Niedawno pisałam o gigantycznej turbinie, a dziś o inwestycji tak ogromnej, że prawdopodobnie jednej z większych w dziejach ludzkości. Powstają plany wybudowania zapór w cieśninach wokół Półwyspu Arabskiego: w Cieśninie Ormuz oraz węższej Cieśninie Bab – al – Mandab, oddzielającej wody Morza Czerwonego od Zatoki Adeńskiej. W ostatnim przypadku, wybudowanie tamy pozwoliłoby uzyskać 50 gigawatów energii! Wydajność urzeka tym bardziej, że byłaby to absolutnie czysta energia, pochodząca z wykorzystania potencjału wód morskich. Dla porównania: jedna z elektrowni atomowych produkuje ok. 3,2 gigawata energii.
Budowa zapory spowodowałaby jednak unicestwienie szeregu zespołów ekologicznych w rejonie zatoki Bab – al – Mandab (już widzimy protesty ekologów w skali zwielokrotnionej Rospudy).
Dla przeciwwagi korzyści:
mniej wyemitowanych do atmosfery gazów cieplarnianych;
znakomite perspektywy społeczno – ekonomiczne dla miejscowej ludności;
strategiczna pod względem polityczno – ekonomicznym inwestycja dla krajów, które chcą się uniezależnić od dyktatu karteli naftowych.
Dość, by przekonać ekologicznego malkontenta. Trzeba umieć odróżnić nieuzasadnioną ingerencję w działania natury od sensownych projektów i wybrać czasem mniejsze zło. Gigantyczne tamy morskie to szansa na zmniejszenie efektu cieplarnianego i wykorzystanie darmowego źródła proekologicznej energii. To nadzieja dla całej planety. Mniejszym złem będzie naruszenie równowagi lokalnych ekosystemów, niż kolejne tysiące ton zanieczyszczeń wpompowanych w środowisko.
Dla przypomnienia: „ekoopozycja” jeszcze niedawno sprzeciwiała się farmom morskim - chodziło o skupiska wiatraków umieszczone na otwartych wodach oceanicznych. Dziś ci sami krzykacze chwalą pomysł stworzenia morskich elektrowni wiatrakowych. Z tamami będzie pewnie podobnie...
Źródło: sciencedaily
Foto: FreeDigitalFotos.net