Cenzorze, daj spokój grom!

Cenzorze, daj spokój grom!

Cenzorze, daj spokój grom!
Adam Bednarek
06.03.2014 23:35, aktualizacja: 07.03.2014 10:15

Niby grają już wszyscy, niby gry przestały kojarzyć się z rozrywką dla dzieci. Czy faktycznie tak jest? Mam wątpliwości, skoro ocenzurowanych wersji nie brakuje. Wciąż nie traktuje się nas jak dorosłych.

Jeszcze do niedawna cenzura w grach miała dwie ojczyzny: Niemcy i Australię. Było jasne, że jeżeli jakaś produkcja jest brutalna, to w tych dwóch krajach na pewno się nie pojawi. Chyba że twórcy zdecydowaliby się ją nieco okroić, wycinając niewłaściwe sceny. Niektórym jednak nawet i takiej szansy nie dano i ich gry ominęły tamtejsze rynki.

To jednak się powoli zmienia i nawet surowa Australia powoli otwiera się na brutalne produkcje. Wreszcie wprowadzono kategorię wiekową „R18+”, a pierwszą grą z tą oceną było Ninja Gaiden 3: Razor's Edge w wersji na Wii U.

Nie oznacza to, że każda brutalna gra dostaje R18+ i na rynku się ukazuje. Z tym wciąż jest problem, o czym przekonali się twórcy Saints Row IV, którzy i tak musieli wycinać gorszące Australijczyków sceny.

Obraz

Biedni Australijczycy, prawda? Oni muszą grać w okrojone wersje, podczas gdy możemy cieszyć się grami takimi, jak chcą twórcy.

South Park: TSoT: Censored Scenes Comparison SPOILERS - Eurogamer

Przykładem jest ostatnia premiera South Park: Kijek prawdy. Konsolowe wersje, które trafiły na europejski rynek, pozbawione były kilku „niewłaściwych” scen, takich jak sonda analna czy przeprowadzenie aborcji. Co ciekawe, edycji pecetowej nikt nie tknął, nożyce cenzora zadbały wyłącznie o grających na PlayStation 3 i Xboksie 360.

Kim był ten cenzor? Problem w tym, że nie wiadomo. Ubisoft wyjaśnia, że to decyzja biznesowa. Zapewne chodziło o możliwość wydania gry w Niemczech. A że tym samym wrzucono wszystkich europejskich graczy do niemieckiego worka z cenzurą? To już nie problem wydawcy, tylko europejskich klientów.

Ubisoft bał się, że takie sceny jak interaktywna aborcja mogą nie tylko doprowadzić do tego, że w Niemczech gra się nie ukaże, ale też do wielu negatywnych komentarzy w mediach innych krajów. Niby doskonale wiemy, że South Park: Kijek prawdy to gra dla dorosłych, ale telewizja i prasa i tak mogłyby zrobić z tego niezłą aferę. Najwidoczniej Ubisoft nie lubi powiedzenia: nieważne jak, byleby mówili.

Obraz

Czy winę ponosi Ubisoft? I tak, i nie. Po prostu wydawca wyprzedził ruch organizacji, które i tak kazałyby wyciąć niedozwolone sceny. Mimo że to gra dla osób powyżej 18 roku życia...

Niewinni Europejczycy

Szybkie jest także Sony. W amerykańskiej wersji The Last of Us w trybie sieciowym krew może nie leje się strumieniami, ale jest zdecydowanie bardziej widoczna niż w europejskiej edycji. Europejczycy, grając w multiplayer, nie widzą też odpadających głów, rąk i nóg.

Po raz kolejny zdecydowano się wypuścić jedną wersję na całą Europę. To z naszego punktu widzenia absurdalne, bo przecież u nas jeszcze nikt cenzurować gier nie każe. Dlaczego mamy cierpieć z powodu prawa, które panuje w Niemczech? Wydawcy nie spieszą się z wyjaśnieniem.

Kiedy to się zmieni? Problem w tym, że nie wiadomo. Niby autorzy robią gry dla dorosłych, świadomych widzów, którzy chcą uczestniczyć w dojrzałych opowieściach. Sprzedaż rządzi się jednak swoimi prawami i choć mamy ciekawą, ambitną historię, to dobrze by było, gdyby grę kupili też młodsi.

Najważniejsze jest PEGI

I tak studio Quantic Dream zdecydowało się wyciąć 10 sekund, byle jego Beyond: Dwie dusze załapało się do rankingu PEGI na 16, a nie 18. Bo ta druga wygląda gorzej i jeszcze jakiś rodzic mógłby powiedzieć: „Przykro mi, to gra nie dla ciebie, nie kupię jej”. Nie mówiąc o ewentualnych problemach wydawniczych w Niemczech...

Obraz

Niestety, ale graczy wciąż traktuje się jak dzieci. Krew? Przykro mi, patrzeć nie możecie. Zabijanie zombie? Zbyt brutalne (tak, Techland także miał w Niemczech problem z Dead Island). Obecność swastyk? Wykluczone, jeszcze ktoś zostanie faszystą.

Co, swoją drogą, jest bardzo ciekawe, bo na symbole komunistyczne nikt się nie oburza. Nie tak dawno sprawdziłem, w ilu grach pojawiał się np. sierp i młot, a w ilu swastyka. Tego drugiego symbolu twórcy unikają jak ognia, drugi bez problemu trafia na okładki wielu gier. Ot, sprawiedliwość.

Przestańcie o nas dbać, poradzimy sobie sami!

Sam zaczynam wątpić, czy będzie lepiej. Skoro Komisja Europejska chce kontrolować, jakie gry mają prawo nazywać się free-2-play, a jakie z tej nazwy korzystać nie mogą (wszystko dla dobra obywateli, żeby nie dali się naciągnąć na mikrotransakcje, tak jakby do zakupu ktoś zmuszał...), to dlaczego ktokolwiek miałby nie zwracać uwagi na to, jakie gry ukazują się na rynku i czy nie są zbyt brutalne? Wszystko z myślą o nas, byśmy przypadkiem nie zeszli na manowce!

W końcu – jak śpiewał Dezerter – zawsze znajdzie się ktoś, kto lepiej wie, co jest dobre, a co złe.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)