Dziś coś z ekologii ekstremalnej: o zastępniku tradycyjnego papieru toaletowego. Rzecz o tyle dziwna, że jest wielokrotnego użytku. Zaskakujące, prawda? Do tej pory wydawało się wszystkim, że co, jak co, ale dwóch rzeczy na pewno nie używa się po raz wtóry: prezerwatyw i papieru toaletowego właśnie.
Dziś coś z ekologii ekstremalnej: o zastępniku tradycyjnego papieru toaletowego. Rzecz o tyle dziwna, że jest wielokrotnego użytku. Zaskakujące, prawda? Do tej pory wydawało się wszystkim, że co, jak co, ale dwóch rzeczy na pewno nie używa się po raz wtóry: prezerwatyw i papieru toaletowego właśnie.
A tu, proszę, niespodzianka: zamiast tradycyjnej szarej lub nieco mniej ekologicznej (za to bardziej miękkiej) kolorowej czy białej rolki, która powinna znajdować się w każdej toalecie, w zasięgu ręki jest woreczek z czystymi i delikatnymi, najzwyklejszymi szmatkami. Podcierasz się (zależnie od potrzeb na mokro lub sucho) i zużytą szmatkę wkładasz do woreczka na brudy, wiszącego gdzieś dyskretnie tuż przy sanitariatach.
Ponoć zużyte szmatki nie porażają zapachami (trudno mi w to raczej uwierzyć), a na kolorowych nadrukach nie widać tak bardzo przybrudzeń w odcieniach wiadomych. Zawartość woreczka wystarczy wrzucić do pralki na cykl gotowania, wysuszyć, wyprasować i znów używać.
To cała filozofia, której celem jest oszczędność papieru i drzew. Ów kontrowersyjny trend zastępowania papieru toaletowego szmatkami promuje firma Wallypop, polecając produkt standard: flanela i tetra, oraz w wersji premium: flanela z miękkim welurem. Można wybierać też między wersją wzmocnioną lub zwykłą; z tkanin we wzory dziecięce lub inne.
Ja wybieram jednak szarą rolkę; tradycyjną i sprawdzoną. Wprawdzie jest z papieru - ale makulaturowego. I nie wymaga stosowania wody, proszków ani prądu, by doprowadzić ją do stanu używalności.
Fot.: Gadżetomania
Źródło: Green Daily