Dziś, pasażerowie PKP muszą wykazać się niezwykłą cierpliwością i opanowaniem. Bardzo duża ilość pociągów – zwłaszcza dalekobieżnych - przyjeżdża na stacje pośrednie opóźniona. Pasażerowie czekają nie rzadko nawet 120 minut na pociąg. Wszystkiemu winna nie tylko brzydka pogoda i mróz, ale również zuchwała kradzież trakcji kolejowej.
Dziś, pasażerowie PKP muszą wykazać się niezwykłą cierpliwością i opanowaniem. Bardzo duża ilość pociągów – zwłaszcza dalekobieżnych - przyjeżdża na stacje pośrednie opóźniona. Pasażerowie czekają nie rzadko nawet 120 minut na pociąg. Wszystkiemu winna nie tylko brzydka pogoda i mróz, ale również zuchwała kradzież trakcji kolejowej.
Trakcja kolejowa została uszkodzona na trasie Warszawa-Radom-Kraków. Ukradziono prawie 250 metrów torów, co skutecznie uniemożliwia przejazd pociągów – w miejscu kradzieży istniała zaledwie jedna linia, ruch wahadłowy nie wchodzi więc w grę. W efekcie, pociągi muszą kursować z Radomia objazdem przez Dęblin. Każde opóźnienie pociągu i zmiana trasy, owocuje kolejnymi przesunięciami i zmianami w rozkładzie – pociągi muszą na siebie czekać i w efekcie opóźnione zostają nie tylko połączenia na trasie Warszawa – Kraków, ale również inne pociągi, które w swoim rozkładzie mają przejazd przez te stacje.
Jak zapewniło PKP, naprawa uszkodzenia trakcji ma potrwać do jutra, do godziny 12.00 – do tej pory możemy więc spodziewać się dalszych utrudnień w dojazdach.
Trzeba przyznać, że start nowego rozkładu PKP oraz nowych usług, ma prawdziwego pecha – najpierw występowały trudności z prawidłowym przekazem informacji między punktami odpowiedzialnymi za obsługę klientów - na niektóre pociągi nie dało się kupić biletu, w innych przypadkach, klienci posiadali bilety na pociągi – widmo, a teraz, kiedy już wszystko się uspokoiło, doszło do kradzieży trakcji. Sprawa jest o tyle trudna, że okres 22-24 grudnia to jeden z najbardziej gorących terminów dla PKP. Miejmy nadzieję, że jutro wszystko już wróci do normy, a pasażerowie będą nieco bardziej wyrozumiali.