Imperium Google'a. Jak firma z Mountain View zbudowała swoją potęgę?

Imperium Google'a. Jak firma z Mountain View zbudowała swoją potęgę?18.06.2011 11:03
Larry Page i Sergey Brin, twórcy Google'a (Fot. Google.com)

Niewiele brakowało, aby Larry Page zajął się modernizowaniem systemu komunikacyjnego w Detroit, a Sergey Brin poświęcił życie rozwiązywaniu teoretycznych, akademickich zagadnień. Stało się jednak inaczej. W jaki sposób powstał Google?

Niewiele brakowało, aby Larry Page zajął się modernizowaniem systemu komunikacyjnego w Detroit, a Sergey Brin poświęcił życie rozwiązywaniu teoretycznych, akademickich zagadnień. Stało się jednak inaczej. W jaki sposób powstał Google?

Uniwersytet Stanforda

W czasie, gdy Larry i Sergey studiowali na Uniwersytecie Stanforda, kwestię wyszukiwania informacji w Sieci rozwiązywano na kilka sposobów. Za najskuteczniejszy i najbardziej obiecujący uznawano wówczas projekt dwóch absolwentów Stanforda, Jerry’ego Yanga i Davida Filo.

Zgodnie z ich pomysłem w celu uzyskania wartościowych wyników wyszukiwania nie można było polegać jedynie na automatycznym przetwarzaniu danych. Aby wyszukiwarka podawała trafne odpowiedzi, Jerry i David postanowili zatrudnić ludzi, ręcznie selekcjonujących wartościowe strony.

Wyniki ręcznego indeksowania stron były na tyle dobre, że stworzony w taki sposób katalog stał się podstawą do założenia Yahoo!

Larry i Sergey, którzy w międzyczasie zaczęli współpracować, podeszli do zagadnienia z innego punktu widzenia. Ich uwagę zwrócił mechanizm wyszukiwarki AltaVista, prezentujący obok wyników wyszukiwania również linki.

Podczas prac badawczych każdorazowe użycie robota, przeczesującego Sieć w celu indeksowania linków kosztowało uczelnię ponad 20 tys. dolarów, jednak badania obu doktorantów wsparł Rajeev Motwani, ich opiekun naukowy. Dzięki temu prace nad wyszukiwarką nie zostały przerwane.

PageRank - tajemnica wartościowych wyników wyszukiwania

Opracowany w ich wyniku mechanizm PageRank – nazwany od nazwiska Larry’ego i wyszukujący informacje w oparciu o ilość i jakość linków - stał się podstawą przyszłego sukcesu Google’a.

Warto pamiętać, że działania oby naukowców początkowo związane były wyłącznie z rozwiązaniem problemu trafności informacji, uzyskiwanych podczas poszukiwań w Sieci. Nikt nie myślał wówczas o stworzeniu wyszukiwarki a tym bardziej firmy.

Larry i Sergey przez pewien czas usiłowali – bez powodzenia – sprzedać PageRank właścicielom popularnych wówczas wyszukiwarek. Google służyło wówczas niemal wyłącznie studentom i pracownikom Uniwersytetu Stanforda.

Zmiana akademickiego projektu badawczego w biznes rozpoczęła się z inicjatywy Davida Cheritona, wykładowcy, który znając badania Larry'ego i Sergeya zaproponował im spotkanie ze swoim znajomym.

Okazał się nim Andy Bechtolsheim – współzałożyciel Sun Microsystems i inwestor znany z finansowania obiecujących startupów.

Pierwszy inwestor

Choć w 1998 roku bańka dotcomów pęczniała, Andy był bardzo sceptyczny. Ówczesne wyszukiwarki nie przynosiły zysków i nikt nie miał pomysłu, jak zmienić tę sytuację. Bechtolsheim dał się jednak przekonać .

Jak później stwierdził decyzję o finansowaniu projektu podjął dlatego, że Larry i Sergey w przeciwieństwie do wielu innych młodych biznesmenów nie chcieli pieniędzy na reklamę, a jedynie na więcej sprzętu komputerowego. Dobry produkt miał spopularyzować się sam.

Pozyskane na początku działalności 100 tys. dolarów sprawiło, że Larry i Sergey jesienią 1998 roku odeszli ze Stanfordu. Firma przeniosła się do niewielkiej willi w Menlo Park, wynajętej im za 1700 dolarów przez Susan Wojcicki.

W tym czasie wyszukiwarka obsługiwała około 100 tys. zapytań dziennie, a jej twórcy zatrudnili pierwszych pracowników. Jakość wyników wyszukiwania została doceniona – „PC Magazine” umieścił Google’a na liście 100 najlepszych wyszukiwarek i stron internetowych 1998 roku.

Dzięki kolejnym inwestorom, do których należał m.in. założyciel Amazonu, Jeff Bezos, twórcy Google’a pozyskali milion dolarów, który przeznaczyli na kolejne komputery. Kontakty biznesowe inwestorów zapewniły również dodatkowe wsparcie m.in. od funduszu Sequoia Capital i Kleiner Perkins.

Poważni inwestorzy zaczęli naciskać na Larry'ego i Sergeya, aby zatrudnili profesjonalistę na stanowisku CEO – wiązało się to z kolejnymi środkami, jakie przekazano na rozwój wyszukiwarki. Garażowa firma, którą wciąż pozostawał Google, w ciągu roku zebrała 25 mln dolarów!

Jednocześnie twórcy wyszukiwarki bardzo ostrożnie dzielili się swoimi udziałami – mimo pozyskania znacznych środków nadal pozostawali większościowymi udziałowcami Google’a.

Efektywne wykorzystanie zasobów

Zaskakujące wyniki przyniosły przeprowadzone przez Marissę Mayer testy użyteczności. Okazało się, że spartański wygląd strony głównej dezorientuje internautów, przyzwyczajonych do kolorowych, przeładowanych animowanymi obrazkami witryn.

Użytkownicy po wczytaniu strony głównej czekali, przekonani, że zaraz pojawią się kolejne elementy. Receptą na ten problem okazało się pogrubienie informacji o prawach autorskich, co miało przekonać użytkowników wyszukiwarki, że wczytała się kompletna strona.

W przeciwieństwie do wielu firm internetowych z tamtego okresu, rozwijający się Google radykalnie ciął koszty. Twórcy wyszukiwarki byli świadomi, że jej największą zaletą jest nie tylko trafność wyników, ale również szybkość działania. Aby to osiągnąć potrzebna była bardzo duża moc obsługujących wyszukiwarkę komputerów.

Na rynku były gotowe rozwiązania. Google dostał m.in. ofertę od IBM-a, wycenioną na 800 tys. dolarów. Nie skorzystano z niej. Zamiast superkomputera kupiono za 250 tys. 88 zwykłych pecetów z porównywalną mocą obliczeniową i znacznie pojemniejszymi dyskami.

Każdy dolar, wydawany w Google’u na sprzęt przynosił trzykrotnie większą moc obliczeniową niż w przypadku konkurencyjnych firm! Co więcej, data center w którym zlokalizowano większość sprzętu, pobierało opłaty nie za zużywaną energię, ale za metr kwadratowy zajmowanej powierzchni.

Rozwiązaniem okazało się więc układanie komputerów w jak najwyższe wieże. Aby ułatwić planowane przeprowadzki, każdą z wież zaopatrzono w kółka. W 2000 roku firma miała już 4 tys. komputerów, umieszczonych w dwóch kalifornijskich serwerowniach i jednym data center pod Waszyngtonem.

Jak zarobić na wyszukiwarce?

Choć wyszukiwarka obsługiwała już 7 milionów zapytań dziennie, problemem stała się zamiana popularności na zyski. Szansy na to upatrywano w sprzedaży licencji dla innych firm, działających w Sieci, jednak dochody uzyskiwane w ten sposób były mniejsze od potrzeb i oczekiwań.

Przełomowym rozwiązaniem okazało się wprowadzenie linków sponsorowanych. W przeciwieństwie do konkurencji, która na swoich stronach umieszczała widoczne, krzykliwe reklamy, linki sponsorowane Google’a były bardzo niepozorne. Co więcej ich treść powiązana była z zapytaniami, wpisywanymi w wyszukiwarce.

Wprowadzenie nowej usługi poprzedziła burzliwa dyskusja na temat wartości – zdaniem Larry'ego i Sergeya wyszukiwarka utrzymująca się z reklam zaczyna w końcu dbać nie o dobro użytkowników, ale o korzyści reklamodawców.

Kontrowersje wywoływało też samo słowo „reklamy”. Aby uniknąć negatywnych skojarzeń określono je jako „linki sponsorowane”.

Krach na giełdzie, który oznaczał koniec burzliwego rozwoju dotcomów, okazał się dla Google'a wyjątkowo szczęśliwy. W przeciwieństwie do sprzedającej marzenia konkurencji, Google oferował konkretny produkt i konkretną usługę.

Na rynku zaroiło się w tym czasie od bezrobotnych programistów, którzy zwalniani masowo przez popadające w tarapaty firmy, stanowili dla Google’a doskonałe źródło kadr. Rozrastająca się spółka przeniosła się do nowej siedziby w Mountain View, oferując pracownikom komfort i warunki niespotykane nigdzie indziej.

Jednocześnie Google zdecydował się na wyjątkowy sposób reklamy. Udostępniono narzędzie dla webmasterów, dzięki któremu mogli umieszczać na swoich stronach formularz wyszukiwarki. Spowodowało to lawinowy wzrost ilości zapytań i popularności.

Eric Schmidt

Rosnąca skala działalności niepokoiła udziałowców. Choć większość udziałów Google’a pozostawała w rękach Larry’ego i Sergeya, Google działało i rozwijało się dzięki milionom dolarów wyłożonym przez inwestorów.

Po raz kolejny wzmogły się naciski, by na stanowisku CEO zatrudnić profesjonalistę. John Doerr z funduszu Kleiner Perkins zasugerował wówczas spotkanie z dyrektorem wykonawczym Novella, Erikiem Schmidtem.

Eric zyskał uznanie założycieli Google’a. W ich oczach najważniejszym atutem Schmidta była jego działalność w Sun Microsystems, które – rzucając wyzwanie Microsoftowi – opracowało i udostępniło za darmo w Sieci Javę, język i środowisko programistyczne niezależne od platformy systemowej.

Kolejnym atutem Schmidta było wpłacenie przez niego miliona dolarów na rzecz Google’a. Nie był to gest czysto symboliczny – firma potrzebowała wówczas gotówki, a inwestycja była dowodem dobrej woli i wiary w powodzenie przedsięwzięcia.

Po wielomiesięcznych negocjacjach decyzja zapadła. Zatrudnienie w sierpniu 2001 roku Erika Schmidta na stanowisku CEO zakończyło pierwszy, pionierski okres rozwoju firmy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.