"Polskiego Steve'a Jobsa nie będzie". A może jednak?

"Polskiego Steve'a Jobsa nie będzie". A może jednak?

Bo Polska to nie Ameryka? (Fot. Flickr/Deidre Woollard/Lic. CC by)
Bo Polska to nie Ameryka? (Fot. Flickr/Deidre Woollard/Lic. CC by)
Michał Michał Wilmowski
29.11.2011 09:44, aktualizacja: 14.01.2022 11:37

Czy polskie startupy coś znaczą? Czy jest sens organizować takie imprezy jak Startup Weekend? Czy mamy szansę zawojować świat? Na ten temat właśnie wypowiedziało się dwóch wielkich polskiego Internetu, pozwólcie więc, że swoje trzy grosze dorzucę i ja.

Czy polskie startupy coś znaczą? Czy jest sens organizować takie imprezy jak Startup Weekend? Czy mamy szansę zawojować świat? Na ten temat właśnie wypowiedziało się dwóch wielkich polskiego Internetu, pozwólcie więc, że swoje trzy grosze dorzucę i ja.

Grzegorz Marczak, szef Antywebu, i Eryk Mistewicz, szara eminencja, spec od, no cóż, narracji, pokłócili się o startupy. Dokładniej rzecz ujmując, o imprezę Startup Weekend Warsaw, którą z uwagą godną lepszej sprawy śledził Antyweb.

Impreza ta polega na tym, że przyjeżdża dużo młodzieży, która chciałaby spróbować sił w biznesie internetowym. Młodzież dzieli się na grupy, które mają weekend na stworzenie zalążku startupu. Pomagają im różnego rodzaju eksperci. Za uczestnictwo w takiej szkole trzeba zapłacić nawet powyżej 200 zł.

Ja do tego typu zabaw podchodzę dość sceptycznie, może dlatego, że nie mam w nich żadnego interesu, chętnie jednak dorzucę swoje trzy grosze do ciekawej dyskusji, która wybuchła po ostatnim takim weekendzie.

"Polskiego Steve'a Jobsa nie będzie"

Najpierw krótkie streszczenie. Eryk Mistewicz, znany doradca znanych ludzi i najbardziej francuskojęzyczny Polak na Twitterze (którego to Twittera ponoć w naszym kraju spopularyzował), na łamach Forbes.pl ogłosił, że polskiego Jobsa nie będzie. Wniosek swój wyciągnął z wyżej wspomnianego spotkania startupowej młodzieży.

Nie uczestniczył w nim co prawda we własnej osobie, ale widział rezultat: zwycięski startup, tj. aplikację na smartfona uniemożliwiającą skorzystanie z niego, dopóki nie odpowie się prawidłowo na pytanie. Eksperci Startup Weekend Warsaw docenili ten projekt, Mistewicz uważa, że jest on niedorzeczny.

Inne też nim nie wstrząsnęły:

"Panie Mistewicz, Pan po prostu się nie zna"

To, że nie będzie u nas Steve'a Jobsa, może być prawdą, możliwe też, że nie powstanie u nas kolejny Facebook. Czy jednak to jest powód do krytycznej oceny młodych, początkujących przedsiębiorców? Czy jako nauczyciel w szkole będzie pan krytykował uczniów za to, że wypracowania nie są na poziomie dziennikarza z 3 roku?

Na koniec szef Antywebu radzi Mistewiczowi zająć się tym, na czym się zna: popularyzowaniem Twittera w Polsce.

Wymyślajmy, zamiast tłumaczyć na polski!

A ja tak sobie to wszystko czytam i myślę, że obaj panowie przesadzają. Ale zdecydowanie bardziej przesadza Marczak, gloryfikując dokonania młodzieży. Nie wiem, co to jest "dziennikarz z 3 roku", i czy szef Antywebu nim jest, czy nie. Wiem za to, że od dawna nie widziałem w polskim Internecie niczego wartościowego.

Podczas gdy w Polsce młodzież zdobywa nagrody za dziwaczne aplikacje na smartfona, ta amerykańska, często nawet młodsza od naszej imprezowej, zarabia miliony na własnych, wymyślonych od zera startupach.

Co tam Ameryka, wystarczy spojrzeć na Europę! Widzieliście może listę 20 najszybciej rozwijających się firm z branży technologicznej na Starym Kontynencie? Oczywiście, że nie ma tam żadnej polskiej. A widać, że aktywny jest nie tylko Zachód, ale też Turcja, Rumunia czy Czechy.

A u nas? Polacy potrafią tylko naśladować – jak już pisałem przy okazji newsa o tym, że Facebook przegonił Naszą Klasę. Jedyny w naszym kraju biznes internetowy, który osiągnął w ostatnich latach prawdziwy sukces, był od początku do końca kopią – najpierw Classmates.com, potem Facebooka.

Zamiast wymyślać, tłumaczy się na język polski. Tak powstaje większość polskich startupów. Niektóre wygrywają na naszym rynku z amerykańskimi oryginałami tylko dlatego, że są po polsku. Większość nigdy z niczym nie wygra.

No dobrze, to kiedy ten polski Facebook?

Doceniam to, że jest taka impreza jak Startup Weekend. Doceniam umiejętności ludzi, którzy tam przyjeżdżają. Gdybym potrzebował zdolnego młodego informatyka, pewnie sam bym się tam udał. Ale to tylko – jak przypadkiem słusznie porównał sam Marczak – uczniowie.

Uczniowie, którym, owszem, można dać piątkę i pogłaskać po główce za ich starania i pomysły, ale niekoniecznie już relacjonować ich wypracowania w mediach. Tylko o czym w takim razie pisać? Ano właśnie, nie ma o czym. Polskiego Facebooka – Facebook oznacza tu coś świeżego, nowego, własnego – nie ma i raczej już nie będzie. Chyba że pójdziemy drogą Chińczyków i zablokujemy amerykańskie serwisy.

Nie można zachwycać się ludźmi, którzy myślą sztampowo i sztampowo działają. Potrzeba więcej krytycznego podejścia, a nie powtarzania, że wszystko jest OK. Bo nie jest. Nie ma polskich startupów, które mogłyby konkurować z zachodnimi. Nawet na naszym rynku – a co dopiero globalnym.

Mistewicz na branży IT się nie zna – i dobrze, że się nie zna, bo żeby startup okazał się potrzebny, jego wartość musi zostać zweryfikowana przez takich ludzi jak Mistewicz. Ludzi, którzy się nie znają. To właśnie dzięki nim rozwijają się zagraniczne, prawdziwie innowacyjne startupy.

Jeśli któraś z mądrych głów płacących po 49 euro za udział w Startup Weekend wymyśli coś, co przyda się tzw. zwykłym ludziom, z przyjemnością zaklaszczę z zachwytu. Na razie jednak nie mam powodu.

Źródło: Forbes.plAntyweb

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)