Witamina C i choroba noblistów
Wpis gościnny z mitynauki.pl. Dziś poruszę temat, który nawet dla wielu racjonalnie myślących ludzi jest kontrowersyjny. Celowo wybrałem go po dyskusji, jaka rozpętała się w Internecie, aby pokazać, że nawet bardzo powszechne przekonanie może być błędne. Dodatkowo dowiecie się czegoś o tajemniczej chorobie atakującej laureatów Nagrody Nobla… A więc, oto nasz bohater...
21.03.2012 15:09
Wpis gościnny z mitynauki.pl. Dziś poruszę temat, który nawet dla wielu racjonalnie myślących ludzi jest kontrowersyjny. Celowo wybrałem go po dyskusji, jaka rozpętała się w Internecie, aby pokazać, że nawet bardzo powszechne przekonanie może być błędne. Dodatkowo dowiecie się czegoś o tajemniczej chorobie atakującej laureatów Nagrody Nobla… A więc, oto nasz bohater...
Przedstawiam Wam Linusa. Ale nie tego od Linuxa. Pan na fotografii powyżej nazywa się Linus Pauling (1901-1994) i jest jednym z nielicznych ludzi, którzy samodzielnie (nie jako część zespołu) otrzymali dwie Nagrody Nobla. Pauling pierwszą nagrodę dostał w dziedzinie chemii (za badania właściwości wiązań chemicznych), a drugą pokojową za sprzeciwianie się próbom z bronią jądrową.
OK, noblistę już mamy. Co on ma wspólnego z tytułową witaminą C? Wszystko zaczęło się w 1941 roku, kiedy u Paulinga została zdiagnozowana choroba Brighta – jest to choroba nerek. (Nie jest to jednak TA choroba noblistów, o której powiem później.) Jedną z metod leczenia (a raczej kontrolowania przebiegu choroby) jest podawanie odpowiednich suplementów – witamin i minerałów. Pauling zainteresował się wtedy witaminami jako czynnikami wpływającymi na ludzkie zdrowie.
I tutaj opowiem o tajemniczej chorobie noblistów. Otóż choroba noblistów (Nobel disease) to choroba objawiająca się skłonnością do dziwnych wierzeń, nieracjonalnych przekonań oraz wiarą w to, że w każdej dziedzinie nauki jest się wybitnym. Przykładowymi chorymi są:
- Piotr Curie – wierzył w duchy i był wielkim zwolennikiem medium Eusapii Palladino
- Philip Lenard – zwolennik ideologii faszystowskiej
- William Shockley – zwolennik sterylizowania mniej inteligentnych ludzi (sic!)
Kiedy ta „choroba” dopadła Paulinga? Przed rokiem 1970. W roku 1970 miał już gotową książkę "Vitamin C and Common Cold" (Witamina C i przeziębienie), w której zalecał branie co najmniej 1000 mg witaminy C dziennie. Jedyne, co miał na poparcie swoich tez, to fakt, że sam brał 3000 mg witaminy C dziennie i czuł się świetnie. Wkrótce napisał kolejną książkę "Vitamin C and Cancer", w której sugerował, że witamina pomaga również w leczeniu nowotworów i zapobieganiu im.
Zobacz także
W 1986 roku, gdy opublikował książkę "How To Live Longer and Feel Better", brał już po 12 000 mg dziennie. Ooops. W 1993 roku, gdy przechodził radioterapię w związku z rakiem prostaty, mówił, że gdyby nie witamina C, to zachorowałby na raka 20 lat wcześniej. Oczywiście to stwierdzenie niepoddające się jakimkolwiek testom i niemające żadnych podstaw oprócz jego obsesji na punkcie witamin. Zmarł w 1994 roku.
Tyle historia Paulinga. Teraz przyjrzę się faktom i teoriom, jakie po sobie pozostawił. Dzięki Linusowi powszechne jest dziś przekonanie o zbawiennym wpływie witaminy C na leczenie przeziębień, grypy i generalnie na dobry stan zdrowia. To dzięki jego książce i autorytetowi uważa się, że witamina C jako przeciwutleniacz czyni cuda. Czy są badania potwierdzające, że tak jest? Wiadomo, że witamina ta jest potrzebna do życia, że bez niej dostaje się szkorbutu, ale cała reszta?
W tym momencie muszę wtrącić kilka słów na temat badań klinicznych. Badania oparte na tym, co mówi pacjent (self-reporting), są mniej wartościowe od badań przeprowadzonych w grupie kontrolnej z użyciem tzw. ślepej próby (pacjent nie wie, czy przyjmuje lek, czy placebo) lub nawet podwójnej ślepej próby (badający i oceniający nie wie również, co podaje – zapobiega to podświadomemu ocenianiu pacjentów przyjmujących badany preparat).
Za pierwszy poprawnie przeprowadzony test skuteczności witaminy C w leczeniu grypy jest uznawane badanie Schwarza i Hornicka z 1973 roku. Gardła ochotników zakażono wirusem grypy, połowie podawano placebo, a połowie witaminę C. Wszyscy zachorowali, wszyscy w ten sam sposób przechodzili chorobę. Nie było różnicy pomiędzy biorącymi witaminę i placebo.
Kolejne badania wiązały się np. z podawaniem 311 pracownikom firmy witaminy lub placebo (http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/163386?dopt=Abstract) czy badaniem ponad siedmiu setek żołnierzy http://jama.ama-assn.org/content/241/9/908.abstract). Wszyscy chorowali mniej więcej tyle samo w ciągu roku, występowało również zjawisko zarażania osób zdrowych biorących witaminę przez chorych niebiorących (a powinni być odporniejsi).
Badań było jeszcze wiele. Żadne z nich jednoznacznie nie potwierdziło działania witaminy C w leczeniu grypy i przeziębień. Zasady badań były najróżniejsze: od celowego przebywania z chorymi, poprzez badanie dużej grupy ludzi przez kilkanaście miesięcy aż po polecanie brania tabletek z witaminą, gdy czuje się objawy choroby.
Jeśli zaś chodzi o efekty profilaktyczne witaminy C, to np. w badaniu "Vitamin C as an Antioxidant: Evaluation of Its Role in Disease Prevention" (http://www.jacn.org/cgi/reprint/22/1/18.pdf) autorzy piszą: "nie stwierdzono innych korzyści niż zapobieganie szkorbutowi".
Jak to się dzieje, że nie tylko wszyscy wierzą w coś nieprawdziwego, ale jeszcze są święcie przekonani, że to na nich działa?
Po pierwsze, witaminę C dodaje się do wielu produktów nie tylko dlatego, żebyśmy byli zdrowsi – również dlatego, że jako przeciwutleniacz jest dobrym konserwantem. Stąd jej powszechność. Producenci podkreślają to, że jest w składzie, bo się dobrze kojarzy (dzięki, Linus), nie podkreślają zaś, że to kwas askorbinowy (E300) stosowany jako konserwant.
Po drugie, biorąc witaminę C, ulegamy własnej percepcji. Brałem witaminę, prawie mnie rozłożyło, ale jakoś przeszło etc. Bardzo trudno się uwolnić od tego zjawiska. Często też myślimy: tylko dzień kaszlałem, gdyby nie witamina, to rozłożyłbym się na dobre.
Ja jestem zdania: można brać. W odróżnieniu od wielu pseudoleków nie zaszkodzi, a ludzki organizm nie potrafi jej ani wytworzyć, ani składować. Nie bierzmy jednak dużych dawek ze względu na niebezpieczeństwo wytworzenia kamieni nerkowych.