Śmierć prywatności. Zrób komuś zdjęcie, a NameTag znajdzie dane tej osoby
Mogłoby się wydawać, że w tłumie jesteśmy anonimowi. Być może tak było dawniej, ale nowe technologie sprawiają, że miejsce dla naszej prywatności kurczy się w szybkim tempie. Powstała aplikacja, która dopasuje dane osobowe do twarzy widocznych na zdjęciu!
15.01.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:36
W 2006 roku do kin trafił film „Diabeł ubiera się u Prady”. Jest w nim scena, w której naczelna magazynu o modzie „Runway” potrzebuje pomocy asystentki, szepczącej jej na ucho, kim są napotykane osoby.
Od tamtego czasu minęło zaledwie kilka lat, jednak pokazany w filmie problem traci na aktualności. Choć systemy rozpoznawania twarzy istniały od dawna, to jeszcze nigdy możliwość powszechnej i masowej inwigilacji nie była tak łatwo dostępna.
Wszystko za sprawą aplikacji mobilnej o nazwie NameTag, która – jak informuje Niebezpiecznik – ma niebawem być dostępna na Androida, iOS i jako aplikacja dla Google Glass. Jak działa NameTag?
Po zrobieniu zdjęcia dowolnej osoby program przesyła je do bazy danych zawierającej miliony rekordów, zebranych z publicznie dostępnych źródeł, czyli przede wszystkim różnych serwisów społecznościowych.
Jeśli osoba z fotografii korzysta z Facebooka, Twittera, Instagrama lub różnych serwisów randkowych, NameTag dostarczy linki do jej profilów i wyświetli podstawowe informacje, jak np. status związku czy ewentualny wpis w bazie przestępców seksualnych.
W teorii zadaniem aplikacji jest ułatwienie nawiązywania znajomości z napotkanymi osobami, jednak praktyka może wyglądać zupełnie inaczej. W gruncie rzeczy dostajemy bowiem do ręki potężne narzędzie, dzięki któremu jesteśmy w stanie namierzyć kogoś wyłącznie na podstawie zdjęcia.
Można sobie wyobrazić choćby policję fotografującą tłum podczas jakiejś demonstracji tylko po to, by szybko namierzyć każdego z jej uczestników czy np. stalkerów tropiących swoje ofiary tak łatwo, jak nigdy wcześniej.W XX wieku o podobnych możliwościach nie mogli zapewne marzyć szefowie największych central wywiadowczych.
Twórca aplikacji, FacialNetwork.com, pozostawił jednak możliwość zastrzeżenia swojej tożsamości. Niestety, wiąże się to z - moim zdaniem - gigantycznym nadużyciem. Zastrzeganie tożsamości ma bowiem działać jako opt-out, a zatem wszyscy domyślnie znajdziemy się w bazie, a dopiero po naszej interwencji zostaniemy z niej usunięci.
W praktyce oznacza to, że jeśli ktoś nie zainteresuje się tą technologią i nie zgłosi swojego sprzeciwu (ma to być możliwe na stronie FacialNetwork.com), to nie mając o tym pojęcia, może znaleźć się w bazie danych, z której korzysta aplikacja.
Problemy nie kończą się na kontrowersjach związanych z wypisywaniem się z usługi. Dużo ważniejszy jest fakt, że teoretycznie każdy z nas już niebawem będzie mógł sprawdzić każdego. A to, że jedna firma postanowiła umożliwić wypisanie się z bazy, nie oznacza, że w przyszłości będzie to standard.
W połączeniu z projektem przepisów zakazujących zasłaniania twarzy (na razie chodzi tylko o zgromadzenia) daje to ciekawy efekt. Spełnia się to, o czym mówił niedawno Vint Cerf: prywatność przestaje istnieć. Wystarczy smartfon, by nasze dane przestały być sekretem dla każdego, kto pstryknie nam zdjęcie.
Nie sądzicie, że brzmi to trochę niepokojąco?