"Zrobiliscie chu...wą grę, to kasa się nie należy". Co się wydarzyło w Nicolas Games?

Siedzenie w biurze w rękawiczkach i kurtkach, tajemnicze walizki z pieniędzmi, które nigdy się nie pojawiły i... komornicy. Tak, zdaniem byłych pracowników, wyglądały ostatnie miesiące w tworzącej gry firmie Nicolas Games. Jej prezes, Tomasz Majka, twierdzi, że warunki pracy były jednymi z najlepszych wśród firm branży.

"Zrobiliscie chu...wą grę, to kasa się nie należy". Co się wydarzyło w Nicolas Games?
Redakcja Gadżetomanii

26.11.2012 | aktual.: 13.01.2022 13:14

Siedzenie w biurze w rękawiczkach i kurtkach, tajemnicze walizki z pieniędzmi, które nigdy się nie pojawiły i... komornicy. Tak, zdaniem byłych pracowników, wyglądały ostatnie miesiące w tworzącej gry firmie Nicolas Games. Jej prezes, Tomasz Majka, twierdzi, że warunki pracy były jednymi z najlepszych wśród firm branży.

Plotki o tym, że w firmie źle się dzieje, docierały do mediów od dawna, choć nasiliły się po premierze gry Afterfall: InSanity.

Dotarliśmy do byłych pracowników studia, by sprawdzić, co się właściwie dzieje. "Od stycznia 2012 w ogóle nie było pensji" - żali się nasz rozmówca. "Około 40 osób nie dostało tak średnio po 10 000 - 15 000 złotych, co daje kwotę około 500 000 złotych" - wylicza inny.

"Siedziba firmy w Katowicach jest pusta. Komornik zajął wszystkie konta bankowe i stwierdził po sprawdzeniu w dokumentach miasta, że nikt tam nie prowadzi działalności" - opowiada inna z osób pracujących nad Afterfallem.

A miało być tak pięknie

O komentarz na temat finansowej kondycji spółki i jej sytuacji na giełdzie poprosiliśmy Marcina Przasnyskiego z serwisu StockWatch.pl:

Giełdowa i biznesowa historia spółki Nicolas Games udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Z nią niemożliwe staje się możliwe. Na przykład możliwe jest pozyskanie z małej giełdy aż 20 mln złotych (obliczenia za Gazetą Giełdy Parkiet), podczas gdy większość spółek poprzestaje na kilkuset tysiącach. Dalej, możliwe jest wyprodukowanie za tak dużą kwotę gry, której dystrybucji odmówił Steam – podobno z powodów jakościowych. Możliwe jest też szacowanie wielkości sprzedaży na milion sztuk (tenże Parkiet z dn. 30.09.2010 r.), a przychodów na 4-5 mln euro (wywiad w TVN CNBC), mimo że spółka wykazuje ujemne przychody (Puls Biznesu z 16.11.2009 r.). Mało? Jak najbardziej możliwe jest też wykorzystywanie pieniędzy inwestorów w bardziej zbożnym celu niż finansowanie produkcji gry – a mianowicie do spekulowania na akcjach innych spółek (Parkiet z 05.09.2012). Nicolas Games urzeczywistnia też marzenia o demokracji i równości szans. Każdy może mieć akcje tej spółki w prawie dowolnych ilościach, bo free float - czyli rozproszenie pomiędzy drobnych graczy – przekracza 95 proc.

Afterfall: InSanity nie było pierwszą grą Nicolas Games. Próby podejmowano kilkukrotnie, za każdym razem z dużą wiarą w sukces. Firma zdobyła interesujące licencje. Tworzone przez nią gry z Misiem Uszatkiem miały na przykład, według zapowiedzi, podbić japoński rynek. Gry na podstawie popularnego serialu "Włatcy Móch" wprawdzie były miażdżone przez recenzentów, ale dystrybucja w kanale kioskowym mogła sugerować, że nie są one kierowane do koneserów grania i osób przesadnie ekscytujących się tak zwanymi średnimi ocen.

Obraz

Ale to Afterfall był największym projektem w historii firmy. W pierwszej wersji - szalenie rozbudowana gra RPG, określana nawet mianem polskiego Fallouta. "Uniwersum Afterfall tworzone będzie na wzór uniwersum Gwiezdnych wojen" - pisano w komunikatach. Kierownictwo z czasem nabrało wątpliwości i zmniejszyło skalę działań. Postanowiono stworzyć grę akcji.

Niestety, miała ona duży problem z oczarowaniem kogokolwiek. Kolejne pokazy prasowe budziły negatywne opinie wśród dziennikarzy, a ostateczny efekt nie był miłym zaskoczeniem.

Jak atmosferę w firmie po opublikowaniu pierwszych recenzji opisują pracownicy? "Słaba. Każdy wiedział, że będzie lipa" - mówi jeden z nich i płynnie przechodzi do palącej dla niego i innych zatrudnionych od kilku miesięcy kwestii. "Ale prezes utrzymywał, że kasa będzie na wypłaty i nowe produkcje. Niestety, kasy nie było" - opowiada.

Żadna z rozmawiających z nami osób nie wypowiada się o prezesie firmy, Tomaszu Majce, w ciepłych słowach. Nadają mu też rozmaite pseudonimy, między innymi Szogun, Jamajaka albo Majak ("bo majaczy, że kiedyś będzie kasa").

Koniec gwaru

Według byłych pracowników prawie nikogo już dziś w firmie nie ma. "Z tego, co wiem, to jedna osoba jest dalej związana umową, choć nie przyjeżdża do biura. Formalnie nie ma rozwiązanej umowy" - tłumaczy nasz rozmówca.

"Siedziba nie jest pusta, ale na pewno nie ma tu takiego gwaru jak rok temu" - mówi nam Tomasz Majka. "W większości przypadków staramy się znaleźć rozwiązania polubowne, podpisujemy ugody, a w jeszcze innych przypadkach po prostu realizujemy >>road map<<, żeby wyjść z zadłużeń" - tłumaczy.

Obraz

Część osób po braku wypłat postanowiła skierować sprawę do sądu. "Co najmniej 10 osób ma prawomocne wyroki sądowe na ściąganie należności" - mówi jeden z byłych pracowników.

"Tak, to prawda. I jak najbardziej uznajemy te wyroki, nie kwestionowaliśmy ich w trakcie rozpraw ani później, co często się w takich sprawach zdarza" - mówi Majka.

"Dlatego od kilku miesięcy prowadzimy różne działania, aby ten dług spłacić, zarówno operacyjne (wejście na Steam, kolejne umowy wydawnicze), jak i kapitałowe: uchwaliliśmy z akcjonariuszami na Walnym Zgromadzeniu emisję kapitału docelowego, która w najbliższych tygodniach zacznie przynosić efekty. Należy jednak pamiętać, że tego typu procesy trwają ze względu na procedury rejestracyjne. Najważniejsze teraz to spokojnie przeprowadzić firmę przez ten kryzys, aby pracownicy i wierzyciele zostali zaspokojeni, a spółka mogła pracować nad kolejnymi projektami" - twierdzi prezes firmy.

Czemu właściwie gra nie pojawiła się w platformie dystrybucji cyfrowej Steam tuż po premierze, a trafi tam dopiero teraz? "Valve nie pozwoliło sobie na dodanie tej produkcji po akcji marketingowej >>1$<< prowadzonej przez pana Hamerlaka i przez pana Majkę. Za dużo by stracili na wydaniu tej produkcji, dlatego stanowczo odmówili wrzucenia gry" - mówi jeden z pracowników.

Przypomnijmy, na czym polegała akcja "1$". Firma ogłosiła, że jeżeli uda się zebrać 10 milionów zamówień przedpremierowych, to Afterfall InSanity będzie kosztować jednego dolara. Część zebranych pieniędzy miała być przeznaczona na cele charytatywne, a jeśli nie uda się zebrać 10 milionów - całość. Oczywiście nie udało im się nawet zbliżyć do tego poziomu. A do tego, że cel był niemożliwy do zrealizowania, a chodziło wyłącznie o rozgłos, przyznał się nawet Patryk Hamerlak z Nicolas Games. Poinformował o tym na forum serwisu GoldenLine, o czym w październiku zeszłego roku pisała Polygamia. W międzyczasie z akcji wycofał się też partner, Amnesty International. Organizacja nie chciała być kojarzona z tak brutalną grą.

Afterfall: Insanity - pre-order video

Co z zapowiedzianą przez Nicolas grą Afterfall: Pearl of the Wasteland? "Został wymyślony zarys. Nikt tej gry nie robi, bo nikt tam już nie pracuje. Arty, które są używane do reklamowania gry, są używane bezprawnie, nawet za nie nie zapłacono" - opowiada osoba, która uczestniczyła w projekcie. "Wersja Afterfall InSanity na Xboxa 360 istnieje. Ale czy jest gotowa do przejścia certyfikacji? W żadnym stopniu. Nikt tego nie przepuści" - twierdzi inna.

Zdaniem Majki coś się jednak w temacie Pearl of the Wasteland dzieje. "Nieprawdą jest, że nikt nie pracuje nad PoW. W tym momencie projekt jest w fazie konceptualizacji, nad którą pracuje interdyscyplinarny kilkuosobowy zespół. Na chwilę obecną projekt gry zawiera szeroki zakres fabuły oraz mechaniki, a design team skupia się w głównej mierze na formie, w jakiej ten game concept będzie najbardziej przystępny dla graczy" - mówi prezes firmy.

Praca w rękawiczkach i kurtkach

Zdaniem byłych pracowników problemy zaczęły się tuż po premierze Afterfall: InSanity. "Gdy projekt dobiegł końca, pan prezes zorganizował wyjazd firmowy do Niemiec (Tropical Islands). Ja niestety nie pojechałem z powodów zdrowotnych, ale chłopaki się naprawdę dobrze bawili" - opowiada nasz rozmówca.

"Po powrocie niestety firma musiała zmienić siedzibę z fajnego miejsca w szklanym biurowcu na kamienicę bez ogrzewania. Tuż po przeprowadzce, w styczniu, pierwsza niemiła niespodzianka: do pełnej wypłaty brakło paru stówek. Pan prezes zapewniał, że kasa będzie wyrównana przy następnej wypłacie" - dodaje.

"Trochę się ciężko pracowało, mając za oknem -20 stopni. W starej kamienicy było niekiedy ledwo ponad 10 stopni. Ja pracowałem w rękawiczkach, a niektórzy siedzieli nawet w kurtkach" - relacjonuje były pracownik Nicolas Games.

Obraz

"Nadszedł luty, wypłat nie było. Tłumaczono, że kasa będzie za tydzień albo że jeszcze czekamy na pieniądze od kogoś. Potem pan prezes oświadczył, że będą lagi i dostaniemy co najwyżej zaliczkę, którą były trzy stówki do brakującej poprzedniej wypłaty" - wspomina. "A potem prezes już po prostu szydził, nawet nie udawał" - dodaje.

"Kilka osób odeszło już w lutym. W marcu połowa ludzi albo została w domu, albo ją zwolniono" - kontynuuje opowieść. I nagle wspomina o interesującym zwrocie akcji. "W marcu pojawiła się kolejna zaliczka - 1000 zł" - mówi. A potem? Potem, jego zdaniem, były głównie obietnice. "Raz nawet pojawiła się informacja, że będą spłaty i większość osób przyjechała. Po briefie pan prezes chodził i udawał, że rozmawia przez telefon i coś załatwia, bo rzekomo ktoś kasę miał przywieźć... w walizce" - śmieje się nasz rozmówca.

"To już te czasy absurdu i parodii. Odszedłem w kwietniu, bo kasy nie zobaczyłem. Liderzy zespołów poodchodzili już miesiąc wcześniej, bo oni ponoć kasy nawet za grudzień nie zobaczyli" - wspomina.

Obraz

"Rzeczywiście po kilkunastu miesiącach regularnych dość wysokich wypłat dla pracowników zatrudnionych na pełną umowę o pracę, co w branży nie jest standardem, w pierwszym kwartale wypłacaliśmy tylko zaliczki" - mówi nam Tomasz Majka. "W zasadzie zazwyczaj po zakończeniu projektu (a my zakończyliśmy go w listopadzie) często zdarza się, że zespół się po prostu minimalizuje, vide City Katowice. My liczyliśmy na nowe kontrakty, ale jak pokazała historia, przyszły one późno. W tym przypadku za późno" - wspomina.

"Uznaliśmy, że umowy o pracę dla naszych współpracowników będą zdecydowanie lepsze i dadzą im dodatkowe uprawnienia urlopowe, ochronne etc. Chcieliśmy, aby mieli komfort pracy i rzeczywiście do stycznia 2012 taki mieli, nie tylko ze względu na wysokość i terminowość wypłat, ale także na pozostałe warunki pracy, które - jak niektórzy do dziś podkreślają - były jednymi z najlepszych wśród firm branży" - wyjaśnia.

"Pamiętam, że kiedy art director upomniał się gdzieś w marcu o kasę, to pan prezes odpowiedział: >>zrobiliście chujową grę, to kasa się nie należy<<" - mówi jeden z byłych pracowników.

Obraz

Majka widzi sprawę inaczej. "Zastanówmy się: wydaliśmy na wynagrodzenia za Afterfall InSanity kilka milionów złotych ― i to żywych pieniędzy: to są FAKTY, których nikt rozsądny nie może zakwestionować, bo przecież są na to dowody. Pomijam już fakt, że na pracy w Nicolas Games doświadczenie w gamedevie zdobyło kilkadziesiąt osób, które ― poza nielicznymi przypadkami ― przychodząc do firmy, o produkcji gier nie wiedziały niczego. Ci ludzie, w większości bardzo młodzi, dojrzeli w NG i tam właśnie nauczyli się jak robić  i ― często na błędach ― jak nie robić gier. Ucząc się fachu i popełniając błędy, otrzymywali przez kilkanaście miesięcy przyzwoite wynagrodzenia z tytułu umów o pracę. Ale wykonali naprawdę solidny kawał roboty i grę, która obecnie i w najbliższym czasie będzie sprzedawana w 27 krajach. I za to wszystkim należą się brawa" - mówi prezes firmy.

Majka wspomina też wcześniejszą historię, gdy zarzucano mu luźniejsze podejście do spraw wynagrodzenia. "W kontekście takich faktów ― dowodnych, sprawdzalnych w dokumentach ― publiczne określanie mnie „złodziejem” na Facebooku przez naszego byłego pracownika, pana Tomasza Toszę, nie jest zwyczajnym nadużyciem: jest po prostu oszczerstwem. Nie ma zresztą sensu nad tym debatować, nie ma żadnych podstaw do takiego oskarżenia. Rozumiem jednak jego frustrację: kryzys firmy odbił się na wszystkich jej pracownikach, a to powoduje gorycz. Mam jednak nadzieję, że wkrótce Nicolas Games powróci z podniesioną głową" - mówi Majka.

Robota papierkowa

"Przy zwolnieniach pan prezes niektórym wystawiał papierki - ile jest winny. Były też ugody. Mówiłem chłopakom, żeby się nawet nie wygłupiali i żadnych ugód ze nie podpisywali, bo nic kasy nie zobaczą. Spłaty tych ugód miały być gdzieś w lipcu-sierpniu. Nie zobaczyli ani grosza. Ja dzień po zwolnieniu się złożyłem papier do sądu" - opowiada jeden z autorów Afterfall: InSanity.

Obraz

Inny z pracowników zauważa, że nieprzyjemnych sytuacji związanych z rozstaniami było więcej. "Zdarzały się osoby, które same wypowiadały umowę z winy pracodawcy, lecz on tak czy siak na świadectwie wpisywał: porozumienie stron. Oczywiście sprawy o fałszowanie dokumentów prawnych trafiały do sądu" - mówi.

Majka, zapytany o fałszowanie dokumentów prawnych, był zaskoczony. "Nawet nie wiem, jak na takie pytanie odpowiedzieć. Nic mi o takich sprawach nie wiadomo" - mówi.

"Z informacji zusowskich można jeszcze wyciągnąć, że ZUS pracowników nie był płacony od dwóch lat!" - wylicza dalej były pracownik firmy.

"Przez ostatnie 3 lata bardzo wysoka nadwyżka podatku VAT była przeznaczana na zobowiązania publiczno-prawne i w ten sposób powinna być rozliczana pomiędzy US i ZUS" - broni się Majka.

"Obecnie jestem chyba pierwszą osobą, która już oddała sprawę do komornika. Niestety te 15 000 zł, które prezes mi zalega, nie ma z czego ściągnąć. Jak każdy wie, komputery sprzedał dawno na Allegro. Trzy konta spółki zajęte. Pan prezes od dłuższego czasu po kasę jeździł do Warszawy osobiście. Skąd ją brał - nikt nie wie. Dodam, że jak tam pracowałem półtora roku, to już wtedy część komputerów i innego sprzętu była zajęta przez komorników" - wyjawia były pracownik.

Niejasna przyszłość

Jeszcze przed ujawnieniem przez nas tych informacji opinia o spółce nie była najlepsza. Sprawdziliśmy, co na jej temat sądzą użytkownicy forum serwisu giełdowego StockWatch.pl. Osoba podpisująca się jako "Fantomas" pisze:

Fundamentalnie spółka jest trupem i żadne walne czy tajemnicze plany ratunkowe tego nie zmienią - tu trzeba będzie zrobić dodatkową emisję i zacząć produkować małe gry. O ile prezes znowu nie zechce zainwestować tego na NC.

Optymistą nie jest z pewnością użytkownik "pop", który kondycję spółki komentuje w następujących słowach:

Jest takie powiedzenie, że "przed śmiercią się nagle polepsza", tu polepszenie nastąpiło, więc teraz pytanie: kiedy koniec...?

Pracownicy, którzy czują się oszukani, przewidują, że koniec nadejdzie niedługo. "Jak widać po raporcie za trzeci kwartał 2012, spółka ma w gotówce 1280 zł. Mój komornik nic z kont nie odzyskał, a siedziba nie istnieje. Myślę, że jeśli nie emisja kolejna, to firmę czeka bankructwo" - podsumowuje sprawę nasz rozmówca.

Majka jest jednak dobrej myśli. "Od 2008 roku Nicolas Games jako developer zajmował się produkcją gry Afterfall, aby ostatecznie przybrała kształt Afterfall InSanity. W tym okresie w firmie pracowało ponad 60 osób. Spółka wydała miliony złotych na wynagrodzenia pracownicze. W większości dużych firm developerskich, a również w tych mniejszych, pracują ludzie kiedyś związani z Nicolas Games. Ludzie tutaj nauczyli się fachu na żywym organizmie za pieniądze inwestorów" - opowiada.

Obraz

"Po kilku miesiącach pracy i rzeczywistej walki w kilka osób udało nam się obrać ścieżkę, która pozwoli wyjść z kryzysu. Już rozpoczęły się procesy rejestracyjne, Afterfall InSanity zadebiutuje wkrótce na Steamie, zdobywając wśród użytkowników głosujących na Steam Greenlight bardzo duże poparcie. Dzisiaj możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość, mając poparcie akcjonariuszy i niektórych developerów współpracujących z nami nad wersją gry na Steam i PoW" - twierdzi Majka.

11 grudnia 2012 odbędzie Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie spółki.

Bartłomiej Kossakowski

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.