Przybył do Kanady mając w kieszeni 100 dolarów. 25 lat później zmienił świat technologii

Niedawno do polskich czytelników trafiła biografia Elona Muska. O prace nad tą książką zapytałem jej autora, a Ashlee Vance zgodził podzielić się z czytelnikami Gadżetomanii kilkoma ciekawymi spostrzeżeniami.
Ten artykuł ma 2 strony:
Kto potrzebuje hagiografii?
Przysłowie głosi, by nie oceniać książki po okładce. Warto dodać do niego suplement – „..i po kilku pierwszych stronach”. Gdyby tylko na nich oprzeć swoje wrażenia z lektury pierwszej biografii Elona Muska, centralnym punktem stałby się slogan:
Steve Jobs chciał waszych pieniędzy. Mark Zuckerberg pragnie wam pomóc udostępnić zdjęcia bobasów. Elon Musk zamierza uratować świat przed zagładą.
Brzmi nieźle, ale każe zastanowić się, czy mamy do czynienia z hagiografią, czy rzetelną biografią. Na szczęście kolejne strony rozwiewają te obawy.
Zobacz również: Studio PlayStation 5 highlight: PrzeGryw – premiera konsoli PS5
Do tej pory za wzór ciekawie napisanej biografii uznawałem „Steve’a Jobsa” Waltera Isaacssona – dzieło stworzone z szacunkiem dla bohatera książki, ale bez padania przed nim na kolana. Z sympatią i podziwem autora, ale i z rzetelnym przedstawieniem mniej sympatycznych cech czy kontrowersyjnych wydarzeń.
Ku mojemu zadowoleniu Ashlee Vance idzie dokładnie tym tropem i portretuje Elona Muska jako szalenie ciekawą, ale i kontrowersyjną postać, łączącą geniusz z trudnym charakterem, garścią ludzkich słabości i skłonnością do despotyzmu.
Nagrodą za rozwiązanie puzzli, błyskotliwe odpowiedzi w wywiadach oraz napisanie dobrego eseju jest spotkanie z Muskiem. Przeprowadzał on dotychczas rozmowy z niemal każdym z pierwszego tysiąca pracowników swojej fi rmy, w tym z dozorcami i technikami, a wywiady z inżynierami kontynuuje nadal, choć fi rma się rozrosła. Każdy pracownik lub pracownica otrzymuje ostrzeżenie przed takim spotkaniem. Słyszy, że rozmowa może potrwać od trzydziestu sekund do kwadransa. Elon prawdopodobnie będzie kontynuował pisanie e-maili i pracował w trakcie początkowego etapu rozmowy i nie będzie zbyt wylewny. Nie panikuj. To normalne. W końcu odwróci się na krześle w twoją stronę, ale nawet wtedy może nie utrzymywać kontaktu wzrokowego albo w pełni uświadamiać sobie twojej obecności. Nie panikuj. To normalne. W odpowiednim czasie się odezwie.
„Poprawiałem twój kod i teraz chodzi pięć razy lepiej, ty idioto”
Ta ostatnia cecha nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto choć trochę interesuje się losami różnych sław z Krzemowej Doliny – niebywały talent, skłonność do ryzyka, wyrzeczeń i ciężkiej pracy mieszają się tam z zachowaniami, każącymi zastanowić się, czy wciąż jeszcze mamy do czynienia z trudnymi szefami, czy z psychopatami dążącymi po trupach do celu.
Tym, czym Ashlee Vance pozytywnie wyróżnia się wśród wielu innych biografów, jest unikanie szalenie irytującej postawy, nazywanej czasem prawdopośrodkizmem. Przytaczane przy wielu okazjach, bardzo głupie przysłowie głosi, że prawda leży pośrodku. To bzdura – on leży tam, gdzie leży, zajmując nieraz różne skrajne pozycje.
Vance – na szczęście – doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie tworzy jakiejś uśrednionej, pozbawionej kantów i ostrych krawędzi wizji Elona Muska. Mało interpretuje, dużo przekazuje – opinii, pochwał i krytyk, których nie szczędzą bliżsi i dalsi współpracownicy założyciela SpaceX.
„Elon cię nie zna i nie wie, czy to, co mówi, zrani twoje uczucia” – mówiła Singh. „On po prostu wie, że to ma być dla niego, kurwa, zrobione. Ludzie niebędący w stanie przejść do porządku dziennego nad jego stylem komunikacji nie radzą sobie dobrze”.
Nie bez znaczenia okazały się również osobiste rozmowy z bohaterem książki: Ashlee Vance miał ten niesamowity komfort, że Elon Musk, który początkowo chciał zignorować upartego biografa, z czasem przekonał się do niego, a dzięki temu o wielu informacjach możemy powiedzieć, że pochodzą z pierwszej ręki.
Od pucybuta do… zdobywcy kosmosu
Sama biografia utrzymana jest w porządku chronologicznym. Dzięki niej poznajemy drogę młodego Elona z Republiki Południowej Afryki do Kanady. Śledzimy wczesną edukację, pierwsze plany i biznesowy debiut w postaci startupu Zip2, a później kolejnych, budzących podziw przedsięwzięć, nie wyłączając zaangażowania się Muska w Teslę. No właśnie – zaangażowania się, bo wbrew obiegowym opiniom Elon Musk wcale nie założył firmy, słynącej obecnie z elektrycznych samochodów.
Tym co bardzo przypadło mi do gustu to priorytety, jakie postawił sobie biograf Elona Muska. Jak w każdej biografii, i w tej znajdziemy tło, dotyczące rodziny czy relacji z innymi. Ashlee Vance trafnie przyjął jednak, że jeśli ktoś chce czytać o Musku, to nie o jego perypetiach rodzinnych, ale o technologiach, jakie tworzy.
Tego właśnie w biografii nie brakuje: szczegółowych opisów i skupienia uwagi na zagadnieniach, związanych z technologią. Tym bardziej, że wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Elon Musk nie jest po prosu kolejnym, genialnym biznesmenem: to człowiek głęboko zaangażowany w techniczne aspekty swoich przedsięwzięć.
Gdy Musk zaczynał coraz poważniej myśleć o tym, co będzie robił po studiach, przez krótki czas rozważał związanie się z branżą gier komputerowych. Gry były jego obsesją od dzieciństwa, odbył nawet staż w tym zakresie. Zaczął jednak postrzegać tę branżę jako niedostateczne wyzwanie. „Naprawdę lubię gry komputerowe, ale jeśli zrobiłbym świetną grę, jak wielki wpływ miałaby na świat?”
Biografia warta polecenia
Biografia Elona Muska nie byłaby pełna bez tego, co znalazło się na końcu książki – Ashlee Vance postanowił bowiem dostarczyć czytelnikom nie tylko ciekawą opowieść o ciekawym człowieku, ale również kilka materiałów źródłowych.
To dobry pomysł – dzięki nim możemy samodzielnie zapoznać się z faktami i na ich podstawie wyciągać własne wnioski. W książce znajdziemy zatem m.in. informacje o procesach prawnych, wypowiedzi przeciwników Muska, a nawet przytoczony w całości jego list do pracowników SpaceX. Żałuję jedynie, że takich materiałów jest stosunkowo mało.
Samą biografię oceniam jednak jako ponadprzeciętną. Nie ukrywam, że na moją ocenę wpływa fakt, że podziwiam i cenię Elona Muska. Podzielam również pogląd, że Dolina Krzemowa skupia się na bieżących zyskach, dostarczanych przez mało ambitne projekty, a nie na zmienianiu świata.
Niezależnie od tego Ashlee Vance wykonał po prostu kawał solidnej pracy, budując dla swojej książki solidny fundament w postaci faktów i wypowiedzi. Nawet, jeśli nie pasjonujesz się technologiami, warto przeczytać pierwszą biografię Muska – choćby po to, by wiedzieć kim jest człowiek, który – tego jestem pewien – zmienia nasz świat w stopniu nieporównywalnie większym, niż inne, znane z sukcesów w Dolinie Krzemowej osoby.
Ten artykuł ma 14 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze