Bezprzewodowa pamięć masowa Kingston Wi-Drive dla jabłuszek i robotów [test]
MARIUSZ KAMIŃSKI • dawno temu
Ten artykuł ma 2 strony:
Wstęp, unboxing, jakość wykonania i pierwsze wrażenia
Geneza, czyli skądś już to znam
Testowany przeze mnie gadżet to bezprzewodowa pamięć masowa przeznaczona do współpracy z urządzeniami mobilnymi takimi jak smartfony i tablety. Aby lepiej zrozumieć ideę, jaka przyświecała twórcom tego urządzenia, trzeba sięgnąć w przeszłość. Otóż Kingston Wi-Drive dopiero od niedawna może być wykorzystywany przez urządzenia z systemem Android (oraz Kindle).
Przez pierwszy okres swojej bytności na półkach sklepowych urządzenie było ściśle nakierowane na użytkowników iOS. Miało to swoje silne uzasadnienie — urządzenia z systemem iOS mają tyle i tyle pamięci i nic z tym już zrobić się nie da. Po jej zapełnieniu można albo wykasować niepotrzebne rzeczy, albo zrezygnować z nowych plików, albo… i tu wkracza produkt Kingstona. Skoro nie da się do iPhone'a i iPada włożyć karty microSD, to zakupmy bezprzewodową pamięć masową.
Obecnie Wi-Drive może być obsługiwany przez telefony i tablety z Androidem. W tym momencie zwolennicy zielonego robota mogą parsknąć śmiechem i wskazać w swoich telefonach slot na karty pamięci. Częściowo będą mieć rację. Warto jednak zwrócić uwagę na pojemność Wi-Drive, która może wynosić aż 64 GB. Tak dużych kart microSDHC jeszcze nie ma (poza modelami SDXC, które mogą nie być kompatybilne), a wiele osób lubi wykorzystywać telefon do przenoszenia pokaźnych rozmiarów multimediów między komputerami lub innymi urządzeniami.
Zobacz również: Wideorecenzja: Acer Aspire S3
Unboxing
Już na pierwszy rzut oka widać, do jakiego klienta był pierwotnie adresowany Wi-Drive. Zgrabne tekturowe pudełko do złudzenia przypomina opakowanie iPhone'a. Zawartość została ułożona w szalenie popularnej konfiguracji, czyli: urządzenie na wierzchu, a cała reszta pod spodem. Ta cała reszta to jedynie kabel USB i instrukcja, ale też nic innego potrzebne nie będzie.
Wi-Drive do złudzenia przypomina iPhone'a drugiej generacji. Obłe kształty i wykończenie z błyszczącego, czarnego plastiku budzi wspomnienia z użytkowania tamtego fantastycznego telefonu. Obudowa o dziwo za bardzo nie zbiera odcisków, co może zadowolić estetów. Dobrze spasowane części gwarantują brak trzasków i pisków, przynajmniej na początku użytkowania. Po kilku dniach nie zauważyłem zadrapań, co dobrze wróży na przyszłość. Oczywiście bezpardonowe szuranie po nim kluczami może zostawić niechcianą pamiątkę. To jednak tylko plastik.
Wielkość gadżetu i wspomniana wcześniej obłość sprawiają, że wkładanie i wyjmowanie urządzenia do kieszeni i z niej jest bezproblemowe. Niska waga nie obciąży zbytnio kieszeni, a wydzielanie ciepła jest w granicach tolerancji. Podczas intensywnego korzystania z Wi-Fi góra urządzenia robi się lekko ciepła.
Wi-Drive działa jako punkt dostępowy, więc w środku urządzenia znajduje się moduł Wi-Fi, bateria oraz pamięć masowa. Ładowanie odbywa się za pomocą dostarczonego kabla USB. Warto zaznaczyć, że z takiego "punktu dostępowego" może korzystać do 3 osób jednocześnie.
Z boku urządzenia umieszczono włącznik. Jest dość mały i trzeba się lekko przyłożyć, żeby go wcisnąć. Po zaświeceniu się zielonej diody urządzenie potrzebuje około 30 sekund, by zgłosić gotowość do działania za pomocą dwóch niebieskich sygnalizatorów. Niższy ukazuje status połączenia Wi-Fi, a wyższy łączność z Internetem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze