Marlon Brando i James Dean znowu na wielkim ekranie? Technologia może wskrzeszać, ale lepiej niech tego nie robi

Marlon Brando i James Dean znowu na wielkim ekranie? Technologia może wskrzeszać, ale lepiej niech tego nie robi

Marlon Brando i James Dean znowu na wielkim ekranie? Technologia może wskrzeszać, ale lepiej niech tego nie robi
Adam Bednarek
25.03.2014 14:52, aktualizacja: 25.03.2014 15:59

Paul Walker nie żyje, ale w siódmej części „Szybkich i wściekłych” i tak zagra. Do dokończenia scen z jego udziałem posłuży... technologia.

Aktor zmarł podczas produkcji siódmej odsłony serii. Co zrobić ze scenariuszem? Co z dalszą częścią filmu, w której miał brać udział? Producenci poradzą sobie z tym problemem za pomocą technologii. Walkera zastąpi dubler, na którego później komputer nałoży cyfrową twarz nieżyjącej gwiazdy. Komputerowo zostanie wygenerowany również głos aktora.

Teoretycznie twórcy mogą się tłumaczyć, że dzięki temu film w ogóle zostanie skończony. Nie trzeba go zmieniać, nie trzeba tworzyć fabuły od nowa. Można kontynuować dzieło, by powstało w takiej formie, jak planowano.

Dobrze wiemy, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Nieżyjący aktor na wielkim ekranie to sensacja. Na plakacie będzie można napisać: „Paul Walker po raz ostatni w filmie!”. Nie mówiąc już o bardziej dramatycznych hasłach w stylu „gwiazda ożywiona”.

Obraz

Jaką mamy gwarancję, że to nie pójdzie o krok dalej? Skoro cyfrowy Walker może wystąpić w połowie filmu, to dlaczego by nie nakręcić w ten sposób całego?

A właściwie to dlaczego by ograniczać się wyłącznie do Walkera? Na wielkim ekranie znowu moglibyśmy zobaczyć Marlona Brando, Jamesa Deana i wiele innych nieżyjących gwiazd kina. I wszyscy w jednym filmie! Rekord kasowy gwarantowany.

Zmarłych właściwie można zostawić. Wyobraźcie sobie film z młodym Alem Pacino albo Robertem De Niro. W sile wieku, w nadzwyczajnej formie! Wizerunkiem aktorów można by się dowolnie bawić.

Obraz

Tylko jaki ma to związek z aktorstwem? Przecież zakładamy, że aktor gra nie tylko twarzą, ale też całym ciałem. To charakterystyczne ruchy, zachowania, nawyki. Owszem, komputer może je wiernie naśladować, ale zgodzimy się chyba, że to nie to samo, prawda?

Dzieje się coś niepokojącego, bo Hollywood zaczyna po prostu grzebać w trumnach. Dla pieniędzy, bo wartość artystyczna takich przedsięwzięć nigdy nie dorówna grze prawdziwego aktora. Nie chcę Walkera, nie chcę młodego De Niro, nie chcę ożywionego Brando. I dlatego lepiej by było, gdyby zostawić ich w spokoju.

A poza tym oni i tak są nieśmiertelni. Nie musimy wykorzystywać technologii, żeby to udowodnić.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)