„Sonda” wraca do telewizji. Powrót legendy łatwo zmienić w odgrzewany kotlet
Po 26 latach przerwy do ramówki Telewizji Polskiej powraca program popularnonaukowy „Sonda”. Co może się nie udać i dlaczego mimo wszystko wierzę, że warto będzie go oglądać?
31.01.2016 | aktual.: 10.03.2022 09:54
„Sonda” była programem popularnonaukowym, prowadzonym przez Zdzisława Kamińskiego i Andrzeja Kurka. W latach 1977 – 1989 wyemitowano około 500 odcinków; zapewne byłoby ich więcej, gdyby nie tragiczna śmierć obu prowadzących.
„Sonda” zniknęła z anteny, ale pozostała po niej legenda wspaniałego programu, który w prosty, zrozumiały dla każdego sposób przedstawiał najnowsze osiągnięcia nauki i techniki.
Niestety, nie pamiętam „Sondy” – przynajmniej tej oryginalnej, emitowanej w telewizji. Po latach znalazłem wprawdzie stare nagrania na VHS, później oglądałem ją na YouTube, a parę lat temu archiwalne odcinki odświeżyła TVP Historia.
Wiedza dla wszystkich!
Nawet po latach nie sposób zaprzeczyć, że Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek robili wspaniały program. Rzetelna wiedza była przekazywana w atrakcyjnej formie, a prowadzący robili – jak na tamte czasy – rzeczy niezwykłe: sprowadzali do studia różne pojazdy, podwieszali się na linach czy pokazywali działanie komputerów nie w sztucznych, studyjnych warunkach studia, ale w praktyce – np. w hotelowej recepcji.
To było coś i nawet dzisiaj – choć standardy są zupełnie inne – starą „Sondę” można oglądać z przyjemnością. Tym bardziej, że rozpoczynała ją fenomenalna czołówka, która na myśl o programie od razu dźwięczy mi w głowie, wraz ze świetnie dobranymi ujęciami.
Sonda - czołówka programu (1977-1989)
Sonda Mariner 5, wybuch supernowej, podział jądra komórki, start rakiety Saturn V, oko cyklonu, mieszanie cieczy w stanie nieważkości, produkcja chipów i wiadomość dla obcych cywilizacji, umieszczona na sondach kosmicznych Pioneer. Ta czołówka to chyba najlepsze podsumowanie serii programów, a zarazem obietnica tego, czego możemy po nich oczekiwać.
Dlatego z wielką radością przyjąłem informację, że do Telewizji Polskiej, po ćwierćwieczu przerwy, wraca „Sonda”. Rzecz jasna nie archiwalne odcinki, ale całkiem nowy program, będący duchowym spadkobiercą dzieła panów Kamińskiego i Kurka. Co ciekawe, jego formuła przewiduje odniesienia do starych programów i zderzenie naszej rzeczywistości z prognozami, przedstawianymi ćwierć wieku temu. Jak dla mnie – rewelacja!
Zobacz także
Nowa jakość czy odgrzewany kotlet?
Dlaczego zatem w tytule marudzę, wspominając o odgrzewanym kotlecie? Bez obaw – nie chodzi o marudzenie dla samej zasady. W związku z powrotem „Sondy” mam jednak parę krytycznych uwag.
Pierwsza dotyczy samego, oryginalnego programu. Uwielbiam go, podobnie jak uwielbiam stare słuchowiska czy „Kluby ludzi ciekawych wszystkiego”, które w radiowej „Dwójce” prowadzi Hanna Maria Giza. Mam jednak świadomość, że współczesnych mediów tak się nie robi. Przynajmniej nie wtedy, gdy chce się trafić do licznych odbiorców.
Możemy narzekać na tabloidyzację czy schlebianie niskim gustom, ale celem programów popularnonaukowych jest – no właśnie! – popularyzacja wiedzy. Czyli docieranie z nią do jak najszerszego grona odbiorców. Jestem przekonany, że gdyby współcześnie zaprezentować widzom program prowadzony w tempie oryginalnej „Sondy”, większość sięgnęłaby szybko po pilota i zmieniła kanał.
Jasne, że jakieś nieliczne grono byłoby zachwycone powrotem „starej dobrej telewizji”, ale – jak wspomniałem wcześniej – chodzi o popularyzację wiedzy, a nie robienie przyjemności wąskiemu gronu ekspertów. Dlatego mam nadzieję, że nowa „Sonda” zachowując jakość pierwowzoru, wypracuje własną, ciekawą i przystającą do współczesnych realiów formę.
Jazda na gapę
Kwestią, co do której również mam wątpliwości, jest sam tytuł. To trochę jak z jazdą na gapę – lata temu Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek rozpędzili pociąg, który toczy się do dnia dzisiejszego, a tymczasem ktoś usiłuje pod ten pociąg podpiąć własne wagony. Twórców oryginału, niestety, nie ma jak zapytać o zdanie.
Z drugiej strony, jeśli nawiązanie do kultowego tytułu ma przyciągnąć do programu tych, których nie przyciągnęłaby zwykła zapowiedź nowego programu popularnonaukowego, to nawiązanie do legendy może mieć sens. Warunek jest jeden: nowy program musi sprostać ogromnym oczekiwaniom.
Sławy pierwowzoru wystarczy na jeden, może dwa odcinki, gdy nową odsłonę „Sondy” będziemy oglądać wiedzeni zwykłą ciekawością, jak wygląda reaktywacja. Jeśli twórcy programu nie zaproponują czegoś naprawdę ciekawego, on sam umrze, a wraz z nim dostanie się legendzie. Szkoda by było rozmienić ją na drobne.
Emisja w prime time
Mimo wszystko jestem jednak optymistą. Już raz naciąłem się, dając kredyt zaufania wyciągniętej z przeszłości marce, która następnie okazała się nie mieć nic wspólnego ze swoim pierwowzorem (chodziło o Unitrę, więcej na ten temat przeczytacie w artykule „To mnie wkurza: "polski" sprzęt, czyli jak dwa razy drożej sprzedać chińszczyznę”). Mimo tej nauczki, w przypadku nowej „Sondy” wierzę jednak w powodzenie przedsięwzięcia. Dlaczego?
Tym, co mnie przekonuje, jest między innymi czas emisji. Choć jeszcze nie wiadomo, kto będzie ją prowadził, to wiemy, że program zagości na antenie w najlepszym czasie antenowym – TVP2 pokaże go w czwartki o 20:40. Wygląda zatem na to, że władze telewizji traktują powrót „Sondy” całkiem serio i chcą zrobić z niej gwiazdę nowej ramówki.
Sam fakt, że zamiast gali piosenki biesiadnej czy kolejnego, durnego kabaretu zaoferowano program, popularyzujący wiedzę, jest powodem do optymizmu.
Dobry powód, by zacząć oglądać telewizję
Trzymając kciuki za powodzenie, czekam z niecierpliwością na pierwszy odcinek. A jednocześnie apeluję do prowadzących: kimkolwiek jesteście, nie udawajcie Zdzisława Kamińskiego i Andrzeja Kurka. Oni byli jedyni w swoim rodzaju i nie ma sensu ich podrabiać. Zróbcie ten program dobrze, współcześnie i po swojemu.
Macie ogromną szansę i spory kredyt zaufania. Wykorzystajcie je dobrze i zamiast rozmieniać legendę na drobne, dajcie jej po prostu drugie, nowe życie.
Naprawdę chciałbym za kilka miesięcy stwierdzić, że nowa „Sonda” stała się jednym z powodów, dla których po ponad 10 latach przerwy zacząłem znowu oglądać telewizję.