Gracze na prawdziwym froncie: ucieczki, przekleństwa, chowanie się w krzakach

Gracze na prawdziwym froncie: ucieczki, przekleństwa, chowanie się w krzakach

Gracze na prawdziwym froncie: ucieczki, przekleństwa, chowanie się w krzakach
Adam Bednarek
15.10.2015 16:52, aktualizacja: 10.03.2022 10:03

Z wirtualnego świata na prawdziwy front? W Rosji mają takie pomysły i chcą, żeby grający w World of Tanks mogli sterować prawdziwymi czołgami.

Dmitrij Rogozin, wicepremier Rosji, napisał na swoim Twitterze, że kontrolę nad zdalnie sterowanymi czołgami mogliby przejąć grający w World of Tanks. Brzmi to wszystko trochę jak żart i pewnie nim jest, a Rogozin w sprytny sposób zareklamował grę. Ale zastanówmy się, co by się stało, gdyby “komputerowi żołnierze” wyszli na prawdziwy front. Rzecz jasna - z przymrużeniem oka patrzymy na to, jak wyglądałoby takie pole bitwy, gdyby przenieść zachowania graczy z trybu multiplayer.

Wyzwiska

Zanim doszłoby do “tradycyjnych” starć, żołnierze traciliby czas na słowne bitwy. Wulgaryzmy, obrażanie mam oraz kwestionowanie umiejętności innych członków armii. Nie wiadomo w ogóle, czy wrogo nastawione do siebie jednostki w ogóle by się spotkały, bo w okopach trwałyby gorące spory.

*- Nie umiesz strzelać!

  • Nie, to twoja matka nie umie!
  • Do szkoły, gimbusie, lekcje odrabiać, a nie w wojenkę się bawić!
  • CYKA BLYAT!*

Armia, w której walczymy, od razu by przegrała

No cóż, takie prawo gier multiplayer:

Obraz

Masowe dezercje

Atakujemy bazę wroga, wydaje się, że mamy szansę ją przejąć, aż tu nagle… znikają żołnierze. Jeden po drugim. Zdarza się: a to trzeba wyjść z psem, a to wrócić do lekcji, a to pójść na zakupy - rzecz jasna uciekający gracze nie tłumaczą się, tylko bez słowa znikają z serwera.

Ale ma to swoje dobre strony - bitwy trwałyby krócej. Wroga armia dostaje w kość, więc szybko zmyka, a my wygrywamy. Proste.

Oh Camper Camper Song

Bo wszyscy pochowani w krzakach. Na wieżach. W pokojach przy drzwiach. Na szafach. Każdy ukryty, mało kto chciałby się wychylić wiedząc o tym, że wróg może czaić się w trawie. Wojny graczy miałby najmniej ofiar! Kamperzy dostaliby Pokojową Nagrodę Nobla i wreszcie nikogo by nie wkurzali.

Nie strzelaj w plecy!

No, ofiar PRAWIE by nie było. Na pewno znalazłby się cwaniak, który “dla żartu” dokuczałby swoim. Podkładał nogę gdyby armia biegnie, przejmował czołg i wjeżdżał w ścianę, zamiast strzelać do wroga. I całą planowaną taktykę diabli wzięli. Znamy dobrze gości, którzy robią wszystko, żeby popsuć planowany atak. Egoiści byliby wielkim zagrożeniem na polu bitwy. Nie mówiąc już o strzałach w plecy członków drużyny…

Obraz

Cóż, wygląda na to, że Dmitrij Rogozin nigdy nie grał w gry multiplayerowe, skoro uważa, że to dobry trening. Chyba że właśnie o to chodzi - to szansa na pokojowe rozwiązanie sporów. Nawyki z gier sieciowych doprowadziłyby do tego, że największym zagrożeniem na polu bitwy byłby… gracz dla samego siebie.

Żarty żartami, ale pomysł Rosjan jest bardzo niepokojący. I wcale nie taki nowy:

Armia Stanów Zjednoczonych wyda 57 milionów dolarów na stworzenie innowacyjnego symulatora pola walki. Projekt o nazwie Dismounted Soldier Training System korzystać będzie z silnika CryEngine 3, znanego chociażby ze strzelaniny Crysis 2. Według zapewnień firmy Intelligent Decisions, amerykańscy żołnierze będą mogli ćwiczyć w wirtualnej rzeczywistości już w przyszłym roku.

Oczywiście trudno wyobrazić sobie, żeby każdy przeciętny gracz World of Tanks mógł liczyć na pracę w armii. Nie zmienia to jednak faktu, że takie wykorzystanie gier musi smucić. W końcu gry to rozrywka. Zabawa. Mogą starać się odwzorowywać historię, ale doskonale wiemy, że nie chodzi o wierne odtworzenie wydarzeń. To niemożliwe: choćby ze względu na cierpienie, którego przed ekranem sobie nie wyobrazimy.

Ale przecież nie wszyscy muszą zdawać sobie z tego sprawę. Łukasz słusznie zauważył w swoim tekście:

Ugrzeczniony obraz wojny,serwowanej nam przez elektroniczną rozrywkę może sprawiać, że w głowach mniej krytycznych graczy powstanie przekonanie, ze właśnie tak wyglądają konflikty zbrojne. Że wcale nie są takie straszne.

Nie zdziwiłbym się, gdyby wielu młodych rosyjskich graczy pomyślało podobnie. Armia to zabawa, taka jak World of Tanks. Chcę zabijać, bo to świetna rozrywka. I jaka prosta!

Wojna to nie gra

Teoretycznie mówię jak przeciwnik gier, ale przecież propaganda może namieszać w głowach. “Zaciągnij się do armii, strzelaj do prawdziwych czołgów zamiast do pikseli!”.

Web Biennial 2012 - Josh Bricker - Post Newtonianism (War Footage/ Call of Duty 4 Modern Warfare)

W tekście “Gry jako ilustracja prawdziwych wydarzeń. Takich wpadek będzie więcej - i nie ma się z czego śmiać” pisałem, że twórcy gier wojennych celowo odchodzą od realizmu i stawiają na futurystyczne starcia, żeby uniknąć manipulacji. Wykorzystania fragmentu rozgrywki w celu okłamania opinii publicznej. Zdarzały się przypadki, kiedy scena z gry pokazywana była jako ilustracja prawdziwych zdarzeń! A przecież trailery czy scenki z niektórych produkcji wyglądają niezwykle realistycznie - nieświadomy nie wychwyci różnicy i pomyśli, że tak właśnie było.

Materiały ze strzelanek mogą przecież prowadzić do konfliktów, łatwo szczuć jednych na drugich. Oni są źli, my dobrzy. Nie wierzycie? Zobaczcie - i bach, trailer efektownej, brutalnej strzelanki.

Ale jak widać uniknięcie fotorealizmu nie wystarcza. Bardzo łatwo wykorzystać gry w celach propagandowych. Szkoda.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)