Lot NASA i SpaceX rozpoczyna nową erę podboju kosmosu. Miała wyglądać inaczej. Afrykański naukowiec chciał chodzić po Księżycu na rękach

Lot NASA i SpaceX rozpoczyna nową erę podboju kosmosu. Miała wyglądać inaczej. Afrykański naukowiec chciał chodzić po Księżycu na rękach

Lot NASA i SpaceX rozpoczyna nową erę podboju kosmosu. Miała wyglądać inaczej. Afrykański naukowiec chciał chodzić po Księżycu na rękach
Adam Bednarek
29.05.2020 10:06

W sobotę 30 maja obędzie się historyczny lot - po prawie dekadzie astronauci polecą w kosmos z obszaru Stanów Zjednoczonych. Będzie to ważny moment dla NASA, SpaceX oraz Elona Muska. Kapsuła Crew Dragon po raz pierwszy na swoim pokładzie zabierze ludzi w kosmos. Gdyby jednak plany afrykańskiego naukowca zostały zrealizowane, podbój kosmosu wyglądałby zupełnie inaczej.

Lot NASA i SpaceX rozpoczyna nową erę wykorzystania kosmosu. Do gry wchodzą prywatne firmy. Historia podboju tego, co nad nami, mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Pionierem miał być nie miliarder, a afrykański naukowiec, który wierzył, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Inna wersja historii

Pierwszym człowiekiem na Księżycu miał być Zambijczyk. I był to tylko pierwszy krok, bo zaraz potem kolejny afronauta wylądowałby na Marsie. Tak przyszłość wyobrażał sobie Edward Festus Mukuka Nkoloso - “pierwszy Afrykanin, który odkrył Marsa, Księżyc i gwiazdy”.

“Musimy pokazać białasom, że my też potrafimy, że możemy to zrobić tutaj, w Lusace!” - mówił Edward Nkoloso w rozmowie z jednym z zambijskich polityków, przedstawiając swój plan podboju kosmosu. Nkoloso wierzył, że Zambia, która w 1964 uwolniła się od Wielkiej Brytanii, nie tylko może brać udział w wyścigu kosmicznym, ale także go wygrać. Zostawiając w tyle Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Rakieta, która miała rozsławić Zambię w całym wszechświecie, wystartowałaby ze wzgórza Chingwele Hill w Lusace.

Zambia's forgotten space program 1964

Choć może trudno w to uwierzyć, Nkoloso nie był zwykłym szaleńcem “z ulicy”. Wręcz przeciwnie. “Kosmiczna wycieczka nie była pomysłem dziesięciolatka, lecz człowieka mocno osadzonego w rzeczywistości, byłego wojskowego i aktywnego polityka UNIP” - pisał w swojej książce “Afronauci. Z Zambii na Księżyc” Bartek Sabela.

Z Księżycem jest jak z drzewem - tłumaczył Nkoloso. Drzewo widzimy i możemy na nie wejść. Dlaczego więc w przypadku Księżyca miałoby być inaczej?

Oczywiście w rakiecie nie znalazłby się Edward Nkoloso. On musiał zostać na Ziemi, by nauczać innych. Do pierwszego lotu szykowano 12 śmiałków, których umiejętności sprawdzane były w specjalnych testach.

Po Księżycu na rękach

Przyszli afronauci musieli zjeżdżać ze wzgórza, będąc wewnątrz beczki. Żeby zdać ten egzamin, należało sturlać się przynajmniej 20 razy, nie narzekając na trudności. Zanim test zdawali ludzie, najpierw przeprowadzano eksperymenty na zwierzętach. Ponoć najlepiej radziły sobie koty, najgorzej - kury. Ale skoro zwierzęta przeżyły, to do beczki mogli wejść kandydaci na astronautów - "by doświadczyć uczucia podróży przez międzygwiezdną przestrzeń".

Do lotu na Księżyc wytypowano Godfrey Mwango. Najlepiej chodził na rękach, a według Nkoloso był to jedyny możliwy sposób poruszania się po powierzchni Księżyca. Pomyślnie przeszedł też test wodowania kosmicznej kapsuły. Polegał na wrzuceniu beczki z astronautą do wody.

Plany Nkoloso sięgały znacznie dalej. Najpierw Księżyc, a zaraz potem Mars, gdy ze swojej misji powróciłby Godfrey Mwango. Czerwoną Planetę odwiedzić miała Martha Mwamba wraz z kotami. Swoją drogą to ciekawe, że afrykański naukowiec planował wysłać kobietę w kosmos dużo szybciej, niż zdecydowała się na to NASA.

A zwierzaki? Potrzebne były nie tylko jako towarzystwo. Po wylądowaniu na Marsie, to one pierwsze miały wyjść z rakiety. Jeżeliby przeżyły, to znaczy, że człowiek też da sobie radę.

Nkoloso był pewny, że “Mars jest zamieszkany przez prymitywne istoty”. Zbadał to za pomocą teleskopów. Dlatego w wyprawę ruszyć miał też misjonarz. Ale, jak zalecał Nkoloso, “nie wolno mu było narzucać chrześcijaństwa siłą, jeśli istoty na Marsie nie będą chciały go przyjąć”.

Obraz
  • Pierwszą rakietę tata zbudował z mukwy – opowiadał syn Mukuki Nkoloso w reportażu Sabeli - Drugą rakietę tata zrobił z azbestu. Potem zaczął eksperymenty z beczkami, metalowymi i mocnymi. Takimi jakich się używa do transportu paliw - opisywał.

Banda głupków

Z planów Nkoloso drwili niektórzy zagraniczni dziennikarze. W 1964 roku brytyjski korespondent tak podsumował treningi afronautów: “Jednak dla większości Zambijczyków ci ludzie to po prostu banda głupków. I po tym, co miałem okazję dziś zobaczyć, muszę się z tym zgodzić”.

Również “u siebie” Nkoloso nie miał wielu sprzymierzeńców. Lokalna prasa zastanawiała się, czy podbój kosmosu - nie tylko przez Zambię, ale i USA oraz ZSRR - punktu widzenia afrykańskiego państwa ma sens.

“Czy nauka o kosmosie może być w ogóle traktowana poważnie w Zambii? […] Ludzie potrzebują lepszego jedzenia, lepszych domów, lepszego dostępu do edukacji i służby zdrowia. Do tej pory wiedza, jaką uzyskaliśmy w trakcie podboju kosmosu, nie została użyta dla dobra ludzkości” - pisano.

A lokalne władze też nie pomagały. Nie chciały usunąć zbiorników z wodą, które otaczały wzgórze. Przeszkadzały w starcie rakiety.

Nkoloso swój plan postanowił jednak zrealizować. Rakieta miała zostać wystrzelona w Dzień Niepodległości. Symbolika miała znaczenie. Chodziło o to, “by pokazać światu, że możemy to zrobić, by pokazać tym prophets of doom, tym imperialistom, co potrafimy (...) by przestraszyć białych, pokazać im, że my też znamy naukę i że już odkryliśmy gwiazdy i Marsa” - wyjaśniał syn.

Nkoloso nie dostał od polityków zgody, by odpalić rakietę w dzień, w trakcie trwania obchodów Dnia Niepodległości. Postanowiono więc, że odpalą ją w nocy. Jeden ze świadków tego zdarzenia twierdzi, że rakieta poleciała na “osiemset stóp”, choć bez człowieka w środku.

Syn Nkoloso, relacjonując wydarzenie autorowi książki, uważa zaś, że w rakiecie była Martha Mwamba - ta sama, która miała polecieć na Marsa. Nie potrafił jednak wyjaśnić, jak wylądowała i czy odniosła jakieś obrażenia.

Z kolei większość jest zdania, że żadnej rakiety nie odpalono. Cóż, jak podsumował to Sabela, “życiorys Nkoloso pełen jest dziur, których już raczej nigdy nie wypełnią fakty i dokumenty”.

Wszystko przez Amerykę!

Nkoloso zaczęło brakować pieniędzy. Wszystkie prace i badania finansował z własnej kieszeni. Prosił o wsparcie rząd, Stany Zjednoczone, nawet UNESCO, ale nikt nie odpowiadał. Zwracał również uwagę na obecność amerykańskich i rosyjskich szpiegów, którzy łapali koty, by pokrzyżować plany Nkoloso. Zresztą niektórzy jego współpracownicy twierdzą, że Amerykanie skopiowali jego rozwiązania. “Gdyby tylko dali mu pieniądze i materiały, dziś żylibyśmy w innym świecie, a on siedziałby na Księżycu!” - przekonują.

Obraz

Istotna była też niechęć zambijskiego rządu. Bartek Sabela zwraca uwagę na to, że Kenneth Kaunda, premier Zambii, chciał uchodzić za polityka nowoczesnego. Tymczasem “Edward Mukuka Nkoloso na pierwszy rzut oka potwierdzał wszelkie negatywne stereotypy o Afryce i jej przywódcach”. Nawet lokalna prasa, choć w piśmie skierowanym do białych, oceniała kosmiczne plany jako żarty. A to miało mieć wpływ na to, jak postrzegana jest Zambia na świecie:

“Jeśli opinia publiczna odczuje, że »dr« Nkoloso posiada jakiekolwiek oficjalne wsparcie, może to mieć bardzo niekorzystny wpływ na stosunek Amerykanów do Zambii, a w szczególności na wysiłki ich rządu związane z pomocą dla rozwijających się krajów. Ludzie nie lubią pożyczać pieniędzy i wysyłać pomocy w miejsca, gdzie hochsztaplerzy brani są na poważnie” - ostrzegano w prasie.

Podobno właśnie dlatego Kenneth Kaunda nie wyraził zgody na podróż Nkoloso do Stanów Zjednoczonych. Dostał zaproszenie, ale polityk obawiał się, że afronauta przyniesie Zambii wstyd.

Zambijska misja kosmiczna upadła nie tylko ze względu na brak funduszy i wsparcia polityków. Powody były bardzo prozaiczne. Martha Mwamba zaszła w ciążę, a mężczyźni wybrali bardziej rozrywkowy tryb życia.

Biblia do poprawy

A co stało się z Nkoloso? Na początku lat 70. lokalna prasa pisała, że “prowadzi kampanię na rzecz zambijskich czarowników, domagając się, by otrzymywali stałą pomoc od rządu”. W późniejszych wywiadach zwracał uwagę na to, że Bilblia powinna zostać… poprawiona.

W końcu w Starym Testamencie Jozue rozkazuje Słońcu, by wstrzymało swój ruch. “To jest przecież jakaś histeryczna wypowiedź ze strony Jozuego. Nie ma w sobie ziarna prawdy. Badania naukowe wykazały przecież, że to Ziemia porusza się wokół Słońca. Jako chrześcijanin nie chcę być kojarzony z tak prymitywnymi wypowiedziami” - postulował.

Zmarł 4 marca 1989 roku w lokalnym szpitalu. Przed śmiercią krzyczał na lekarzy, twierdząc, że nie znają się na nauce. Za to on był nie tylko bojownikiem o wolność, ale i naukowcem. Dzięki temu odchodzi, bo “naukowiec nigdy nie umiera, on tylko odchodzi!”.

Czy Nkoloso był szaleńcem, niepoprawnym optymistą, dziwacznym żartownisiem? Niekoniecznie. Raczej pokazywał, że nie ma rzeczy niemożliwych. W końcu zaraz po II wojnie światowej dla wielu niepodległość Zambii i wyrwanie się spod władzy kolonizatorów było takim samym szaleństwem, jak lot w Kosmos. A jednak udało się wywalczyć wolność. Czarny człowiek może żyć, tak jak biały, może więc dokonywać tego samego, co i on. Czy z tej perspektywy idea lotu w Kosmos wydaje się aż tak szalonym pomysłem?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)