Polacy zaczynają związki przez Internet. Jak to działa?
Kilkanaście lat temu poznanie kogoś przez Internet wydawało się zadaniem niełatwym, teraz jest oczywiste, że sieciowe znajomości potrafią przenieść się do prawdziwego życia w zaskakujący często sposób. A czy można zakochać się w kimś, kogo nigdy nie widzieliśmy? Rozmawiamy o tym z psycholożką oraz parami, które poznały się online.
18.03.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:19
Kilkanaście lat temu poznanie kogoś przez Internet wydawało się zadaniem niełatwym, teraz jest oczywiste, że sieciowe znajomości potrafią przenieść się do prawdziwego życia w zaskakujący często sposób. A czy można zakochać się w kimś, kogo nigdy nie widzieliśmy? Rozmawiamy o tym z psycholożką oraz parami, które poznały się online.
Kiedy w 1998 roku Meg Ryan siadała przed komputerem, by odczytać wiadomość od Toma Hanksa w filmie "Masz wiadomość", internetowa znajomość wydawała się czymś z innego świata. Nam, Polakom, egzotyczny wydawał się wtedy nawet komunikat "You've Got Mail", w końcu nie wszyscy mieliśmy jeszcze konto e-mail, a o AOL-u to już w ogóle mało kto słyszał.
15 lat później egzotyczny wydaje się co najwyżej pomysł, żeby wymieniać e-maile. W końcu to narzędzie, którego wielu z nas używa już głównie w pracy. Prywatne rozmowy prowadzimy przez komunikatory i serwisy społecznościowe. Czy tak można poznać przyszłą żonę albo męża? Oczywiście!
Miłość w Sieci dla początkujących
Zbierając historie do tego artykułu, natknęłam się na różne opowieści. Najmniej interesujące z mojego punktu widzenia są te, które zaczęły się w serwisach randkowych. To miejsca zaprojektowane dla tych, którzy chcą kogoś poznać, i jestem przekonana, że im częściej się próbuje, tym większa jest szansa.
Ale swoją drugą połówkę można spotkać wszędzie, nawet na seksczacie (tak poznała się para, która niedawno gościła w programie "Po prostu" Tomasza Sekielskiego). Albo na jakimkolwiek forum. Na Facebooku. Twitterze. Platformie blogerskiej. W grze sieciowej. Możliwości są nieograniczone.
Olga z Krakowa poznała swojego narzeczonego za pomocą Facebooka. To on zaczął wymianę korespondencji:
D. zobaczył mój profil w jakimś wątku u naszej wspólnej znajomej i zainteresowała go moja osoba, więc zaczął do mnie pisać w niezobowiązujący sposób. Sądziłam, że to po prostu ktoś, kto czytuje moje teksty i uprawia coś w rodzaju listów do redakcji. Publikowałam wtedy na anglojęzycznych portalach i dostawałam często korespondencję od czytelników. Mamy podobne zainteresowania muzyczne, a raczej - oboje jesteśmy ponadprzeciętnie zainteresowani muzyką, w sensie kolekcjonerskim, więc to był dobry pretekst.
Potem rozmawialiśmy już częściej, bo polubiliśmy się bardziej, spotkaliśmy się na żywo, i od tego punktu decyzja o przeprowadzce D. do Polski była kwestią kilku tygodni. Poszło szast-prast, i tak już sobie mieszkamy dwa lata, w tym roku będzie ślub.
Paweł i Natalia, moi twitterowi znajomi, poznali się na forum serwisu GoldenLine. Jak mówi Paweł:
Zaczęliśmy raz ostro spierać się w jednej z grup na GoldenLine. Chyba faktycznie iskry latały w powietrzu, bo inni ludzie z grupy zasugerowali nam, żebyśmy przenieśli znajomość na grunt prywatny. To było w roku 2008 i trochę to trwało – wymiana adresów mailowych, numerów GG. Spotkaliśmy się po kilku tygodniach, na żywo też iskrzyło. Nie miałem innego wyjścia, jak zaprosić Natkę na prawdziwą randkę.
GoldenLine już przestał być takim gorącym miejscem jak parę lat temu. Paweł i Natalia pokasowali już swoje konta w tym serwisie, ale razem są do dziś.
Internet, czyli agora naszych czasów
Internet to agora naszych czasów. Ludzie nie mają czasu na poznawanie drugiej połowy, więc coraz częściej to jedyne miejsce, gdzie można kogoś poznać. I wiele osób tylko z taką myślą się loguje. Na nieszczęście wiele osób po prostu chce poflirtować albo zwyczajnie umówić się na seks. A serca się łamią...
Fora internetowe pełne są historii nieszczęśliwych sieciowych kochanków. Ktoś poznał dziewczynę, która mieszka na drugim końcu Polski, i nie wie, co robić. Ktoś padł ofiarą oszustwa i boi się próbować kolejny raz. Ktoś uważa, że jeśli dziewczyna jest niepełnosprawna, to naprawdę mogła mu to powiedzieć od razu, zamiast oszukiwać go przez pół roku itd., itp.
Ale nie brak też historii ze szczęśliwym zakończeniem. Swojego męża poznała przez Internet Dorota Zawadzka, znana telewidzom jako Superniania. To dość znana historia, którą Zawadzka od kilku lat opowiada dziennikarzom. W wywiadzie dla "Super Expressu opowiadała:
Owszem, można powiedzieć, że Sieć nas połączyła, ale przez przypadek. Ja byłam wtedy w kiepskim nastroju, kobieta po przejściach, i szukałam w Internecie poezji. I tak trafiłam na wiersze Roberta, które od razu mnie porwały. On też znalazł się wówczas na życiowym zakręcie, taki mężczyzna z przeszłością.
Rozmawiali na Gadu-Gadu, potem umówili się do kina i zaczęli się regularnie spotykać. Dwa lata później wzięli ślub.
Czy możliwa jest miłość od pierwszego kliknięcia?
Czy da się zakochać przez Internet, w osobie, której nigdy nie widzieliśmy? Jak mówi nam psycholog Izabela Dziugieł:
Zakochać, nie sądzę, bo do zakochania jednak jest nam potrzebna "chemia ciała". Ważności feromonów i pociągu seksualnego nie można lekceważyć. Pary tworzące się tylko na bazie "zauroczenia poznawczego" nie mają szansy na przetrwanie.
Paweł, który swoją dziewczynę, Natalię, poznał na forum GoldenLine, też nie od razu się zakochał. Ale twierdzi, że "coś" pojawiło się już na samym początku. Zastanawiało go, kim jest ta dziewczyna, która z taką werwą okłada go w komentarzach. Na szczęście nie było to trudne do sprawdzenia.
Oczywiście, że przeczytałem dokładnie wszystko, co znalazłem w jej profilu. To jest dobre w większości serwisów społecznościowych – ludzie podają prawdziwe dane. Wiedziałem od razu, kim ona jest, zdjęcie też było, że tak powiem, zachęcające. Z tego, co wiem, ona też mnie sprawdziła, zanim zgodziła się na spotkanie. Żadne z nas nie widzi w tym nic zdrożnego, ot, normalne, ludzkie zachowanie.
Dorota Zawadzka w wywiadzie dla "Super Expressu" mówi, że nie szukała faceta w Internecie, a kiedy poznała swojego przyszłego męża, wcale nie pomyślała sobie: "Ach, to jest ten jedyny!".
Coraz łatwiej kogoś poznać? A może coraz trudniej?
Mam wrażenie, że Internet był kiedyś bardziej otwarty, a userzy mieli większe zaufanie wobec nieznajomych osób, zakładając, że ich intencje są przynajmniej w jakimś stopniu szczere. W 2011 roku, kiedy poznałam D., ta era miała już się ku końcowi, bo a) internet stał się jeszcze jednym medium dla osób, które i tak skądinąd znamy, więc ludzie zaczęli przykładać większą wagę do trzymania fasonu; b) nie wiem dokładnie dlaczego, ale poziom ostrożności userów znacznie wzrósł, rozmowa z nieznajomymi jest torpedowana przez obawę przed trafieniem na jakiegoś "creepa", przez co zawiera się mniej nowych znajomości. Tak przynajmniej sprawa wygląda w moim otoczeniu, następuje podział na parcele i fortece.
Jej zdaniem teraz już nie tak łatwo zawrzeć w Sieci sensowną znajomość:
Ja i D. to historia jak z czasów starego Internetu - kiedy poznawało się "korespondencyjnych znajomych" z założeniem, że przy najbliższej okazji spotkamy się na koncercie albo imprezie, jeśli będziemy w tym samym mieście, ze świata, w którym rozróżnienie na znajomych "sieciowych" i "faktycznych" nie istniało, bo pierwsi szybko mutowali w drugich.
Jak mówi, w Sieci spotkała wielu długoletnich przyjaciół. Jej zdaniem teraz coraz trudniej o głębsze relacje z kimś w Internecie. Jest w tym moim zdaniem trochę przesady, w końcu nie wszyscy jeszcze zdążyli zwariować na punkcie bezpieczeństwa. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że dotyczy to głównie bardziej zaawansowanych internautów. Ale nie da się tego trendu ignorować.
Stajemy się coraz ostrożniejsi i co za tym idzie – mniej otwarci. Nie odpisujemy na anonimowe zaczepki, uważamy, że jeśli ktoś nieznajomy napisał nam coś miłego na Facebooku, to należy go jak najszybciej zablokować. Jeśli więc chcecie poznać kogoś w Sieci, lepiej się pospieszcie. Za 10 lat może się okazać, że wszyscy pozamykaliśmy się w swoich twierdzach.