Kryształy Czasu: nieznana historia pierwszej polskiej gry RPG [cz. 2]
Kryształy Czasu doczekały się wersji elektronicznej. Pojawili się pierwsi fani, gracze – słowem – system zaczął żyć. Nadszedł czas na zaprezentowanie go szerszej publice. KC zawitały na łamy pierwszego magazynu poświęconego grom fabularnym – Magii i Miecza.
18.02.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:35
Kryształy Czasu doczekały się wersji elektronicznej. Pojawili się pierwsi fani, gracze – słowem – system zaczął żyć. Nadszedł czas na zaprezentowanie go szerszej publice. KC zawitały na łamy pierwszego magazynu poświęconego grom fabularnym – Magii i Miecza.
Magia i Miecz
Ogromne dziury w zlepku idei, jakim były Kryształy Czasu – a przede wszystkim kłopoty językowe, zaczęły wypływać na wierzch w 93 i 94 roku, kiedy Kryształy pojawiły się na łamach Magii i Miecza. Okazało się , że spisany materiał jest bardzo „poszarpany”, fragmentaryczny i ciężkostrawny dla każdego, kto nie należy do grupy hardcore’owych, zagorzałych fanów tego systemu.
Dopóki Kryształów kolejni gracze uczyli się od innych, dopóty „jakoś to szło” – ujmując rzecz kolokwialnie. Koniec końców wystarczyło zapytać kogoś bardziej doświadczonego, by wytłumaczył co i jak.
Wiedza była najczęściej przekazywana ustnie. Niemniej ze skrótowych informacji, niejasno rozpisanych zasad, trudno było wywnioskować coś ludziom znającym ideę gier fabularnych, a co dopiero kompletnie zielonym.
Gdy pliki trafiły do MAGa, wydawcy Magii i Miecza, okazało się, że całe fragmenty trzeba było pisać od początku. Budziło to naturalną niechęć kolejnych osób do pracy nad systemem. Artur potrafił też utrudniać rzeczy wydawałoby się proste - po co kreować skrót charakteru "zł." skoro wyraz zły też ma 3 litery?
Nie było aż tak źle
Na łamach MiMa na przestrzeni lat pojawiało się na początku mnóstwo ciekawych materiałów, nie tylko autorstwa Artura. Były przygody (w tym naprawdę słynna "Demoniczna horda", a także kilka moich i Andrzeja Miskzurki), było nawet opowiadanie Tomasza Kołodziejczaka osadzone w realiach Orchii - świata gry KC pt. "Bardzo cenny pierścień”.
Były też kolejne rozszerzenia zasad, choćby te wprowadzające elementy horroru (wynikające z fascynacji Ravenloftem). Materiały do Kryształów tworzyli znani wówczas pisarze (Jacek Komuda, Artur Szrejter) i rodzące się talenty RPGowego światka (Artur Marciniak, Rafał Nowocień, Andrzej Miszkurka czy ja, Tomek Kreczmar). W zasadzie wówczas wydawało się, że wydanie KCtów będzie bliskie i przyjemne. Tym bardziej, że nie był to system aż tak zły jak czasem się mówiło.
Co prawda skomplikowana mechanika odstraszała, ale można było tam znaleźć sporo smaczków. W czasach, gdy w AD&D każdy ork był taki sam, u Artura były one różne, z poszczególnymi klasami czy nawet funkcjami. Ślamazarne liczenie na kartce różnych rzeczy czy rzuty k100 i sprawdzanie wyników z różnicą pomiędzy trafieniem a obroną wyrażonymi w liczbach sięgających 300 było po prostu kłopotliwe.
Złożona mechanika prawdopodobnie świetnie nadawałaby się do komputerowego RPGa. W pewnym sensie można rzec, że Artur nieco wyprzedził czasy - teraz tworzenie złożonych systemów legitymizuje wykorzystywanie oprogramowania czy wręcz umieszczanie ich w grach wideo. W owych czasach wymagało jeżdżenia na sesję z kalkulatorem, by było po prostu szybciej i sprawniej. O laptopach wielu z nas nawet nie mogło pomarzyć...
Za dużo grzybów w barszczu
O ile Artur miał dużo nowatorskich pomysłów dotyczących mechaniki czy potworów, o tyle na pisaniu się po prostu nie znał. Nie potrafił przelewać historii na papier. Mistrz Gry też był raczej skłonnym do prowadzania walk niż budowania atmosfery. Zlepek pomysłów nie był też tak zły, gdyby Artur rozdzielał je na poszczególne światy, podsystemy czy uniwersa. Koniec końców GURPS czy d20 doskonale się w tej kwestii sprawdziły.
Warto też wspomnieć, że nigdy nie powstały spisane wersje ponoć dwóch najsłynniejszych przygód stworzonych przez Artura et consortes, czyli Kryształów Conanowskich i Tolkienowskich. Oczywiście nazwy doskonale wyjaśniają ich tematykę.
Pierwsza z wymienionych przygód miała fajną specyfikę pod tym względem, że jednocześnie Artur prowadził dwie grupy, które podążały do tego samego celu, zastawiały na siebie pułapki, odkrywały swoje ślady. Druga zaś z Władcą Pierścieni miała niewiele wspólnego – jedynie miejsce akcji. Nie brzmi to zbyt zachęcająco, prawda? Skąd więc legendy na ich temat? Artur miał szczęście i trafił na bardzo fajnych graczy, którzy dużo do sesji dołożyli, jeśli ich wręcz nie „zrobili”. Warto pamiętać, że pierwsze rozgrywki miały miejsce w czasach, gdy w RPG bawili się ludzie naprawdę chętni i poszukujący.
Im popularniejsze były gry fabularne, tym bardziej średnia entuzjazmu malała.
Ciąg dalszy historii Kryształów Czasu jeszcze w tym tygodniu na łamach Gadżetomanii!
Tekst: Tomek Kreczmar
Redakcja: Piotr Gnyp