Rok przełomów i absurdów. Znowu
Zazwyczaj koniec roku skłania do różnego rodzaju podsumowań i refleksji. Ponieważ, jak niektórzy już wiedzą, jestem nieustającym fanem pewnej kalifornijskiej firmy, chciałbym niniejszym złożyć hołd dla epokowych dokonań i wkładu Apple’a w rozwój techniki, marketingu i wodogłowia u sporej części populacji. Ten rok, tak jak i wszystkie ubiegłe od czasu wynalezienia koła przez Steve’a Jobsa, bez wątpienia należy do Apple’a - światowego lidera w upraszczaniu świata.
Zazwyczaj koniec roku skłania do różnego rodzaju podsumowań i refleksji. Ponieważ, jak niektórzy już wiedzą, jestem nieustającym fanem pewnej kalifornijskiej firmy, chciałbym niniejszym złożyć hołd dla epokowych dokonań i wkładu Apple’a w rozwój techniki, marketingu i wodogłowia u sporej części populacji. Ten rok, tak jak i wszystkie ubiegłe od czasu wynalezienia koła przez Steve’a Jobsa, bez wątpienia należy do Apple’a - światowego lidera w upraszczaniu świata.
Chronologicznie rzecz biorąc, rok 2010 rozpoczął się dopiero na wiosnę, od premiery magicznego iPada. Wcześniej nikomu nie przyszło do głowy tak przełomowo okaleczyć komputer i wyposażyć go w telefoniczny system operacyjny.
Ruch Apple’a był tak genialny, że aż trudno zrozumieć, dlaczego inne firmy nie zaczęły masowo usuwać klawiatur, gniazdek USB, kamer oraz czytników kart i instalować na swoich netbookach np. Symbiana bez obsługi Flasha i możliwości drukowania. Krótko potem okazało się jednak, że klawiatura, USB czy czytnik SD są przydatne, ale Apple ma chętkę zarabiać na nich osobno...
Do dziś nie udało się poprawnie zakwalifikować iPada - to trochę iPhone na sterydach, trochę MacBook po lobotomii, kastracji i nie do końca udanej proktologii. Za duży jak na smartfona, za słabo wyposażony jak na komputer, z uwiązanym do jabłkowego rezerwatu systemem - przyprawił o konfuzję wielu konsumentów.
Być może przez liczne niedostatki i ograniczenia iPada tak bardzo rozwinęła się kreatywność jego użytkowników - jeszcze nigdy w historii żadne urządzenie nie było z taką pasją przerabiane na deskorolki lub niszczone w tak wymyślne sposoby.
Ta niezwykła uniwersalność zastosowań iPada sprawiła, że Apple nie nadążał z jego dystrybucją. Gdy pewien student wykupił dla znajomych spoza Ameryki cały zapas w lokalnym sklepie, został poinformowany, że dożywotnio wykorzystał swój limit zakupów. Przed samobójstwem uratowało go tylko to, że Apple anulował jego ostatnie zamówienie, dając mu ponownie szansę na jeden, ostatni zakup w życiu. Dla innego napaleńca iPad stał się tak pożądanym gadżetem, że ukradł go razem z palcem poprzedniego właściciela. Generalnie iPad nie ma szczęścia do palców...
Bez wątpienia iPad stworzył nową kategorię urządzeń - czytnik do konsumpcji treści kupowanych w panajobsowym sklepiku. I tak już chyba zostanie, bo nic nie wskazuje na to, żeby Apple otworzył iPada na świat. Kto by tam uwolnił z kagańca kurę znoszącą złote jajka...
Kolejnym epokowym wydarzeniem była letnia premiera iPhone’a 4, która u ajfoniarzy spowodowała zbiorową ekstazę, a posiadaczom innych smartfonów sprawiła dużo przykrości - permanentna kolka, ból brzucha, pęknięta śledziona i zerwane boki to nic przyjemnego. No ile można się śmiać?
Powodem tej zabójczej wesołości była oczywiście przełomowość nowego iPhone’a. Wynaleziona na nowo przez Apple’a wielozadaniowość czy obsługa folderów wręcz zdziesiątkowała użytkowników Windows Mobile, a rewolucyjna funkcja wideorozmowy (dla niepoznaki nazwana FaceTime) zaszokowała nawet właścicieli pięcioletnich Nokii. Po premierze iPhone’a 4 świat już nie był taki sam...
Niesamowite właściwości nowego iPhone’a spowodowały, że zapragnęło go mieć 89% ludzkości i sprzedawał się szybciej niż przeterminowane karpie na sylwestrowej wyprzedaży w Biedronce. Nic nie wzbudzało takiego pożądania jak iPhone 4 z pierwszego tłoczenia, czyli wystany w wielokilometrowej kolejce, w której fani ustawiali się już tydzień przed premierą, budując miasteczka namiotowe przed sklepami. Każdy, kto kupił ten telefon w dniu premiery, stawał się lokalnym bohaterem, a fanboyowskie fora internetowe aż gotowały się od pyskówek i udowadniania, kto był pierwszy.
Przełomowość iPhone’a 4 nie ograniczyła się do recyklingu przeterminowanych technologii. Tym, co nowy gadżet Apple’a wniósł do światowego dziedzictwa kulturowego, była unikalna filozofia korzystania z telefonu. Do tej pory to użytkownik decydował, jak chce trzymać słuchawkę, ale wyjątkowa i innowacyjna konstrukcja anteny iPhone’a wyznaczyła nowe trendy. A za to, że telefon traci zasięg, Steve zrugał userów.
Okazało się, że wszyscy trzymają źle! Apple niewiele przejął się faktem, że wadliwa antena powoduje spadek sygnału. Potem Steve Jobs usiłował przekonać fanów, że to pikuś i że wszystkie telefony tak mają. A gdy się okazało, że jednak nie mają, to w odruchu dobroczynności Apple rozdał poszkodowanym właścicielom iPhone’a gumowe bumpery na pocieszenie. Bubel w kolorowej gumie stał się hitem sezonu, a Apple potwierdził swoją pozycję lidera w branży wyrobów gumowych.
Mało kto umie tak jak Apple rozbudzić pożądanie, reklamując wersję telefonu, której od pół roku nie potrafi wyprodukować. Chodzi oczywiście o białego iPhone’a - Moby Dicka współczesnej technologii. Jego zdobycie graniczy z cudem - nawet współzałożyciel i udziałowiec Apple’a - Steve Wozniak - musiał zniżyć się do paserstwa i kupił białego iPhone’a od zaradnego młodzieńca, który na własną rękę za pomocą sprowadzonych z Chin części przerabiał czarne iPhone’y na białe.
Jako że udało mu się opanować technologię niedostępną dla Apple’a, firma z Cupertino powinna zaproponować mu fotel szefa produkcji. Zamiast tego oskarżyła go o przestępstwo. Obaj z "Wozem" teraz czekają na proces kapturowy w piwnicy Jobsa, karmieni pastewnymi jabłkami :-).
Przełomem o nieco mniejszym oddźwięku była premiera nowej generacji iPodów. Innowacja polegała na tym, że totalnie spaprany poprzedni model Shuffle dostał na powrót przyciski, ale kosztem nano, który utracił przyciski na rzecz dotykowego ekranu. Nie dziwota, że skoro trzeba było na niego ciągle zerkać, aby cokolwiek włączyć, szybko zaczął robić karierę jako naręczny zegarek. Z baterią tylko na parędziesiąt godzin, ale za to z ekstrapremią do lansu.
Również eksterytorialny gładzik do Maców przeszedł jakoś bez większego rozgłosu. Magic Trackpad, zwany też Tragic Macpadem, miał dostarczyć właścicielom stacjonarnych Maców rozkoszy wielodotykowego gładzenia, dostępnej dotąd jedynie dla posiadaczy MacBooków. Czy dostarczył, to inna sprawa, niemniej jednak bez większego powodzenia starał się zastąpić niezbyt udaną, magiczną macaną myszkę Apple’a. W sumie zamienił stryjek siekierkę na kijek. Też bezprzewodowy.
No i pora przejść do absolutnego ewenementu w tym podsumowaniu. Chodzi o zmianę strategii Apple’a odnośnie do netbooków. Pomimo butnych zapewnień Steve’a na początku roku, że Apple nigdy nie będzie produkować netbooków, bo są słabe i tanie, firma z Cupertino nagle zapragnęła dla siebie kawałka tego tortu.
I tak objawił się MacBook Air, przełomowo likwidując jedną z podstawowych wad netbooków - niską cenę. Za 1000 dolców Apple zaoferował prawie 12-calowego netbooka o tak cienkiej specyfikacji, że nie zmieścił się tam ani nowoczesny procesor, ani prawdziwy dysk SSD, ani nawet przyzwoita bateria w jednym kawałku.
Ci, którzy byli gotowi przeboleć całkowity brak możliwości rozbudowy, na pocieszenie dostali aż dwa gniazdka USB. Co więcej, Apple uparcie twierdził, że Air nie jest netbookiem, grzebiąc tym całkowicie reputację produktu - o ile w kategorii "netbook" Air mógł jeszcze coś znaczyć, to jako mały laptop jest po prostu cieniutkim, mocno przeszacowanym zdechlakiem w efekciarskiej aluminiowej obudowie. I już miewa problemy z kartą graficzną...
Rok 2010 upłynął także pod znakiem absurdów prawniczych. Apple oskarżył polski blog, Applemanię, o to, że osiąga bliżej nieokreślone korzyści, publikując informacje o produktach... Apple’a. Firma zaatakowała własnych wyznawców, bijąc w źródło swojej siły i popularności.
Tak piramidalnej głupoty i czarnego PR-u świat nie widział od czasu wyczynu Herostratesa. Nie próżnowali zdolni hakerzy, ścigając się z Apple’em w jailbreakowaniu coraz to nowszych, niezliczonych aktualizacji i poprawek iOS-a. Apple również nie zasypiał gruszek w popiele - iOS zyskał nową, przełomową funkcję: możliwość drukowania.
Na koniec nie można nie napisać o App Store. Ta cenna placówka kulturalna, ostoja rozrywki i edukacji na najwyższym poziomie ma w swych kilkusettysięcznych zasobach same starannie dobrane, pożyteczne, wiarygodne i pozytywnie zweryfikowane aplikacje.
Najlepszym przykładem jest program do powiększania penisa za pomocą hipnozy - testerzy Apple’a już kupili sobie większe o cztery numery bokserki, a aplikacja cieszy się ogromną popularnością. To samo dotyczy programów do smarowania iPhone’a kupą, sterowania nosem i wylizywania ekranu do czysta - iPhone to jedyny na świecie telefon, który angażuje wszystkie zmysły użytkownika.
Chciałoby się rzec: przełom za przełomem. Aż strach pomyśleć, co Apple szykuje nam na ten Nowy Rok...
Autor tego tekstu, czyli ogrodnik.january, znany jest między innymi z blogu wielce popularnego w branży sadowniczej (i nie tylko!) - applefobia.blox.pl. Z przyjemnością witamy Pana Ogrodnika w redakcji Gadżetomanii.
Spodziewajcie się zatem kolejnych tekstów :)