Czy trudno teraz być geekiem?
PIOTR GNYP • dawno temu • 25 komentarzyTo, że z Internetem jest łatwiej, niekoniecznie wszystkim musi się podobać.
— Ale Nadji to nie widziałeś, prawda? – pyta mnie Rafał. Obydwaj jaramy się grą fabularną Wampir: Maskarada. Wyszukujemy książki, polecamy sobie seriale i filmy. To lata 90., królują kasety VHS, a zestawy najciekawszych pozycji można obejrzeć tak naprawdę wyłącznie na konwentach miłośników fantastyki, gdzie przywożą je pasjonaci.
Mały telewizor, kilkanaście zaspanych osób, paskudnie zjechana kopia – to musi wystarczyć, bo wiadomo, że prędko dostępu do tego filmu nie będzie. — No wiesz, to dość wyjątkowa produkcja, bardzo trudno ją dostać – czuję, że się przede mną chwali, że on ma, a ja nie – ale każdy, kto choć trochę jara się wampirami, musi go obejrzeć. Wiesz, jest głęboki, świetnie zrobiony i daje do myślenia. Czy mogę pożyczyć? Nie, kolejka jest długa.
Od naszej rozmowy mija kilkanaście lat. O Nadji przypominam sobie zupełnie przypadkowo. Najpierw sprawdzam Amazon – jest. Dostępne od zaraz, jeżeli zamówię dzisiaj, za dwa dni film powinien być u mnie. Zapewne pobranie nielegalnej kopii z sieci to kwestia kilkunastu minut, nie wiem, nie sprawdzam. Zamawiam DVD. Czasy się zmieniły.

Wojskowe bezzałogowce zmieniły obraz współczesnego pola bitwy. Choć polowania na talibów urządzane z wygodnego fotela w bazie w Nevadzie nie są już niczym nadzwyczajnym, drony wciąż wymagają nadzoru operatora. Pojawił się jednak pierwszy wyjątek – autonomiczny bojowy dron X-47B.
Wszystko dostępne
Doskonale pamiętam polowanie na rzadkie podręczniki do RPG. Human Occupied Landfill, Encyclopaedia Vampirica, Shoah – to tytuły trudno dostępnych pozycji z tylko jednego wydawnictwa - White Wolf. Książki i inne gadżety były wymieniane wśród kolekcjonerów na konwentach, były przedmiotem dumy. Teraz są dostępne bez problemu dla każdego w wersjach cyfrowych w rozlicznych sklepach.
Zobacz również: Studio PlayStation 5 highlight: Jan Dąbrowski – nowy Interface i usługi na PS5
Podobnie jest z albumami muzycznymi, filmami, serialami i książkami. To, co kiedyś było obiektem westchnień, teraz jest tyko kwestią wpisania odpowiedniej frazy w Google'a i wyciągnięcia swojej karty kredytowej. Co więcej, jeżeli jakieś wydawnictwo nie udostępnia swoich produkcji, to robią to fani w mniej lub bardziej legalny sposób. Internet pełen jest białych kruków.
I to boli tych, którzy kiedyś poświęcali czas i pieniądze na kolekcje. Jasne, w przypadku wielu osób nic nie zastąpi fizycznego posiadania przedmiotu. Możliwość wzięcia książki z półki czy napawanie się grzbietami opakowań po płytach DVD i CD często może być ważniejsze od samego aktu konsumpcji danego dzieła. Ale przecież nie chodzi wyłącznie o sam fakt posiadania, ale też o wiedzę.
Oglądanie i czytanie rzadkich książek dawało jeszcze jedną korzyść – znajomość tematu. Konwenty pełne były konkursów wiedzy o Władcy Pierścieni, Star Treku, Cthulhu czy Star Wars. Kiedyś, żeby w ogóle myśleć o braniu w nich udziału, trzeba było zdobyć i przeczytać kilka książek na dany temat, obejrzeć kilkanaście razy film na konwencie. Teraz? Wystarczy smartfon z dostępem do Wikipedii. Braki w wiedzy da się nadrobić w weekend — odwiedzić Wikipedię, fanowskie forum i fanpage na Facebooku. W ciągu 3 dni uda nam się nauczyć tego, co kiedyś zajmowało nawet lata.
Ofiary sukcesu
Stało się to, o czym przez długie lata marzył każdy geek. Seriale, zainteresowania i cała kultura, niegdyś pogardzana i niszowa — wszystko to stało się częścią mainstreamu. Kiedyś z kolesi jarających się mieczami i smokami laski się śmiały. Teraz wraz z nimi oglądają Grę o tron. Motywy z Gwiezdnych wojen umieszczają na koszulkach polskie firmy z ciuchami, podobnie jak motywy z gier. Dla niektórych okazało się to nie tak fajne, jak się wydawało. Gracze są przerażeni faktem, że wszyscy grają, geekowie nie mogą pogodzić się z faktem, że nie są już wyjątkowi, i każdy zna historię, jak to Frodo szedł wrzucić pierścionek do wulkanu.
To już koniec?
Czas umierać? Nie! Subkultury wyszły z getta…. i bardzo dobrze. Teraz okaże się, czy tak kiedyś cenione cechy i korzyści sprawdzają się we współczesnym świecie. A wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest.
Współczesność to czas, gdy nowe zawody powstają szybciej, niż nadąża za nimi edukacja. A do ich wykonywania potrzebne są połączenia czasami naprawdę dziwnych dziedzin wiedzy. Stylista profili facebookowych? Twitter ghost writer? Twórca gier wideo? To zawody, o których kilka-kilkadziesiąt lat temu nikt w Polsce nie słyszał.

Od pewnego czasu namiętnie czytam polskie fora poświęcone tworzeniu gier, poznaję mnóstwo powstających produkcji i bacznie przyglądam się filozofiom, którym hołdują poszczególni twórcy. Muszę przyznać, że po tych obserwacjach miota się we mnie kilka dość krytycznych spostrzeżeń, którym wreszcie muszę dać upust. Ich dławienie może w końcu doprowadzić do bolesnych wrzodów żołądka.
Co więcej, zdobytą wcześniej wiedzę można zastosować w "poważnych rozwiązaniach biznesowych". Czym różni się szkolenie dla sprzedawców dużego banku, w którym biegają oni z iPadami, wykonując rozmaite questy, od gier fabularnych na żywo — LARP-ów? To nie są przykłady z kosmosu, to się już dzieje, i nawet w Polsce są firmy odnoszące na tym polu sukcesy.
Fajnie być geekiem. I dobrze, że teraz prościej nim zostać, bo tak naprawdę powinna się liczyć pasja, a nie kolekcja na półce. Nawet tej wirtualnej.
Ten artykuł ma 25 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze