najdłuższy kontakt z obcą kulturą mieli przy zamawianiu kebaba. Co zresztą zrobili na tyle nieudolnie, że zamiast łagodnego sosu dostali ten, który pali dwa razy. Wiadomo, #spiseg.

Zdjęcie kebabu pochodzi z serwisu Shutterstock
Zdjęcie kebabu pochodzi z serwisu Shutterstock

Każdy ma prawo do poglądów

Chcę w tym miejscu bardzo mocno podkreślić – nie odmawiam nikomu prawa do własnych poglądów. Do ostrych sądów, spierania się, do dyskusji, do racjonalnych czy irracjonalnych obaw, albo do krytyki różnych postaw czy zachowań. Do troski o przyszłość, przywiązania do jakichś wartości czy wizji świata. Nie ma w tym nic złego tak długo, jak te wszystkie poglądy są prezentowane w cywilizowany sposób.

Ale nie widzę powodu, by milczeć, gdy tabuny hejterów wjeżdżają na Facebooka swoimi szambowozami i odkręcają zawór, zmieniając stream w zatęchłą strugę, z której aż bije smród głupoty i nienawiści. Tak, właśnie nienawiści. Trafnie wypunktował to niedawno Krzysztof Gonciarz, który po prostu pokazał komentarze niektórych swoich widzów.

MOWA NIENAWIŚCI - Zapytaj Beczkę #113

Słowa mają siłę

Cykl „To mnie wkurza” to seria artykułów pisanych zazwyczaj z przymrużeniem oka. Tym razem piszę zupełnie serio z nadzieją, że może ktoś uświadomi sobie wagę wrzucanych do Sieci słów. Nie tylko własnych, bo udostępnianie cudzych wpisów oznacza zazwyczaj podpisanie się pod ich treścią.

Aby skrzywdzić drugiego człowieka nie trzeba walić go pałką teleskopową w głowę. Choć – to też warto pamiętać – droga wiedzie zwykle od słów do czynów. Ale nawet jeśli nienawistne słowa pozostaną tylko słowami, to mogą wyrządzić komuś krzywdę. Nie sprawiają, że świat staje się lepszy. I gdy widzę, jak powszechne stało się na Facebooku ignorowanie tej prostej prawdy to nie mam wątpliwości – właśnie to w serwisie Marka Zuckerberga wkurza mnie najbardziej.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)