Robot na wielbłądzie i na motocyklu? Mało! Czekam na walki robotycznych gladiatorów
Sport w wykonaniu robotów? To już się dzieje – są organizowane różne zawody, a w 2020 roku rozpoczną się pierwsze, robotyczne igrzyska olimpijskie.
Chleba i igrzysk!
Lud rzymski oczekiwał od rządzących dwóch rzeczy: panem et circenses, czyli chleba i igrzysk. Czym są dla nas współczesne igrzyska? Dla niektórych będzie to śledzenie losów Ferdynanda Kiepskiego, dla innych telewizyjny wieczór z biesiadą, a dla jeszcze innych igrzyska w dosłownym znaczeniu tego słowa, czyli impreza reklamowa Coca-Coli, Panasonica, McDonalda i operatora kart Visa, w czasie której ktoś tam pomiędzy prezentacją reklam sponsorów biega czy pływa kajakiem.
No cóż, czas na mały coming out- też nie pogardzę igrzyskami. Choć jako osobnik z natury ostrożny za najlepszą formę walki ulicznej uważam rączy trucht w kierunku przeciwnym do ewentualnego zagrożenia, to na porządne mordobicie na ekranie popatrzę z przyjemnością. Nie wyleczyła mnie z tego nawet pamiętna, nieprzespana w pacholęcym wieku noc, o której Kazik Staszewski śpiewa „Czekałem jak ten debil do czwartej nad ranem, a walki bokserskie są ustawiane”.
[Boxing] 1997-10-04 Andrew Golota vs Lennox Lewis.avi
Feministki twierdzą, że mężczyzna rozwija się do drugiego roku życia, a później już tylko rośnie. Coś w tym chyba jest, bo – gdy pomyślę o oglądaniu sportu w telewizji, to budzi się we mnie dziecięce marzenie: chciałbym kiedyś zobaczyć igrzyska autonomicznych robotów - wyższy poziom tego, co zapowiada choćby firma MegaBots:
USA CHALLENGES JAPAN TO GIANT ROBOT DUEL!
Jeśli nie wojny rdzeniowe, to co?
Choć zdaję sobie sprawę, że na walkę machin wielkości kamienicy, znaną choćby z „Pacific Rim” czy – w nieco skromniejszym wydaniu – „Transformerów”, raczej nie ma wielkich szans, to z przyjemnością wyszukuję różne konkurencje, w których co prawda nadal rywalizują ludzie, ale już nie bezpośrednio – w rywalizacji uczestniczą bowiem zbudowane przez nich maszyny.
Za prekursora takich zabaw można uznać znane od lat 80. wojny rdzeniowe. Ich areną jest wydzielony obszar pamięci, a zawodnikami – dwa kody, wykonujące polecenia do czasu zajęcia całej pamięci, zniszczenia przeciwnika albo zmuszenia go do wykonania niedozwolonej instrukcji.
Problem w tym, że wojny rdzeniowe, znane również pod angielską nazwą core wars, to dość niszowa zabawa programistów, która raczej nie przyciąga uwagi masowej publiczności.
Rywalizacja robotów? Nic nowego!
Znacznie ciekawsze, a z pewnością bardziej widowiskowe wydają się jednak inne konkurencje, których uczestnikami są maszyny. Sama idea nie jest nowa, bo konkursy, w których rywalizują roboty są urządzane od wielu lat, a konkurencje są bardzo zróżnicowane – od podążania po narysowanej na podłożu linii, poprzez różne wyścigi po sumo robotów, gdzie maszyny o określonej wadze usiłują wypchnąć przeciwnika z areny.
DARPA Grand Challenge: Final Part 1
Warto również wspomnieć o konkurencjach organizowanych przez DARPA. W połowiepoprzedniej dekady był to konkurs DARPA Grand Challenge, w którym autonomiczne samochody miały jak najszybciej pokonać wyznaczoną trasę. Konkurs szybko stracił sens – wystarczyło kilka lat, by autonomiczne pojazdy stały się na tyle doskonałe, by radzić sobie zarówno w najtrudniejszych warunkach terenowych, jak i w ruchu ulicznym.
DARPA zmieniła zatem formułę konkursu, zastępując samochody robotami, rywalizującymi w kilku połączonych konkurencjach, symulujących wyzwania, jakim będzie musiał sprostać humanoidalny robot ratownik.
A Compilation of Robots Falling Down at the DARPA Robotics Challenge
DARPA Robotics Challenge Finals 2015 Wrap Up and Results!
Robot na wielbłądzie
Takie zmagania mogę oglądać godzinami, ale tym, co dla mnie najbardziej widowiskowe, są jednak zupełnie inne konkurencje – odpowiedniki znanych, typowych dyscyplin sportowych, w których zamiast ludzi występują maszyny.
Przykładem – oczywiście przy całej umowności – może być choćby wspomniane wcześniej robosumo. Całkiem ciekawie prezentują się również rozgrywane przez roboty mecze piłki nożnej. Specyficzny urok mają również wyścigi wielbłądów, w których – ze względu na niższą wagę – dżokejów zastąpiono robotycznymi poganiaczami. Jest coś bardzo symbolicznego w tym, gdy zaprojektowana przez człowieka, w gruncie rzeczy bardzo prosta maszyna dosiada żywe, wielkie zwierzę.
Camel racing with robot jockeys
To wszystko mamy już dzisiaj. A jak wygląda przyszłość? Jej zapowiedź mogliśmy zobaczyć kilka dni temu w czasie pokazu, zorganizowanego przez Yamahę. Zaprezentowano wówczas robota, dosiadającego zwykłego, seryjnego motocykla. I choć Motobot jest przeznaczony do prac badawczych, to oczami wyobraźni widzę już jakieś szalone wyścigi, w których maszyny, pozbawione przecież strachu czy instynktu samozachowawczego zapewnią nam widowisko, jakiego do tej pory świat nie widział.
30-sec TECH: biker robot rides the Yamaha R1M
Walka wielkich maszyn
I choć malkontenci – podobnie jak w przypadku esportu – będą zadawać bezsensowne pytania, czy taką rywalizację nazywać sportem, konkursem czy jeszcze jakoś inaczej, to niecierpliwie czekam na profesjonalnie zorganizowaną i poprowadzoną roboolimpiadę.
Nie uczelniany konkurs, gromadzący garstkę nerdów, ani nie wojskowe testy, sprawdzające nowy sprzęt do zabijania, tylko najprawdziwszą, zrobioną z rozmachem i przyciągającą tłumy olimpiadę dla maszyn. I pewnie się doczekam,bo taką imprezę zapowiada na 2020 rok Japonia, a na świecie zaczynają powstawać firmy, planujące profesjonalne organizowanie zawodów dla robotów.
Robot Wars Gladiator fight - 18 robot free-for-all | Robochallenge 2015
Rzecz jasna prawdziwa rywalizacja będzie rozgrywać się między ich konstruktorami, ale z przyjemnością zobaczyłbym jakieś niesamowite konstrukcje, bijące w basenach rekordy prędkości, skaczące pod niebo przy pomocy tyczki albo podnoszące – przy skromnej masie – jakieś wielkie ciężary.
Która z tych rywalizacji będzie najbardziej widowiskowa? Ciągle marzę o wspomnianej wcześniej konkurencji – walkach wielkich robotów, które ku uciesze gawiedzi okładałyby się pięściami wielkości samochodów osobowych, demolując przy okazji najbliższą okolicę. W porządku – nazwijcie mnie dzieciakiem. Ale powiedzcie z ręką na sercu: nie chcielibyście kiedyś zobaczyć czegoś takiego na żywo?