Kablu, wróć! Czy wszystko musi być bezprzewodowe?

Kablu, wróć! Czy wszystko musi być bezprzewodowe?

Zdjęcie przewodów pochodzi z serwisu Depositphotos
Zdjęcie przewodów pochodzi z serwisu Depositphotos
Michał Puczyński
24.03.2017 06:43, aktualizacja: 10.03.2022 08:28

Jak to jest, że wszystko stało się bezprzewodowe, a mimo tego mam trudności z rozplątaniem przewodów, które kłębią mi się w szafce?

Bezprzewodowe telefony, bezprzewodowe kontrolery, bezprzewodowe narzędzia, żelazka i tak dalej. Wszystko jest bezprzewodowe i podobno dzięki temu jest nam bardzo wygodnie.

Więc skąd w mojej szafce wzięła się ta plątanina kabli ładowarek i przewodów USB?

Obraz

Zacząłem odnosić wrażenie, że niektóre urządzenia są bezprzewodowe tylko dlatego, że dzięki temu wyglądają nowocześniej, ale wcale nowoczesne nie są. Bezprzewodowość wręcz je uwstecznia. Ta ich cecha nie ma żadnego uzasadnienia w funkcjonalności i utrudnia wygodne użytkowanie.

Bezprzewodowe, a jednak przewodowe

Najlepszym (a może najgorszym) przykładem urządzenia niepotrzebnie bezprzewodowego jest pad do PlayStation 4. To gadżet tak energożerny, że praktycznie funkcjonuje jako urządzenie przewodowe, bo wiele czasu spędzam z nim podłączonym do laptopa. Czemu do laptopa? Ponieważ załączony w zestawie kabel USB jest tak krótki, że musiałbym siedzieć z nosem w ekranie, gdybym chciał ładować baterię z konsoli.

Na domiar złego Sony postanowiło zastosować micro USB zamiast mini USB, więc nie można wykorzystać dłuższego przewodu do pada z PS3. Jeśli chcę mieć długi przewód, muszę go kupić – co oznacza kolejny kabel do kolekcji, i co wiąże się z kolejnym wydatkiem.

Obraz
© playstation.com

Bezprzewodowe rozwiązanie zaczęło mnożyć przewody. I po co?

Pad jest bezprzewodowy, bo taki być musi – wstyd dla Sony, gdyby nie był. Co to za firma, która współcześnie wypuszcza urządzenie z – tfu! - przewodem? Co prawda zdrowy rozsądek podpowiadałby, że względu na wysoki pobór energii należałoby zaopatrzyć je w pojemniejszy akumulatorek, albo przynajmniej w wystarczająco długi przewód USB, ale zdrowy rozsądek nie ma tu nic do rzeczy. Liczy się wizerunek, i to tylko ten najbardziej powierzchowny. A ja mówię...

Kochajmy nasze kable!

Urządzenie bezprzewodowe to też urządzenie z przewodem, ale znacznie trudniejszym do wygodnego zwinięcia i przechowywania, za to znacznie łatwiejszym do zgubienia. Zużyta bateria w bezprzewodówce to element ograniczający żywotność sprzętu, jeśli niemożliwa jest jej wymiana. Co więcej, nie jest to rozwiązanie zbyt ekologiczne.

Niemcy zaproponowali wprowadzenie zakazu stosowania baterii montowanych na stałe – czyli takich, jak w padach do PS4. Powody są dwa. Po pierwsze: brak możliwości wymiany to – cytując przewodniczącego Federalnej Agencji Środowiska - „groteska”. Po drugie: wymienną baterię łatwiej poddać recyklingowi.

Obraz
© Kristoferb, Wikimedia Commons CC

Bateria litowo-jonowa zawiera kosztowne i szkodliwe dla środowiska substancje. Lit jest łatwopalny, a podgrzany do wysokich temperatur może wybuchnąć. Kobalt z kolei to karcynogen, czyli czynnik powodujący raka. Im więcej baterii w obiegu, tym gorzej i dla środowiska, i dla ludzi.

Czy naprawdę taka bateria jest potrzebna w padzie do konsoli, z której zawsze korzysta się w domu, w jednym pomieszczeniu? I czy jest aby optymalnym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę jej niską wydajność w stosunku do zapotrzebowania energetycznego sprzętu? Przez baterię jest i drożej, i mniej wygodnie, a na dodatek nie ma opcji kupna pada jej pozbawionego, wymagającego stałego podłączenia.

Bezprzewodowe bywa lepsze

Lubię tradycyjne przewodowe telefony. Ich zaletą jest to, że nie biegam jak wariat, starając się zgadnąć, gdzie zostawiłem komórkę i skąd dokładnie dobiega dźwięk dzwonka. Jasne, to moja wina, że zostawiam telefon w różnych miejscach, ale taka też cecha malutkiego mobilnego urządzenia: potrafi się zapodziać.

Obraz

Nie chodzi tylko o to. Komórki to genialne narzędzia, ale dużą słuchawkę znacznie wygodniej trzyma się przy uchu, a przy okazji zawsze na półeczce czeka na mnie gotowy ołówek i notes na wypadek, gdyby trzeba było coś zanotować. Nogi mi nie pękną od tego, że podejdę pięć kroków do aparatu. Korzyści przewyższają koszty.

Nie miałbym nic przeciwko telefonowi stacjonarnemu sprzężonemu z komórką, który wykrywałby jej obecność w pobliżu i przejmowałby funkcję telefonu. I wiecie co? Coś takiego istnieje. Podobne rozwiązania oferuje firma Vtech, której duże aparaty stacjonarne (bezprzewodowe, ze stacją dokującą) łączą się z komórką przez Bluetooth. Genialne!

W przypadku narzędzi modele przewodowe i bezprzewodowe to warianty, które wybiera się w określonych sytuacjach. Coś za coś: większa moc albo większa mobilność, na przykład w przypadku wiertarek. Nikt o zdrowych zmysłach nie kupi też bezprzewodowego żelazka do użytku domowego – właśnie dlatego, że bezprzewodowe jest mniej wydajne. Producenci nowych technologii jednak albo o tym zapominają, albo chcą sprawić, by użytkownicy zapomnieli.

Obraz
© dewalt.com

Problem stworzony w laboratoriach

Podobno przed kampanią zorganizowaną przez producentów maszynek do golenia żadna kobieta nie uważała owłosionych nóg lub pach za problem. Włosy po prostu były i nikt nie zwracał na nie większej uwagi. Marketing jednak sprawił, że owłosienie zaczęło być postrzegane jako uciążliwość i powód do wstydu.

Mam wrażenie, że tak samo jest z przewodowymi urządzeniami. Czy okablowanie to naprawdę problem? Czy uciążliwości wynikające z tego, że telefon ma trzymetrowy przewód łączący słuchawkę ze stacją dokującą, uzasadnia pakowanie do niego kosztownej i szkodliwej dla środowiska baterii?

Jeśli sprzęt stosuję tylko w domu, nie mam nic przeciwko przewodowemu zasilaniu. To tańsze, wydajniejsze, bardziej przyjazne dla świata rozwiązanie. Urządzenia bezprzewodowe nie sprawiają zresztą, że kable nagle znikają. Kłębią się w szufladzie, udowadniając fałszywość powiedzenia: „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)