Witajcie w naszej bajce. Akademia Pana Kleksa ma 30 lat!

Witajcie w naszej bajce. Akademia Pana Kleksa ma 30 lat!

Piotr Fronczewski jako Pan Kleks
Piotr Fronczewski jako Pan Kleks
Redakcja Gadżetomanii
04.12.2013 00:54, aktualizacja: 04.12.2013 10:11

W niedzielę, 4 grudnia 1983 roku, w warszawskiej Sali Kongresowej miał miejsce premierowy pokaz filmu „Akademia Pana Kleksa”. Gdy na widowni zgromadził się już komplet publiczności, uroczystość niespodziewanie zakłócił jeden z najstraszliwszych łotrów polskiego kina.

Przebieg mrożących krew w żyłach wydarzeń znamy dzięki relacji reportera magazynu „Film”, który pisał:

*Ale oto już dzwonki, już się zaczyna. Gasną światła, cichnie gwar rozemocjonowanej widowni, aż tu nagle gdzieś z góry ktoś woła złowieszczym barytonem, że pokazu nie będzie, że to wszystko lipa, »dzieci wracajcie do domu«. Z ciemności reflektor wyławia mówiącego. Przez salę biegnie okrzyk przerażenia. To Filip Golarz! Mężczyzna w czarnej pelerynie i kapeluszu z dużym rondem za chwilę jest na scenie. Co mniejsze dzieci zaczynają pochlipywać, ale prowadzący spotkanie zna sposoby nawet na taki szwarccharakter. Jeśli Golarz pojawi się jeszcze raz, wszystkie dzieci muszą z całej siły dmuchać w jego kierunku.

Premiera się odbędzie!*

Leon Niemczyk jako Filip Golarz
Leon Niemczyk jako Filip Golarz

Już chwilę później młodzi widzowie – dzięki magii kina – z ponurej, zaśnieżonej Warszawy, w której prasa codzienna donosiła, że na święta, niestety, znów zabraknie bakalii, zostali przeniesienie do bajkowej szkoły profesora Ambrożego Kleksa. Jej uczniowie – chłopcy, których imiona zaczynają się na literę „A” – zaśpiewali piosenkę „Witajcie w naszej bajce”. Historię spisaną tuż po II wojnie światowej przez Jana Brzechwę zaczął opowiadać Krzysztof Gradowski.

Wraz z nowym uczniem Akademii, Adasiem Niezgódką, obecne na widowni dzieci mogły wziąć udział w zajęciach jakże różniących się od tych, które znały ze swoich szkół. Brzechwa podkreślał, że dziecko musi przede wszystkim się bawić. „Wiersz, powiastka, ilustracja, piosenka stanowią dla dziecka odmianę zabawek tak jak lalki, ołowiani żołnierze czy klocki – tłumaczył. – Tej biologicznej właściwości dziecka powinna odpowiadać literatura i grafika, film i audycja radiowa. Nasycenie tych utworów oschłą dydaktyką tylko psuje zabawę, a więc nie osiąga celu”.

Zdaniem Brzechwy edukacja dzieci powinna odbywać się poprzez zabawę i zasadzie tej pozostaje wierny Gradowski. Uczniowie filmowej Akademii uczą się geografii, nie siedząc w niewygodnych ławkach, lecz turlając po ogrodzie ogromny gumowy globus i wykrzykując nazwy miejsc, w które trafiają.

Stworzony przez Brzechwę pedagog-czarodziej potrafi także pobudzić to, co w dziecku najcenniejsze – wyobraźnię. Adaś Niezgódka ma zatem okazję, by osobiście poznać Dziewczynkę z zapałkami i autora tej bajki – Hansa Christiana Andersena, a także wysłuchać ponurej historii Ptaka Mateusza – niegdyś księcia w królestwie Bajdokracji, poszukującego obecnie zaczarowanego guzika podarowanego mu przez doktora Paj-Chi-Wo.

W historię włącza się wreszcie złowrogi Golarz Filip, który wraz ze swoim pomocnikiem Alojzym Bąblem tworzy Adolfa – mechaniczną lalkę – robota – „doskonałe dziecko cywilizacji komputerowej”. Adolf zostaje jednym z uczniów Akademii…

Jestem bajką twego snu

Do zekranizowania baśni Brzechwy Krzysztof Gradowski przygotowywał się blisko dziesięć lat. Ten znany do tej pory tylko wąskiej widowni autor społecznie zaangażowanych dokumentów i krótkometrażowych eksperymentalnych animacji, długo próbował przekonać decydentów, by zezwolili na produkcję filmu – jak twierdzono – „nie na nasze warunki”. Gdy już zgoda taka została wyrażona, nowatorskie dzieło napotkało szereg trudności realizacyjnych. Jak żalił się „Trybunie Ludu” reżyser: „brakowało wielu rzeczy – od farb i materiałów po zrozumienie i życzliwość”.

Piotr Fronczewski jako Pan Kleks
Piotr Fronczewski jako Pan Kleks

Gradowski nie zamierzał jednak godzić się na kompromisy i tworzył film z rozmachem niespotykanym dotychczas w polskim kinie dziecięcym. Do współpracy zaangażował ścisłą czołówkę krajowych aktorów: nie tylko Piotra Fronczewskiego, który zagrał Pana Kleksa, Leona Niemczyka, odtwórcę roli złowrogiego Golarza Filipa i Zbigniewa Buczkowskiego (Alojzy Bąbel), ale także np. Bronisława Pawlika i Wojciecha Michnikowskiego, którzy pojawili się w historii opowiedzianej przez Ptaka Mateusza. Na ekranie towarzyszyło im 24 uczniów Akademii – chłopców wybranych z ponad 400 kandydatów uczęszczających do warszawskich szkół muzycznych, z których każdy przeszedł trzymiesięczne szkolenie choreograficzne.

Tytułową akademię zagrał pałac Działyńskich w Gołuchowie, który udekorowano niebywałą liczbą rekwizytów, na czele z balonem mającym przenieść Trzecie Oko ku Gwieździe Nadziei.

Fabułę przerywały zapadające w pamięć sceny muzyczne. Utwór „Marsz wilków” wykonał w filmie zespół TSA, a „Pożegnanie z baśnią” smutna księżniczka – Zdzisława Sośnicka. Piosenki ze słowami zaczerpnięty z wierszy Brzechwy („Kaczka-dziwaczka”, „Psie smutki”, „Na wyspach Bergamutach”, „Jak rozmawiać trzeba z psem” czym „Kwoka”) melorecytował Piotr Fronczewski wraz z towarzyszącymi mu dziećmi. Muzykę do tych utworów skomponował współpracujący wcześniej m.in. z Andrzejem Wajdą i Sylwestrem Chęcińskim Andrzej Korzyński.

Aktorskim popisom towarzyszyły animacje, w tym ta najbardziej efektowna: w scenie „kleksografii”, w której kolorowe kleksy zmieniają się w towarzyszące aktorom na ekranie zwierzęta (prym wśród nich wiedzie oczywiście „mający bardzo ostre kły” dzik). Wyprawa Adasia Niezgódki do Psiego Miasteczka zilustrowana została z kolei z użyciem pieczołowicie przygotowanych lalek, mogących śmiało konkurować z muppetami.

Młodych widzów zachwycały także sceny trickowe – jak choćby z łatwością unoszący się w powietrzu profesor Kleks – ale największym atutem filmu Krzysztofa Gradowskiego pozostała jednak historia wymyślona przez Jana Brzechwę. Jak na łamach „Polityki” pisał Ryszard Marek Groński: „Brzechwa nie cierpiał morałów, które dzieci miałyby łykać obowiązkowo jak tran. Wolał objaśniać świat, nakłaniając do gier wyobraźni, do zabaw w uskrzydlone przez poezję słowa”.

Wierność książkowej „Akademii Pana Kleksa” widać nie tylko w duchu historii, lecz i w detalach. Gdy uczniowie zasiadają do wigilijnej wieczerzy, ściany sali jadalnej zdobią obrazy Jana Marcina Szancera – ilustratora książek Brzechwy, który jako pierwszy profesora Kleksa narysował.

Poważnie robi się dopiero w finale filmu, gdy robot Adolf spróbuje zniszczyć Akademię. Choć ostatecznie Kleks pokona mechaniczną lalkę i jej konstruktora, trudno mówić o zwycięstwie dobra. Groński: „Żeby zwalczyć podłość, trzeba przyjąć narzucone reguły walki, trzeba być złym. Gdy Adolf drze na strzępy sekretne zapiski doktora Paj-Chi-Wo, Pan Kleks rozmontowuje robota. Nie jest to jednak triumf. Skończyło się powiększanie przedmiotów, leczenie chorych sprzętów, odgadywanie dziecięcych snów… Zło uśmierciło bajkę”.

„Ewenement wspominany przez lata”

Choć dziennikarka „Świata Młodych” niepokoiła się, że „najmłodszy widz fizycznie nie wytrzyma tak długiego seansu, dzieci muszą kiedyś zjeść gorący posiłek”, gdy blisko trzygodzinna projekcja dobiegała końca i trzeba było opuścić kino, na twarzach młodych widzów nie było widać zmęczenia. Krzysztof Gradowski wspominał, że wychodząc z Sali Kongresowej po premierowym pokazie, usłyszał ośmioletnią dziewczynkę, która pytała się mamy, dlaczego film trwał tak krótko.

Kolejki przed kinem Muranów
Kolejki przed kinem Muranów

Odczuwający niedosyt mali miłośnicy Akademii mogli kupić wydaną przez firmę Polton płytę gramofonową z piosenkami z filmu. W dołączonej do płyty książeczce wydrukowano teksty wszystkich piosenek oraz nuty umożliwiające ich samodzielne odegranie. Oprawy takiej nie doczekał się dotychczas żaden polski film dla dzieci. Jak pisał „Przekrój”: „to, co na całym świecie normalne, u nas jest ewenementem wspominanym przez długie szare lata”.

Co ciekawe, zawiązana na planie filmu znajomość Andrzeja Korzyńskiego z Piotrem Fronczewskim zaowocowała również projektem muzycznym skierowanym do dorosłej publiczności. Aktor wcielił się w postać Franka Kimono, melorecytującego piosenki utrzymane w prześmiewczo-dyskotekowej konwencji. Gigantyczną popularność osiągnął zwłaszcza singlowy przebój „King Bruce Lee karate mistrz”.

W ostatnim tygodniu stycznia 1984 roku, gdy w szkołach rozpoczynały się zimowe ferie, „Akademia Pana Kleksa” trafiła do kin w całej Polsce. Pod kasami zaroiło się od przepychających się, walczących o bilety rodziców. Choć wejściówki kosztowały 40 (ulgowa) i 80 złotych, u „koników” ich cena dochodziła do 250 złotych (dla porównania za gazetę codzienną trzeba było wówczas zapłacić 5 złotych).

Mimo że polscy widzowie nie narzekali na brak atrakcji, a w kinach wyświetlano właśnie przeboje takie jak „Poszukiwacze zaginionej arki”, „Mistrz kierownicy ucieka”, „Blues Brothers”, „Wejście smoka”, a nawet „Imperium kontratakuje” – tylko w ciągu pierwszego kwartału film Krzysztofa Gradowskiego obejrzało ponad 4 miliony Polaków. W ciągu trzech lat – ponad 14 milionów (to wynik lepszy niż osiągnęła choćby mająca premierę również w 1984 roku „Seksmisja”).

„Akademia Pana Kleksa” trafiła także zagranicę. Bardzo spodobała się widzom i krytykom z ZSRR, a redaktor magazynu „Sowietskij Ekran” chwaliła „polskich kolegów filmowców”, którzy „umiejętnie wykorzystują i fantazję i fantastykę, przyzywając na pomoc cuda nauki i techniki. Stworzyli film zajmujący, a zarazem o wartościach dydaktycznych. Ale jego wdzięk leży głównie w tym, że dydaktyzm jest delikatny, bez wskazywania palcem”.

Nic więc dziwnego, że choć zniszczona przez Golarza Filipa Akademia Pana Kleksa przestała istnieć, Krzysztof Gradowski postanowił znów sięgnąć po Brzechwę i wysłać granego przez Piotra Fronczewskiego profesora w podróż.

Cała naprzód ku nowej przygodzie

Artystyczny i finansowy sukces „Akademii” pozwolił reżyserowi na niespotykany dotychczas w polskim kinie dziecięcym rozmach realizacyjny. Zdjęcia do „Podróży Pana Kleksa” kręcono już nie tylko w Polsce, ale także w Bułgarii i ZSRR. Ekipa filmowa długo zwiedzała Krym i Kaukaz w poszukiwaniu efektownych plenerów, a np. świątynię króla Aptekarii zagrał zabytek klasy zerowej – tajemnicza pogańska budowla w Garni koło Erewania.

Podróże Pana Kleksa
Podróże Pana Kleksa

Na ekranie do Piotra Fronczewskiego dołączył Henryk Bista jako złowrogi Wielki Elektronik, a towarzyszyli im ulubieńcy polskiej widowni: Jerzy Kryszak, Bogusz Bilewski, Janusz Rewiński czy Jerzy Bończak. W roli Alojzego Bąbla ponownie wystąpił Zbigniew Buczkowski. Piosenkę o nieszczęśliwie zakochanej Meluzynie zaśpiewała królowa Aba, czyli Małgorzata Ostrowska, będąca wówczas u szczytu popularności wokalistka zespołu Lombard.

Problemem okazały się za to efekty specjalne. Redaktor magazynu „Film” przestrzegał, że w Polsce „bez pracowni zdjęć trickowych nie można myśleć o uprawianiu fantastyki filmowej”. Krzysztof Gradowski postanowił w tej kwestii poprosić o pomoc fachowców renomowanej kijowskiej Wytwórni im. Aleksandra Dowżenki, co jednak niewiele pomogło. Recenzent „Polityki” ubolewał więc, że „nawet małe dziecko widzi, że podróż podwodna jest tylko trickiem, a wyprawa dziwnym pojazdem w kształcie żelazka odbywa się w studiu filmowym”.

Premierze „Podróży Pana Kleksa” towarzyszyła akcja promocyjna na niespotykaną dotychczas w Polsce skalę. Dzieci pragnące przedłużyć kinową przygodę otrzymały do dyspozycji płyty gramofonowe i kasety magnetofonowe z piosenkami z filmu, śpiewniki, układanki i naklejki, plakaty i fotosy. W Polsce zapanowała prawdziwa kleksomania.

Lecz gdy na kinowej sali gasły wreszcie światła i na ekranie pojawiał się profesor Ambroży Kleks, rozpoczynający opowieść o festiwalu bajek w Królestwie Bajdocji, cały zgiełk związany z realizacją i promocją filmu przestawał mieć znaczenie. Oto bowiem okazywało się, że Alojzy Bąbel, pomocnik Wielkiego Elektronika, zdołał zniszczyć zapas atramentu, którym miano spisywać wszystkie baśnie.

Na prośbę króla Bajdocji Apolinarego Baja Pan Kleks z garstką pomocników wyrusza w podróż, by zdobyć atrament – najpierw drogą morską, później pod powierzchnią wody, a także w powietrzu, docierając m.in. do podwodnej krainy królowej Aby i królestwa Aptekarii. Do finałowej konfrontacji z Wielkim Elektronikiem i jego armią robotów dojdzie na zamieszkałej przez naukowców wyspie Patentonii…

W trzygodzinnym filmie Gradowski umiejętnie łączy klasyczne wątki pochodzące z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”, z nowoczesnymi pojedynkami kung-fu i wyposażonymi w laserową broń robotami. Prezentuje również kolejną porcję znakomitych piosenek, ponownie skomponowanych przez Andrzeja Korzyńskiego (oprócz „Meluzyny”, także m.in. „Cała naprzód”, „Z poradnika młodego zielarza” czy „Podróż w krainę baśni”). Warto także pamiętać, że decydującą rolę w finałowym starciu ze złem odegra… makaron.

Choć Zdzisław Pietrasik na łamach „Polityki” narzekał, że „pod względem stylu pomieszanie z poplątaniem”, film obejrzało 8,5 miliona zachwyconych widzów, a Krzysztof Gradowski mógł przygotowywać się do kręcenia kontynuacji.

Ratujmy kosmos

Tym razem jednak reżyser postanowił odejść od literackiego pierwowzoru. Jak zdradził w wywiadzie dla „Bajtka”, pomysł umieszczenia akcji filmu w przestrzeni kosmicznej podsunęli mu młodzi widzowie.

Pan Kleks w kosmosie
Pan Kleks w kosmosie

Po premierze „Podróży Pana Kleksa” Gradowski otrzymał kilkadziesiąt tysięcy listów od fanów profesora, domagających się kontynuacji jego przygód. Większość z nich jako miejsce nowej przygody wskazywała właśnie przestrzeń kosmiczną. Jak tłumaczył reżyser: „Gdyby Brzechwa żył dzisiaj, najprawdopodobniej przeniósłby swoich bohaterów w kosmos. Odległe planety zastępują bezludne wyspy, a dzieci bawią się w kosmosie jak na starym strychu pełnym niespodzianek”.

W trzeciej części przygód Pana Kleksa – tradycyjnie już – zaprezentowały się liczne gwiazdy kina i estrady. Fronczewskiemu, Biście i Buczkowskiemu towarzyszyli m.in.: Bohdan Smoleń, Beata Kozidrak, Maryla Rodowicz i Emilian Kamiński, a nawet – w swoim ostatnim występie – Jan Himilsbach. Co ciekawe, w jednej ze scen przez ekran przemknęła również – wówczas siedmioletnia – Iza Miko (wtedy jeszcze Izabella Mikołajczak).

Jak zwykle, muzykę do filmu skomponował Andrzej Korzyński, a wydane na płytach i kasetach piosenki takie jak „Hallo ptaki” w wykonaniu Andrzeja Rosiewicza, „Dyscyplina” śpiewana przez Emiliana Kamińskiego czy „Rozmowa z Bajtkiem”, znów nucić miała cała Polska.

Utrzymany w konwencji science-fiction film kręcono m.in. w Bratysławie, a tamtejsza pochyła wieża na moście, czyli popularne „UFO”, aż dwukrotnie udaje budowle z przyszłości. Nowego Pana Kleksa nasycono także gadżetami rodem z XXI wieku: statkami kosmicznymi, latającymi tornistrami dla dzieci i robotami, z których ten najważniejszy – na specjalne życzenie widzów – nazywa się tak samo, jak skierowane do młodzieży pismo o komputerach – „Bajtek”.

W szkole im. Stanisława Lema na ławce każdego ucznia stoi natomiast polski pecet – Mazovia. Choć w rzeczywistości wyprodukowano zaledwie kilka tysięcy egzemplarzy tego komputera, twórcom wydało się oczywiste, że w przyszłości krajowy przemysł zdoła wyprodukować ich tyle, że z Mazovii korzystać będą nawet najmłodsi.

A jednak to nie efekty miały być w trzeciej części „Pana Kleksa” najważniejsze. Gradowski przekonywał, że „twórczość typu science-fiction przeżywa na zachodzie kryzys przerostu formy nad treścią. Tamtejsi twórcy, dysponując doskonałą techniką, jakby zapomnieli o przesłaniu moralnym. Nasz film ma wywołać pewną refleksję u dziecka – pokazać skutki zbytniego stechnicyzowania życia”.

Dlatego właśnie widzowie, uczestnicząc w bajce opowiadanej przez komputer, znajdują profesora Kleksa w ostatnim rezerwacie przyrody, gdzie spędza on czas z Melo-śmiaczem i innymi stworzeniami dawno zapomnianymi przez zapatrzone w ekrany dzieci. Jednak gdy okazuje się, że Wielki Elektronik wymyślił fantomizator – urządzenie do przenoszenia ludzi i przedmiotów na odległość i za jego pomocą porwał na Mango Agnieszkę, uczennicę szkoły im. Stanisława Lema – profesor decyduje się wyruszyć w kosmos z misją ratunkową…

Krzysztof Gradowski
Krzysztof Gradowski

Jak podsumowywał „Film”: „dzieci latają, roboty gadają, to znów pałac na planecie Mango – skrzyżowanie sklepu Wedla i bazaru na Polnej, są kolorowe kostiumy, dziwne budowle, tajemnicza szkatułka z dworu chińskiego, pełno barw, szat, piór, srebra i złota”.

Reżyser tłumaczył natomiast, że pod atrakcyjną oprawą kryje się głębsze przesłanie. W jego baśni nie zobaczymy gwiezdnych wojen i kosmicznych pojedynków. Tak naprawdę – zdaniem Gradowskiego – „jest to film o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Zostaje uprowadzona dziewczynka i cała klasa próbuje ją uratować”. Najważniejsze, że dzieciom kolejna trzygodzinna porcja przygód profesora Kleksa znów się podobała, a prasa zaczęła nawet nazywać reżysera „polskim Disneyem”.

Pożegnanie z bajką

Gradowski, zamknąwszy trylogię o Kleksie, planował nakręcenie serii filmów przygodowych o przygodach Tomka Wilmowskiego, bohatera cyklu powieści Alfreda Szklarskiego, ostatecznie jednak z zamierzeń tych nic nie wyszło.

W 1996 roku do kin trafiły za to oparte na powieści Józefa Kraszewskiego „Dzieje Mistrza Twardowskiego”. Historia szlachcica, który zaprzedał duszę diabłu, znów łączyć miała tradycyjną, dobrze znaną z lektur szkolnych opowieść z nowoczesnymi technologiami.

Jak chwalił się reżyser: „przy trickach filmowych zastosowałem obróbkę cyfrową. Każda scena pojawienia się mocy piekielnych, wizje pokazywane w czarodziejskim zwierciadle, Twardowski, który w ciągu kilku sekund na naszych oczach zmienia się ze starszego człowieka w młodzieńcza (w podwójnej roli Daniel i Rafał Olbrychscy) są sterowane i przetwarzane komputerowo w studiu w Londynie. W »Masce« na cały film przypada 11 minut tricków, w »Dziejach Mistrza Twardowskiego« – 5 minut”.

Film wyraźnie nawiązywał do trylogii Kleksów: nie tylko odważnym użyciem efektów specjalnych, lecz także przerywającymi narrację piosenkami skomponowanymi przez Andrzeja Korzyńskiego, składającym się z epizodów sposobem opowiadania historii, przemieszaniem elementów poważnych i humorystycznych, a nawet obsadą: na ekranie pojawiają się znani z wcześniejszych filmów Gradowskiego Zbigniew Buczkowski, Leon Niemczyk, Jerzy Bończak i Maryla Rodowicz, zaś narratorem jest Piotr Fronczewski.

„Dzieje Mistrza Twardowskiego” nie powtórzyły jednak sukcesu „Akademii Pana Kleksa” – inne niż dekadę wcześniej było już kino, inne były także oczekiwania młodej widowni.

Tryumf Pana Kleksa
Tryumf Pana Kleksa

Krzysztof Gradowski boleśnie przekonał się o tym pięć lat później, gdy na ekrany trafił jego kolejny film: „Tryumf Pana Kleksa”. Znacznie krótszy i mniej wystawny, niż wcześniejsze części przygód czarodzieja-pedagoga, będący w zasadzie animacją (ujętą tylko w ramy filmu aktorskiego, opowiadającego historię rysownika komiksów), pozornie zawierał wszystkie elementy, za które Kleksa uwielbiano w latach 80.: postać tytułową (występującą jednak tylko w scenach rysunkowych), której głosu użyczył Piotr Fronczewski, Adasia Niezgódkę, Alojzego Bąbla (znów Buczkowski) czy piosenki Andrzeja Korzyńskiego.

W roku 2001 młodzi widzowie w Polsce mogli już jednak obejrzeć w kinach choćby „Shreka” – w starciu z amerykańskim ogrem, podobnie jak z japońskimi pokemonami, czy Harrym Potterem, który na ekrany trafił trzy miesiące później, rodzimy Pan Kleks nie miał żadnych szans.

Zniechęcony Gradowski nie powrócił już do tworzenia filmów. Dla ludzi urodzonych na przełomie lat 70. i 80. jego trylogia nadal jednak pozostaje być może najważniejszym pokoleniowym wspomnieniem. Jak śpiewała Zdzisława Sośnicka: „dzisiaj gdy przymkniesz oczy, na szarym pamięci tle, pośród wyblakłych przeźroczy zobaczysz właśnie mnie”.

Bartłomiej Kluska

Źródła fotografii: kolejki przed kinem Muranów – „Express Wieczorny” (fot. Grażyna Wójcik), zdjęcia Krzysztofa Gradowskiego przed posągiem doktora Paj-Chi-Wo, Piotra Fronczewskiego oraz Leona Niemczyka – miesięczniki „Film” i „Kino”, robot Bajtek w klasie szkoły im. Stanisława Lema – „Bajtek” (fot. Roman Sumik)

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)