Wyszukiwarka obrazków Google jest bardzo pożytecznym i często używanym narzędziem. Najwyraźniej jednak nie wszyscy lubią być znajdowani, ponieważ co i rusz ktoś ma pretensje o to, że pokazanie miniatury jego dzieła jest pogwałceniem praw autorskim. Google zostało już pozwane za to za oceanem, a teraz przegrało jeszcze dwie sprawy za naszą zachodnią granicą.
Wyszukiwarka obrazków Google jest bardzo pożytecznym i często używanym narzędziem. Najwyraźniej jednak nie wszyscy lubią być znajdowani, ponieważ co i rusz ktoś ma pretensje o to, że pokazanie miniatury jego dzieła jest pogwałceniem praw autorskim. Google zostało już pozwane za to za oceanem, a teraz przegrało jeszcze dwie sprawy za naszą zachodnią granicą.
W Los Angeles w ubiegłym roku Google przegrało sprawę z firmą Perfect 10, specjalizującą się w materiałach "dla dorosłych". Sąd uznał, że zamieszczanie przez Google za darmo obrazków, które firma sprzedaje jako tapety na telefony komórkowe, może wpłynąć negatywnie na poziom zysków Perfect 10. Uznano też jednocześnie jednak, że same prawa autorskie nie są naruszane, skoro miniatura jest wyświetlana w kontekście strony, na jakiej znajduje się oryginalny obraz.
Naruszenie praw autorskich stwierdziły natomiast niemieckie sądy. Pierwsza sprawa została założona przez fotografa Michaela Bernharda, druga natomiast przez właściciela praw autorskich do kilku komiksów, Thomasa Horna. Obaj panowie stwierdzili, że publikowanie przez Google miniatur ich własności jest naruszeniem posiadanych przez nich praw. Sądy przychyliły się do tej opinii.
Sama jestem ciekawa czym się to wszystko skończy - w zasadzie jak się zastanowić, to przecież każde dowolne zdjęcie, grafika czy innego rodzaju obrazek jest przez kogoś zrobiony, więc ktoś posiada do niego prawa autorskie. Jednak wszystkie te prace są przecież zamieszczone w Internecie właśnie przez posiadaczy tych praw - nie rozumiem więc, dlaczego ich pokazywanie się w wynikach wyszukiwania jest taką tragedią dla właścicieli...? W przypadku Perfect 10 pretensje są zrozumiałe. W pozostałych... cóż, ja osobiście nie rozumiem o co chodzi.