Hipsterski maoizm domaga się podpisywania memów. Ale sam zdjęć nie podpisuje
W Internecie nie ma zwyczaju przejmować się prawami autorskimi. Twórcy memów biorą takie zdjęcia, jakie chcą, nie płacąc za ich wykorzystanie i nie podpisując ich nazwiskami autorów. Ale sami chcieliby być podpisywani. Też widzicie sprzeczność?
"Źródło: Internet", "źródło: Facebook", "źródło: Google" – spotkaliście się z takimi podpisami obrazków w portalach internetowych? To podpisy bezsensowne, owszem, ale czasem redaktorzy je dają, bo po prostu nie są w stanie dotrzeć do źródła. Jeśli znajdują mem w Google'u, nie jest on w żaden sposób podpisany i pojawia się na wielu stronach internetowych, "źródło: Google" może im się wydać całkiem rozsądnym podpisem.
Hipsterski maoizm chce, żeby podawać źródło
Ale twórcy memów nie widzą w tym nic rozsądnego. Na fanpage'u Hipsterski maoizm pojawił się ostatnio wpis takiej oto treści.
Joanna Dziwak, twórczyni fanpage'a, chciałaby, aby jej pracę doceniano w mediach poprzez podanie źródła. I jest to zrozumiałe pragnienie, bo media rzeczywiście nie mają zwyczaju podawać, skąd biorą memy. Jest na to sposób (z którego Hipsterski maoizm też czasem korzysta): wystarczy podpisać swój mem w widocznym miejscu i już dziennikarze nie będą mieli wyjścia. Źródło samo się poda.
Ale pod wpisem HM fani zauważyli, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i nie tylko media są tu winne, twórcy memów też mają swoje za uszami. Krystian Maj wrzucił mem, który trafia w sedno problemu.
No właśnie, jak to jest z tymi prawami autorskimi?
Michał Kowalski, który prowadzi stronę Muzyka i Prawo, dokładnie przeanalizował problem na swoim blogu. Wniosek jest taki, że prośba Hipsterskiego maoizmu to totalny absurd. Aby wykorzystywać zdjęcia, należy mieć zgodę właściciela praw autorskich. W przypadku zdjęć polityków, których używa Maoizm, właścicielami praw autorskich często są agencje (np. PAP). Portale internetowe, żeby skorzystać z tych samych zdjęć, słono płacą. Twórcy memów po prostu je sobie "biorą z Internetu", nie wydając ani grosza.
Czy w związku z tym mają prawo domagać się, aby ktoś podpisywał ich prace? Teoretycznie mają, bo memy to utwory zależne i jako takie również podlegają ochronie prawnej. W praktyce portale tego nie robią, bo czasem dotarcie do źródła nie jest wcale takie proste, a czasem po prostu dziennikarz wie, że nic mu nie grozi. Trudno sobie wyobrazić, że twórca memu, który wykorzystał w swojej pracy zdjęcie bez zgody jego autora, będzie się procesował o podpis pod memem.
Ta sytuacja to kolejny dowód na to, że ustawa Prawo autorskie jest przestarzała i nie pasuje do naszych czasów. Internauci, którzy tworzą memy, albo uważają, że ustawa ich nie dotyczy, albo zwyczajnie nie wiedzą, że wykorzystując cudze zdjęcie, mogą złamać prawo. Myślą, że skoro nie zarabiają na tym ani grosza, to wszystko jest w porządku. Zgodnie z prawem – nie jest. Ale być może już czas zmienić to prawo?