Polskie konsole gier wideo, czyli jak w PRL‑u skopiowano Ponga
Dziś w Warszawie wielkie święto fanów retrogier - impreza Pixel Heaven. Między innymi z tej okazji warto przypomnieć... polską konsolę. W pierwszej chwili brzmi to prawie jak uczciwy polityk – prawie nikt o tym, nie słyszał, nikt nie widział i zapewne nie istnieje. Nie wiem, jak z politykami, ale polskie konsole nie tylko powstały, ale nawet trafiły na rynek. I to na długo przed epoką Pegasusa!
15.06.2013 | aktual.: 10.03.2022 12:08
Dziś w Warszawie wielkie święto fanów retrogier - impreza Pixel Heaven. Między innymi z tej okazji warto przypomnieć... polską konsolę. W pierwszej chwili brzmi to prawie jak uczciwy polityk – prawie nikt o tym, nie słyszał, nikt nie widział i zapewne nie istnieje. Nie wiem, jak z politykami, ale polskie konsole nie tylko powstały, ale nawet trafiły na rynek. I to na długo przed epoką Pegasusa!
Zaczeło się od Magnavox Odyssey
Gdy w połowie lat 60. Ralph Baer z firmy Sanders Associates Inc. zastanawiał się, jak powinien wyglądać domowy system rozrywki, do głowy przyszedł mu pomysł automatu do gier, wbudowanego w telewizor. Pomysł wydawał się genialny – takiego sprzętu nie miała żadna firma na świecie, więc telewizory z dodatkową funkcją mogłyby sprzedawać się niczym świeże bułeczki.
Pracodawcy Ralpha nie podzielali jednak jego entuzjazmu i zignorowali ten pomysł. Mimo tego niepowodzenia Ralph Baer nie poddał się i opracował kolejną, nieco zmodyfikowaną koncepcję. Tym razem gry miały znajdować się w podłączanym do telewizora urządzeniu, a na początku 1968 roku Ralph razem ze współpracującym z nim Billem Ruschem zdobyli patent na pierwszą na świecie grę wideo.
Choć w tym momencie narodziła się nowa branża rozrywki, to opracowana przez nich konsola – Magnavox Odyssey – nie odniosła spektakularnego sukcesu. Mimo umiarkowanych wyników sprzedaży, firma przynosiła jednak zyski, zarabiając na siebie dzięki opłatom licencyjnym, które dotyczyły m.in. jednego z największych przebojów tamtej epoki, czyli gry, znanej później jako Pong.
Magnavox Odyssey Commercials and Television Appearance from 1972-1973
Tak, tak, chodzi o właśnie tego Ponga, kojarzonego powszechnie z firmą spod znaku góry Fudżi. Gra, wbrew pozorom, wcale nie była dziełem Atari, a jedynie produktem, na który ta firma zdobyła licencję, robiąc to w dość zbójecki sposób. Atari najpierw Ponga skopiowało i zaczęło sprzedawać, a dopiero później, w wyniku procesu, wypłaciło odszkodowanie dla prawdziwych twórców.
Chcesz konsolę? To ją sobie zrób!
Problemy licencyjne i prawne, które na Zachodzie często decydowały o sukcesie lub porażce, były jednak zupełnie nieistotne po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Kto, kiedy i w jakich okolicznościach wpadł na pomysł, by skopiować w Polsce pierwszą konsolę gier wideo?
Trudno wskazać pierwszego odważnego, jednak pamiętajmy, że lata PRL-u były epoką, w której niejednokrotnie łatwiej było skonstruować coś samemu, niż kupić gotowy produkt w sklepie. Nic zatem dziwnego, że ówczesna prasa, jak np. „Radioelektronik”, drukowała instrukcje, dzięki którym osoby obyte z lutownicą i podstawami elektroniki - o ile udało się im sprowadzić odpowiednie podzespoły - były w stanie zbudować własnego klona Ponga.
Zachęcał ich do tego m.in. Janusz Gajewski w artykułach „Zastosowanie układu scalonego AY-3-8500 do gier telewizyjnych” czy „Dziesięć gier telewizyjnych z zastosowaniem układu scalonego AY-3-8610”, którego możliwości pokazuje poniższy film:
AY-3-8500, czyli Pong dla każdego
Wytwarzanie „gier telewizyjnych” domowymi metodami nie było jednak w stanie zaspokoić popytu na te urządzenia, a konsolami zainteresował się również polski przemysł elektroniczny. Zaczęło się od wyprodukowanej w gdańskim Unimorze konsoli Unitra GTV 881 (więcej na jej temat znajdziecie w artykule „Kometka dla świetlic i klubów”), której ciekawą cechą było gniazdo na kartridże z grami, a kontrolery podłączało się nie do konsoli, ale do kartridża.
Niestety, choć w teorii zapewniało to posiadaczom tego sprzętu dostęp do różnych tytułów to jedynym, jaki wyprodukowano i udostępniono razem z konsolą był klon Ponga, nazwany dla niepoznaki kometką, a rynkowy żywot samego urządzenia był bardzo krótki – po wyprodukowaniu testowej serii Unimor zrezygnował z produkcji GTV 881.
TVG-10 albo Magnavox Odyssey po polsku
Znacznie większym sukcesem okazała się TVG-10, niezgodnie z prawdą nazywana w wielu miejscach Sieci, w tym m.in. w Wikipedii, jedyną polską konsolą gier wideo (o jeszcze innym projekcie polskiej konsoli GEM-1, w której planowano zastosować czterokierunkowe joysticki, przeczytacie w jednej z części „Bajtów z brodą”).
Niestety, nazwiska polskich pomysłodawców i konstruktorów TVG-10 toną w pomroce dziejów. Wiadomo jednak, że zadania tego podjęli się inżynierowie ze Zjednoczenia Przemysłu Automatyki i Aparatury Pomiarowej "Mera", a konkretnie z wrocławskich zakładów Mera-Elwro, gdzie powstawały m.in. elektroniczne kalkulatory (w tym wspominany z sentymentem Bolek) oraz komputery Odra i RIAD (o roli RIAD-a w zakończeniu produkcji polskiego komputera K-202 przeczytacie w artykule „Jacek Karpiński – informatyczny geniusz, który hodował świnie”).
Z dzisiejszego punktu widzenia TVG-10 była idealnym sprzętem dla prawników – szukając podobieństw z Magnavox Odyssey można było stworzyć długą listę. Choć manipulatory (to nie była era joysticków!) wyglądały inaczej, działały na tej samej zasadzie – akcją na ekranie sterowało się za pomocą potencjometrów. Zbliżony był również zestaw gier z Pongiem na czele oraz sposób wzbogacania grafiki za pomocą foliowych naklejek na ekran telewizora.
Wideotraf czy strzelba wideoelektryczna?
W momencie pojawienia się na rynku, czyli w 1981 roku (niektóre źródła wskazują na rok 1978) TVG-10 była – stosując światowe standardy – przestarzała i oferowała technologię, która na Zachodzie bawiła domowych graczy przed dekadą.
Konsola udostępniała sześć gier, takich jak tenis, hokej, squash, pelota oraz strzelanie do ruchomego lub znikającego celu. W ciekawy sposób rozwiązano kwestię kontrolerów – uchwyty z pokrętłami nie były odpinane, ale na stale podłączone do konsoli, a po skończonej zabawie można było je schować w obudowie.
TVG-10 doczekała się nawet dodatkowego akcesorium – pistoletu świetlnego, nazywanego wówczas wideotrafem lub – jak w instrukcji – strzelbą wideoelektryczną. Dzięki temu gadżetowi można było postrzelać sobie do poruszających się lub pojawiających się na krótko kwadratów.
Konsola dobra na wszystko
Co istotne, twórcy konsoli, której produkcję przeniesiono w 1983 roku z zakładów Elwro do firmy Ameprod, zachwalali ją jako sprzęt o niemal cudownych właściwościach, pisząc w instrukcji (zachowano pisownię oryginału):
Bogaty zestaw gier z możliwością ich utrudniania stwarza wspaniałe warunki do relaksu (…) Ta nowa zabawa doskonale rozwija również szereg cech psychofizycznych człowieka, takich jak relaks, szybkość reakcji na bodźce wzrokowe i słuchowe, koordynację wzrokowo-ruchową, spostrzegawczość, koncentrację uwagi, jej podzielność i zakres precyzję wykonywanych ruchów, ocenę odległości i szybkości przedmiotu zmierzającego do celu oraz orientację przestrzenną.(…)
Właściwości gry sprawiają, że może ona oprócz funkcji rozrywkowej stać się jednym z elementów treningu różnych grup profesjonalnych np. kierowców, operatorów maszyn i urządzeń itp.
Pong jako trening dla kierowcy? Jak widać wyobraźnia twórców instrukcji nie znała ograniczeń. Sama instrukcja poza wymienieniem korzyści, jakich doświadczymy dzięki konsoli zawierała również łopatologiczne opisy każdej z sześciu dość podobnych do siebie gier.
Product placement z lat 80.
Konsola TVG-10 pojawiła się nawet w jednym z polskich filmów. Nie sposób ocenić, czy był to świadomie zastosowany product placement, czy raczej chęć pokazania ciekawego rekwizytu, ale działającą konsolę zobaczymy w filmie „Bohater roku” z 1986 roku.
Konsola 'Pong' Elwro TVG-10 w filmie 'Bohater roku' 1/2
Konsola 'Pong' Elwro TVG-10 w filmie 'Bohater roku' 2/2
Był to już jednak łabędzi śpiew tego urządzenia. Niedługo potem do polskich sklepach i na tętniące wówczas życiem bazary zawitały klony nowszych sprzętów. Cuda techniki w postaci podróbek Atari 2600 czy NES-a zaczęły skutecznie wypierać z rynku starsze urządzenia.
Po epoce Pegasusa o starej, polskiej konsoli mało kto pamięta, ale mimo upływu lat pojedyncze egzemplarze w przystępnych cenach pojawiają się czasem na Allegro.