Czy YouTube ma szansę wygrać ze Spotify? Serwis chce uruchomić usługę streamingową
07.03.2013 15:30, aktual.: 10.03.2022 12:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Serwisy streamingowe rewolucjonizują rynek muzyczny. A wkrótce ta rewolucja może pójść jeszcze dalej: krążą plotki, że Google przed końcem roku zaoferuje nową usługę muzyczną pod szyldem YouTube. "Przed końcem roku" to trochę późno, ale czy to znaczy, że jest to informacja, którą można zignorować?
Serwisy streamingowe rewolucjonizują rynek muzyczny. A wkrótce ta rewolucja może pójść jeszcze dalej: krążą plotki, że Google przed końcem roku zaoferuje nową usługę muzyczną pod szyldem YouTube. "Przed końcem roku" to trochę późno, ale czy to znaczy, że jest to informacja, którą można zignorować?
Deezer, WIMP, Spotify i mnóstwo mniejszych serwisów. Za darmo (czyli z reklamami) i w abonamencie. Miliony utworów, możliwość słuchania muzyki offline za dodatkową opłatą. Internetowi melomani naprawdę mają dziś w czym wybierać. Można by wręcz powiedzieć, że na rynku usług streamingowych zrobiło się tak ciasno, iż nie da się tam już szpilki wcisnąć.
Tak bym zapewne zareagowała, gdybym usłyszała, że jakaś mała, nieznana firma wymyśliła nowy, rewolucyjny sposób na zarabianie na muzyce w Sieci. Ale tu chodzi o firmę Google i dobrze wszystkim znaną markę YouTube.
Co planuje YouTube?
Na razie to są nieoficjalne wieści, niepotwierdzone przez Google'a, ale zapewne nie wzięły się znikąd. Mówi się, że YouTube zaoferuje usługę streamingową jeszcze przed końcem roku. Negocjacje z wytwórniami już trwają.
Wielu szczegółów jeszcze nie znamy, wiadomo jedynie, że działałaby ona podobnie jak Spotify: ci, którzy będą chcieli słuchać muzyki za darmo, będą musieli też słuchać reklam, a ci, którzy są gotowi płacić co miesiąc abonament, dostaną muzykę bez reklam, również w trybie offline. Czyli nic nowego ani rewolucyjnego.
Jednak łatwo sobie wyobrazić, że mogłoby to być coś więcej niż Spotify, w końcu Google to mnóstwo różnych usług, które można ze sobą integrować. A i YouTube coraz bardziej jest wtłaczany do ekosystemu Google'a - na przykład kiedy loguję się do serwisu, jestem uprzejmie proszona o skorzystanie z możliwości przedstawiania się światu z imienia i nazwiska. Ostatnio jestem proszona o to niemal codziennie, co jest irytujące. Ale prędzej ulegnę, niż zrezygnuję z konta w serwisie.
Jeśli Google nie zaoferuje usługi gorszej niż istniejące już na rynku serwisy streamingowe i sprytnie wykorzysta to, że YouTube jest marką silną i lubianą przez użytkowników, szansa na sukces jest moim zdaniem duża. Zwłaszcza że dla wielu internautów wciąż słuchanie muzyki kojarzy się właśnie z uruchomieniem YT w przeglądarce.
A może będzie jak z telewizją?
Ponieważ jednak nie wiemy, co dokładnie zaoferuje YouTube, na razie możemy tylko zgadywać, co się stanie. Takie zgadywanki nie zawsze mają sens. Już od paru lat komentatorzy (w tym i my na Gadżetomanii) zapowiadali, że YouTube stanie się nową telewizją, która zastąpi tradycyjną. I co? Ano nic. Wciąż piszemy, że tak się kiedyś stanie, a tymczasem większe szanse na walkę o odbiorcę z kablówkami ma teraz Netflix, który oferuje znacznie lepsze treści.
Usługa streamingowa zamiast playlisty
Google zaliczył zresztą w ostatnich latach mnóstwo nietrafionych pomysłów (pamiętacie Google Wave?), nie jest więc tak, że usługa streamingowa YouTube jest skazana na sukces. Nawet jeśli to właściwe posunięcie, Google tym razem mocno się spóźnił. Tort jest już podzielony i może się okazać, że niełatwo będzie wydrzeć dotychczasowym graczom największy jego kawałek (bo inne niż największy giganta z Mountain View raczej nie interesują).