Juliusz Verne - trafione i nietrafione przepowiednie kultowego pisarza

Juliusz Verne - trafione i nietrafione przepowiednie kultowego pisarza

Artystyczna wizja żagla słonecznego (Fot. Wikimedia Commons)
Artystyczna wizja żagla słonecznego (Fot. Wikimedia Commons)
Łukasz Michalik
23.02.2017 07:03, aktualizacja: 23.02.2017 20:03

Niewiele brakowało, by w twórczości Juliusza Verne’a pojawił się istotny, polski wątek – w pierwotnej wersji legendarny kapitan Nemo miał być Polakiem. Wprawdzie dowodzony przez niego okręt podwodny to jeden z wielu sprawdzonych przepowiedni francuskiego pisarza, jednak nie wszystkie z nich okazały się trafione. Co jeszcze i z jakim skutkiem przewidział Juliusz Verne?

Przepis na sukces: bogata żona

Zagłębiając się w świat powieści Juliusza Verne’a czasem trudno uwierzyć, że zostały napisane w XIX wieku. Śmiałe wizje i niezmącona wiara w potęgę ludzkiego geniuszu i technologii tworzą sugestywny obraz świata, który z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się zbiorem trafnych wizji odkryć i wynalazków. Niewiele jednak brakowało, by świat nigdy nie poznał powieści Verne’a. O sukcesie urodzonego w 1828 roku pisarza zdecydował przypadek.

Po ukończeniu studiów Juliusz Verne zarabiał na życie, pisząc marnie opłacane sztuki teatralne. Przełomem okazało się dla niego małżeństwo, do którego żona wniosła pokaźny posag i spadek, wypłacony z wyprzedzeniem przez ojca. Dzieki zainwestowaniu pieniędzy w zyskowny kantor Verne mógł poświęcić się pisarstwu. Do sukcesu wiodła jednak długa droga.

Juliusz Verne (1828 - 1905)
Juliusz Verne (1828 - 1905)

Zdecydował o nim przypadek – pierwsza z powieści Juliusza Verne’a, opowiadała o locie balonem nad Afryką, a nieco późniejsze zaginięcie wyprawy Davida Livingstone’a i szeroko relacjonowane poszukiwania podróżnika sprawiły, że wszystko co dotyczyło Afryki cieszyło się wielkim zainteresowaniem.

Kontrakt z wydawcą na kwotę kilkaset razy większą, niż pisarz zarabiał w teatrze uświadomił mu, że z książek przygodowych można zrobić źródło całkiem niezłego dochodu.

Ciężka praca zamiast porywów geniuszu

W przeciwieństwie do Karola Maya, który swoje najsłynniejsze książki napisał nie odwiedzając nigdy Ameryki, Juliusz Verne swoją twórczość oparł na solidnych podstawach i chłonął publikacje dotyczące niemal każdej dziedziny wiedzy.

Opracował przy tym system fiszek, pozwalających na stworzenie  wielkiej i łatwo dostępnej bazy danych, z której korzystał podczas pisania. Co więcej, Verne na własnej skórze doświadczył realiów XIX-wiecznych podróży, które zaprowadziły go aż nad Morze Śródziemne, do Skandynawii i Ameryki.

Okładka jednej z gazet, przedstawiająca pisarza w otoczeniu morskich potworów
Okładka jednej z gazet, przedstawiająca pisarza w otoczeniu morskich potworów

Charakterystyczny jest przy tym system pracy Verne’a. Jego dzieła powstawały nie jako gwałtowny przebłysk geniuszu, ale były efektem systematycznej pracy i wielokrotnego doskonalenia ukończonych tekstów. Sam pisarz tak opisywał swoją pracę:

Wstaję każdego dnia przed piątą, czasami później, np. zimą, i o piątej siedzę już przy biurku. Pracuję do jedenastej. Pracuję bardzo powoli, przykładam do tego ogromną wagę, piszę i przepisuję każde zdanie, aż przybierze satysfakcjonujący kształt. (…) Z powodu owego przepisywania tracę jednak bardzo dużo czasu.Nigdy nie jestem zadowolony, dopóki nie zrobię siedmiu czy ośmiu korekt, poprawiam i poprawiam w nieskończoność, do momentu, gdy z pewnością można powiedzieć, że ostateczna wersja tekstu nie nosi śladu podobieństwa do pierwotnego rękopisu.

Verne o sobie: nie liczę się w literaturze

Mimo ogromnego dorobku i międzynarodowej sławy pisarz do końca życia żył w przekonaniu, że jego twórczość – choć przynosiła mu solidne dochody - nie jest szczególnie cenna. Jak stwierdził w jednym z wywiadów:

Najbardziej żałuję w życiu tego, że nie zająłem żadnego miejsca w literaturze francuskiej. Nie liczę się w literaturze francuskiej.

Z perspektywy czasu i współczesnej sławy pisarza można to uznać za najbardziej nietrafioną przepowiednię Verne’a.

Nautilus - diabeł tkwi w szczegółach

Okręt podwodny opisany w powieściach "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" i "Tajemnicza wyspa" wydaje się trafną, a przy tym niezwykle precyzyjną przepowiednią. W czasie, gdy powstawały te powieści, czyli latach 60. i 70. XIX wieku, statki zdolne do zanurzenia były jeszcze niewielkie, a przy tym dość prymitywne.

Wygląd Nautilusa według opisu Juliusza Verne'a (Fot. NemoTechnik.com)
Wygląd Nautilusa według opisu Juliusza Verne'a (Fot. NemoTechnik.com)

W takim kontekście wizja okrętu o długości przekraczającej 100 metrów i zdolnego do długich, podmorskich rejsów wydaje się bardzo wizjonerska i znajduje potwierdzenie w postaci współczesnych okrętów podwodnych z napędem jądrowym, które mogą mieć zbliżoną długość, osiągać podobną, a nawet większą prędkość (Nautilus rozpędzał się do 24 węzłów), mają podobny zapas wyporności - około 10 proc. i tak, jak Nautilus, są zasilane prądem (reaktor służy do produkcji elektryczności).

Warto jednak zwrócić uwagę na popełnione przez Verne'a błędy. Okręt o opisanym przez niego kształcie byłby niemal niezdolny do rejsów na powierzchni - Nautilus nie miał kiosku, więc sternik wynurzonego okrętu znajdowałby się niemal na poziomie morza. Co więcej, każda większa fala groziłaby zalaniem okrętu w wypadku otwarcia jakiegokolwiek włazu. Racji bytu nie miała równiez opisywana przez pisarza busola, działająca wewnątrz metalowego kadłuba.

Zupełnie nietrafiony jest również sposób sterowania zanurzeniem Nautilusa - stery głębokości umieszczone w połowie kadłuba, zamiast na jego końcach, byłyby nieskuteczne. Oderwana od rzeczywistości jest również głębokość, na jaką mógł zejść fikcyjny okręt - według Verne'a wynosiła aż 16 kilometrów. Było to niewykonalne - na dnie oceanów nie ma tak wielkiej głębiny, a gdyby istniała, to okręt o konstrukcji Nautilusa nie mógłby jej osiągnąć.

Skafander nurka opisany przez Verne'a (Fot. NemoTechnik.com)
Skafander nurka opisany przez Verne'a (Fot. NemoTechnik.com)

Na jeszcze jeden, znamienny dla czasów, gdy powstawały dzieła Verne'a fakt zwrócił uwagę Wojciech Karolak z magazynu "Morze":

Analizując podział okrętu na pomieszczenia, stwierdzimy, że niemal połowa jego wnętrza przeznaczona była jedynie dla kapitana (kabina, salon, jadalnia, biblioteka) i urządzona z wyrafinowanym smakiem i przepychem radży, podczas gdy dwadzieścia osób załogi musiało zadowolić się bardzo ograniczoną przestrzenią - pomieszczeniami 2 na 5 metrów gdzie była tylko goła blacha z drewnianymi stołami i krzesłami.

Eksploracja Kosmosu

Choć przekonanie, że ludzie są lub będą zdolni do kosmicznych podróży nie było w XIX wieku niczym szczególnym, to w twórczości Verne'a pojawia się kilka opisów, zaskakująco zgodnych z tym, co miało miejsce prawie wiek później. Podróż kosmiczną opisuje tzw. mała trylogia, czyli powieści z "Ziemi na Księżyc", "Wokół Księżyca" i "Świat do góry nogami".

Jedno z dział, skonstruowanych przez Gerarda Bulla
Jedno z dział, skonstruowanych przez Gerarda Bulla

Kosmiczna podróż zaczyna się tam od wielkiego działa, zdolnego do wystrzelenia statku kosmicznego z załogą. Pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się całkowicie nietrafiony - przy obecnym stanie wiedzy nie ma możliwości, by ludzie przeżyli gwałtowne przyspieszenie po wystrzale, a współcześnie stosuje się zupełnie inną metodę osiągania przestrzeni kosmicznej.

Wbrew pozorom pomysł nie był aż tak bardzo oderwany od rzeczywistości - choć współcześnie nikt nie korzysta z kosmicznego działa, prace nad takim wynalazkiem przez kilkadziesiąt lat, początkowo z bardzo dużym powodzeniem, prowadził Gerald Bull (jego badania i osiągnięcia opisałem w artykule "Projekt Babilon - tajna broń Saddama Husajna"), który jednak został zamordowany przed ukończeniem swojego największego projektu.

Godny uwagi jest za to proponowany przez Verne'a sposób, w jaki statek kosmiczny miałby wrócić na Ziemię. W jego powieści jest to wodowanie - w taki właśnie sposób kończyły swoje misje statki kosmiczne Mercury i Apollo. Co więcej, jeszcze w XIX wieku Juliusz Verne zaproponował, by do rozpędzenia statku kosmicznego wykorzystać również grawitację Księżyca, co zostało zastosowane podczas misji Apollo. Pisarz przewidywał równiez wykorzystanie światła do napędzania statków kosmicznych - od 2010 roku rozwiązanie takie, w postaci żagli słonecznych, stosuje się w niektórych sondach.

Zupełnie absurdalny jest za to pomysł, by podczas lotu kosmicznego otwierać okna. W powieści "Wokół Księżyca" bohaterowie robią to, aby wyrzucić ze statku kosmicznego termometr, a po jakimś czasie wciągnąć go z powrotem. Konsekwencją takich działań było według Verne'a jedynie to, że wszyscy bardzo zmarzli.

Telewizja informacyjna i inne wynalazki

Juliusz Verne przewidywał również powstanie konkurencji dla gazet. W opublikowanym w 1889 roku artykule "W roku 2889" niezwykle szczegółowo przedstawił współczesne serwisy informacyjne. Wiadomości miały być czytane odbiorcom, którzy mieli również zapoznawać się z różnymi wydarzeniami dzięki odtwarzaniu im zarejestrowanych rozmów polityków i dziennikarzy.

Niebo w roli billboardu
Niebo w roli billboardu

Kolejnym z trafnych przewidywań jest opisana w tym samym artykule wideokonferencja i "reklama atmosferyczna" - ogłoszenia umieszczane wysoko na niebie, co współcześnie można osiągnąć za pomocą skywritingu, czyli pisania po niebie za pomocą dymu i samolotów. Warto również wspomnieć o opisanych w "Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi" taserach i śluzie, umożliwiającej opuszczanie zanurzonego okrętu.

Zupełnie nietrafiony jest za to opis sprzętu do swobodnego nurkowania. Autor usiłował nadać mu jak najwięcej wiarygodności, dość szczegółowo opisując zastosowanie w takim urządzeniu rozwiązania. Niestety, okazało się to pułapką - propozycja pisarza była w gruncie rzeczy wynalazkiem, gwarantującym skuteczne uduszenie nurka.

Wizjoner czy odtwórca?

Choć Juliusz Verne często przedstawiany jest jako genialny wizjoner, nie brakuje głosów krytykujących taką ocenę. Dlaczego?

Podstawą, na której pisarz oparł swoją pracę była bardzo rozległa wiedza. Aby ją zdobyć, prenumerował różne czasopisma, również techniczne i według krytyków to właśnie z nich czerpał swoje pomysły, dotyczące szczegółów ogromnego okrętu podwodnego czy kosmicznych podróży.

Nie ulega za to wątpliwości, że wielka wyobraźnia i wiedza w przypadku Verne’a spotkały się z nieprzeciętnym talentem. Nawet, jeśli XIX wieczni futurolodzy czy inżynierowie przedstawiali podobne rozwiązania, to właśnie Juliusz Verne spopularyzował je na tyle, by z technicznej ciekawostki, znanej jedynie gronu specjalistów stały się wizjami, oddziałującymi na wyobraźnię milionów czytelników.

Juliusz Verne a sprawa polska

Co łączy z Polską sławnego pisarza?
Co łączy z Polską sławnego pisarza?

Mimo że twórczość Verne’a jest – przynajmniej w części – powszechnie znana, warto przypomnieć o licznych, polskich wątkach związanych z pisarzem. Zainteresowanie Polską, znajdującą się wówczas pod zaborami, Verne przejawiał jeszcze w czasie studiów. W czasie Wiosny Ludów, w 1848 roku kwestie związane z Polską były we Francji tematem publicznej debaty, a jak przypomina Krzysztof Czubaszek, prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne’a:

Debaty te, toczone także we francuskim parlamencie, nie uszły uszu młodego Verne’a, toteż zainteresował się on tym tematem. W ramach ćwiczeń stylistycznych napisał nawet rozprawkę zatytułowaną „Czy Francja ma moralny obowiązek pomagać Polsce?”, w której dowodził, że ojczyzna Napoleona już dużo zrobiła dla bratniego kraju znad Wisły i nie powinna się więcej z jego powodu wikłać w krwawe rozgrywki.

W późniejszej twórczości pisarza pojawiło się kolejne nawiązanie do Polski – jeden z portretów, wiszących w kajucie kapitana Nemo przedstawia Tadeusza Kościuszkę, jednak mało brakowało, by polski wątek był jeszcze mocniej zaakcentowany.

W pierwotnej wersji powieści "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" kapitan Nemo był Polakiem, szukającym po całym świecie okazji do zemsty na Rosjanach za krzywdy, wyrządzone przez nich podczas powstania styczniowego. Wydawca w trosce o swoje interesy w Rosji skłonił jednak pisarza do zmiany tego wątku, w wyniku czego dowódca Nautilusa został Hindusem.

Kontrowersje budzi również krążąca od ponad wieku plotka, która sugeruje, że Juliusz Verne to w rzeczywistości polski Żyd, Julian Olszewiec. Przed laty dementował ją nawet Henryk Sienkiewicz, przytaczając wypowiedź francuskiego pisarza:

(…) on sam uznał za stosowne temu zaprzeczyć. Uczynił to zresztą bardzo przyzwoicie, oświadczając z góry, że uważałby to sobie za zaszczyt, do którego jednak nie może się przyznać, będąc rodem z Gaskonii. Oświadczenie to przecięło, wedle nas, raz na zawsze wszelkie wątpliwości.

Jak w każdej plotce, również i w tej tkwiło ziarno prawdy – jak udało się ustalić badaczom biografii Verne'a, Julian Olszewiec rzeczywiście istniał, a po wyemigrowaniu do Francji zmienił personalia na Julien de Verne. Poza zbieżnością nazwisk, nie miał jednak nic wspólnego ze sławnym pisarzem.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)