Wstrzymaj kosę: Matrix nie był wybitnym filmem. Jest wybitną trylogią [polemika]

Wstrzymaj kosę: Matrix nie był wybitnym filmem. Jest wybitną trylogią [polemika]

Wstrzymaj kosę: Matrix nie był wybitnym filmem. Jest wybitną trylogią [polemika]
Blomedia poleca
13.03.2013 16:08, aktualizacja: 10.03.2022 12:21

W opublikowanym niedawno na łamach Gadżetomanii artykule „Skoszone umysły. Czy Matrix naprawdę był wybitnym filmem?” Borys Jagielski próbował udowodnić, że sequele Matriksa okazały się porażką dziesięć lat temu i porażką po dziesięciu latach są nadal. Nie zgadzam się zupełnie: Matrix bez Reloaded i Revelations nie ma najmniejszego sensu. Dopiero one sprawiają, że Matrix z dobrego kina akcji zmienia się w „coś więcej”.

W opublikowanym niedawno na łamach Gadżetomanii artykule „Skoszone umysły. Czy Matrix naprawdę był wybitnym filmem?” Borys Jagielski próbował udowodnić, że sequele Matriksa okazały się porażką dziesięć lat temu i porażką po dziesięciu latach są nadal. Nie zgadzam się zupełnie: Matrix bez Reloaded i Revelations nie ma najmniejszego sensu. Dopiero one sprawiają, że Matrix z dobrego kina akcji zmienia się w „coś więcej”.

Pierwszy Matrix to banał

Dyskusja o tym, która część trylogii była najlepsza, jest trochę jak typowanie swojej ulubionej księgi w Biblii – można mieć jakieś osobiste preferencje, ale niekoniecznie stwierdzając, że „ten Hiob to był jakiś taki trochę mierny” będziemy w stanie sensownie zinterpretować całą resztę. Matrix to trzy uzupełniające się filmy – jedynka bez kontekstu reszty jest tylko ładnie zrealizowanym obrazkiem. Opowieścią o hakerze Neo ułożoną na starym jak świat schemacie fabularnym.

Obraz

I chociaż jestem trochę za głupi i na pewno zbyt leniwy, żeby zrozumieć, o co chodzi w zdaniu: „Motyw predestynacji i skontrastowanej z nią wolnej woli stanowi natomiast kręgosłup metaplotu całej trylogii” i walkowerem uznaję, że może to prawda, to nie jestem w stanie zgodzić się, że: „R&R miały prawo się udać. A po części dlatego, że choć zabito Symbolikę i zmarnowano Pomysł, to przynajmniej ostało się kilka dobrych Scen”.

Wręcz przeciwnie: Reloaded i Revolutions się udały – właśnie dlatego, że symbolikę rozciągnięto w nich znacznie poza fantastycznonaukową sztampę jedynki, a pomysł rozbudowały piętrzące się w nich bez końca metafory. To, że nie są to metafory jasne i oczywiste dla naszego oka zaprogramowanego na wyszukiwanie prostych odpowiedzi (bo kultura z reguły leci po najmniejszej linii oporu – Neo jako Jezus i tym podobne bzdurne pomysły) nie znaczy, że drugi i trzeci film to płytkie scenariusze.

Wręcz przeciwnie: jedynka jest banalna w porównaniu z tym, co dostaliśmy później.

Więzienie bez klatek

Kluczowa dla całości i rozbudowywana przez całą trylogię metafora Macierzy może być rozczytywana na wiele różnych sposobów. Analizując jedynie pierwszą część serii jesteśmy jednak w stanie dotknąć tylko jej powierzchni. Bo, cytując Borysa, właśnie na jej podstawie Matrix można rozumieć „dosłownie jako wirtualną rzeczywistość niewolącą ludzi, którzy przegrali wojnę z maszynami,  ale także jako otaczający nas zewsząd polityczno-kulturowo-religijny System, któremu jesteśmy bezwzględnie podporządkowani, nierzadko nawet nie zdając sobie z tego sprawy".

Obraz

Stworzony przez maszyny Matrix porównać do więzienia, jaskini platońskiej, czy systemu opresji dowolnej jest bardzo łatwo. Ale co to za więzienie, w którym każdy może dostać wszystko, na co tylko ma ochotę, albo wyjść kiedy mu się znudzi? Kojarzy mi się to raczej z „Brave New World” Huxleya, niż mrocznym „Rokiem 1984” Orwella: zaprogramowane w odpowiedni sposób społeczeństwo funkcjonuje tam dzięki somie, oraz eliminowaniu nieprzystających jednostek. Ale nie na modłę Orwella, który upodobał sobie tortury i morderstwa: buntownicy Huxleya zostają zesłani na wyspy, które sami sobie wybierają – w miejsca, w których mogą się realizować i tworzyć społeczności wolnomyślicieli. Jak ludzie w Zionie.

Ludzka partyzantka walcząca o dobro gatunku reprezentuje w trylogii tylko i wyłącznie ludzką partyzantkę – dlaczego akurat ich wersja wydarzeń ma być tą właściwą? Dla nich Matrix może być więzieniem, ale czym jest dla innych? I nie chodzi nawet o śniących piękne sny ludzi – czym ten system jest dla maszyn? Właśnie to jest zasadnicze pytanie, na które odpowiedź pojawia się dopiero w Reloaded i Revolutions.

Po co komu bateryjki

W swoim tekście Borys opisuje „emocjonujące (choć w ostatecznym rozrachunku do niczego nie prowadzące) spotkanie z Architektem” i wydaje mi się, że popełnia tym samym ogromny błąd w interpretacji. To spotkanie jest kluczowym elementem trylogii, bo właśnie dzięki tej krótkiej rozmowie dowiadujemy się najważniejszych rzeczy o strukturze Macierzy. To właśnie wtedy słyszymy m.in. potwierdzenie słów Smitha: pierwsza wersja Matrixa rzeczywiście była rajem – perfekcją, której nie byliśmy w stanie zaakceptować.

Obraz

Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że w momencie, w którym pojawił się Matrix, ludzkość w ogóle nie powinna była już istnieć. Przegraliśmy wojnę, a w akcie desperacji i kompletnego zaćmienia umysłowego postanowiliśmy „zgasić słońce”.

Maszyny nie miały powodu, by trzymać nas przy życiu – mogły bez najmniejszego problemu poradzić sobie bez nas. Czy jądro Ziemi nie było by dobrym zastępstwem  dla energii słońca? Jeżeli były w stanie przerobić nas na baterie, to prawdopodobnie byłyby w stanie przerobić na nie wszystko (poza tym, czepiając się już szczegółów, jesteśmy tylko elementem bateryjki – drugim, kluczowym, jest „forma fuzji”, czyli coś znacznie bardziej potężnego).

Maszyny zrobiły dla nas coś, czego my nie bylibyśmy w stanie im dać nigdy: okazały nam miłosierdzie. Na ich miejscu stalibyśmy nad taśmociągiem z młotkiem niszcząc wszystko, co tylko się na nim pojawi. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie wygrywającego wojnę Hitlera, który wysyła przegranych do Disneylandu na wakacje. Maszyny, które nie miały żadnego powodu – nie po tym, co przytrafiło się B1-66ER i co wydarzyło się później – postanowiły dać nam kolejną szansę. Wciąż, prawdopodobnie, chciały być przydatne.

I prawdopodobnie chciały też usprawiedliwić nasze dalsze istnienie w swoim binarnym rozumieniu świata potrzebą posiadania jakiegoś źródła energii. Tym bardziej, że w trakcie rozmowy z Architektem dowiadujemy się między innymi tego, że jeżeli Neo zdecyduje się zniszczyć system (i ludzkość razem z nim), to „there are levels of survival we are prepared to accept”, co pozwalałoby maszynom wykluczyć nas z równania całkowicie. Nie zrobiły tego.

Więzienie dla zer i jedynek

Może dlatego warto spojrzeć na trylogię jako opowieść o maszynach, a nie o ludziach? Ba, może pójść jeszcze dalej: odłożyć na chwilę defaultowy filtr „to jest o człowieku” i zobaczyć, że niczym się od nich nie różnimy?

Popatrzmy na jeden z najładniejszych motywów z Revolutions – scenę na opuszczonym dworcu. Podczas rozmowy z programem Rama-Kandra Neo jest zaszokowany tym, że razem z żoną stworzył on kolejny program. Całkowicie bez celu, bez sensu, tylko dla własnej przyjemności. Z miłości, chęci powołania czegoś pięknego do życia.

Kilka wymienionych tam zdań zdradza coś pięknego: okazuje się, że maszyny są w stanie wejść na kolejny poziom ewolucji – stworzyć i zrozumieć koncepcję tak absurdalną (co wielokrotnie podkreślają), jak miłość. Właśnie dzięki temu na samym końcu kolektyw zostaje rozebrany od środka przez Wyrocznię i resztę binarnej partyzantki, która stworzyła sobie indywidualny plan niewymagający CELU do istnienia. Zupełnie jak ludzie.

Obraz

Historia ludzkości w trylogii jest bardzo starym motywem – Reloaded i Revolutions wykorzystują ją jednak m.in. do stworzenia mitologii maszyn. Operując kontrastami wokół tych samych motywów Matrix przekazuje coś na temat dwóch stron konfliktu, a nie tylko jednej. To nie jest film wojenny, w którym Amerykanie wygrywają – dopiero dzięki drugiej i trzeciej części jesteśmy w stanie zauważyć jak sprytnie postawiono ludzi i maszyny po dwóch sprzecznych, a jednocześnie bardzo sobie bliskich stronach.

Sceny tańca w wirtualnych klubach z syntetyczną muzyką i seksualnością opierają się na czarnych skórach, klimacie S&M i pląsających w sterylnych warunkach istotach. Obok nich postawiono spoconą masę ludzi tupiących w błocie, którzy są tylko o krok od gigantycznej orgii. Chęć przetrwania Merowinga – programu, który przestał być przydatny – jest identyczną motywacją, co ludzkie tłoczenie się w Zionie. I nawet końcówka, w której widzimy nasz zniszczony świat zdominowany przez maszyny, jest odbiciem ich zniszczonego świata zdominowany przez Smitha.

Może obok historii o hakerach szukających wyjścia z więzienia kryje się historia maszyn próbujących dokonać tego samego? Programów, które próbują wyjść poza perfekcyjnie logiczne i zbilansowane równanie Architekta?

Immanentne metateksty

Motyw autonomicznych programów, której to karty podobno Wachowscy nie rozegrali dobrze, świadczy o tym najlepiej, bo – w przeciwieństwie do Borysa – nie uważam ich za trzecią frakcję w konflikcie ludzie-maszyny. Autonomiczne programy są po prostu zagubionymi buntownikami, z których tylko jeden z w całej trylogii działa prawdziwie na własną rękę rozumiejąc dlaczego i w jakim celu to robi: Wyrocznia. Reszta (chociażby Rama-Kandra) dopiero się uczy i próbuje grać zgodnie z zasadami. Matrix nie spełnia ich oczekiwań: wtłacza ich w role społeczne, których nie są w stanie zrealizować.

Obraz

A od tego przecież wojna z maszynami się zaczęła! Tę historię opowiada „Drugi Renesans” z Animatriksa, w którym B1-66ER w samoobronie zabił swoich właścicieli. Jego jedyną motywacją  było: „Po prostu nie chciałem umrzeć” i ten sam problem mają programy wewnątrz Matriksa. Bezużyteczny kod wraca do źródła, ale one po prostu nie chcą umrzeć.

Prawdziwą trzecią frakcją w tej wojnie jest Smith. Dla maszyn jest dokładnie tym, czym Neo jest dla ludzi: Anomalią, która może pomóc stworzyć kolejną wersję systemu i „zniewolić” wszystkich po raz kolejny albo doprowadzić wszystko do końca. To wszystko jest symboliką wykraczającą poza bezpieczne „jezusowanie” i „alicjowanie” pierwszej części. Persefona, Merowing, Klucznik, Rama-Kandra, Sati, Architekt… wszystkich można by opisywać bardzo długo, ale o coś innego w Reloaded i Revelations chodzi.

Nie potrzebujemy rzucania motywami religijno-filozoficznymi na prawo i lewo, by opowiedzieć głęboką historię – druga i trzecia część Matriksa to interpretacyjna Incepcja, która na „baaaaardzo głęboko”  się nie kończy.

Zupełnie nie zgadzam się więc, że to wszystko to tylko „zalążki kilku niegłupich propozycji”, bo zalążkiem niegłupiej propozycji jest jedynka. Reloaded i Revelations są jej „wielopoziomowym, filozoficznym dopełnieniem” – dokładnie tym, czego szukał Borys. Wszystko zależy tylko od tego, z której strony się na temat chce patrzeć.

I wielkie dzięki, Borysie, za twój tekst, bo zmusiłeś mnie do przemyślenia kilku rzeczy! Ukradłeś mi też, co prawda, kilka godzin z weekendu, bo oczywiście musiałem trylogię od początku do końca obejrzeć. Ale warto było.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)