Tajemnicze klastry miały uratować świat gier komputerowych. W Polsce nie wyszło

Tajemnicze klastry miały uratować świat gier komputerowych. W Polsce nie wyszło

Tajemnicze klastry miały uratować świat gier komputerowych. W Polsce nie wyszło
Blomedia poleca
29.05.2013 19:00, aktualizacja: 13.01.2022 11:39

"Miały być panaceum na bolączki rozproszonej branży i szansą na stworzenie konglomeratów, którym nie oparłyby się rynki zagraniczne. Czym są klastry w sektorach kreatywnych i jak wpłynęły na polski przemysł tworzenia gier?" - pisze specjalnie dla Gadżetomanii Marcin M. Drews - dziennikarz, pisarz, muzyk, twórca gier.

"Miały być panaceum na bolączki rozproszonej branży i szansą na stworzenie konglomeratów, którym nie oparłyby się rynki zagraniczne. Czym są klastry w sektorach kreatywnych i jak wpłynęły na polski przemysł tworzenia gier?" - pisze specjalnie dla Gadżetomanii Marcin M. Drews - dziennikarz, pisarz, muzyk, twórca gier.

Klaster to, według słownika PWN, "skupisko powiązanych ze sobą firm lub instytucji naukowo-badawczych o określonym profilu, działających na jakimś terenie".

Wbrew wszelkim szumnym zapewnieniom zawartym w różnej maści statutach, klastry mają bardzo przyziemną, choć całkowicie sensowną misję – zdobyć wiarygodność biznesową, lepszą pozycję na rynku i większy prestiż.

A także, rzecz jasna, pozyskać stosowne dotacje z Unii Europejskiej.

W jednym z ostatnich numerów magazynu "Proseed" miałem okazję wypowiedzieć się na temat celów przyświecających takim zrzeszeniom:

Klaster może stanowić urzeczywistnienie zasady "duży może więcej". Jest w kraju wiele małych firm i startupów, które nie mają siły przebicia. Wstąpienie do klastra będzie dla nich korzystne chociażby z uwagi na większe zainteresowanie ze strony mediów i możliwość pokazania się u boku dużych, uznanych przedsiębiorców. Drews przekonuje, że klaster to modne określenie na zjawisko, które w Polsce znane jest nie od dziś. – Już 20 lat temu mieliśmy do czynienia z klubami biznesowymi, które niewiele się od dzisiejszych klastrów różniły – mówi. – Biorąc jednak pod uwagę ministerialny zachwyt nad tą pozornie tylko nową formą przedsiębiorczości, można powiedzieć, że to, co kusi amatorów, to dotacje dla klastrów i znajomości na wysokich stołkach.

Wychwalane połączenie kompetencji w celu tworzenia kompleksowych rozwiązań to jednak mit – przynajmniej w kontekście klastrów działających w branży nowych mediów. Firmy zjednoczone w jednym konglomeracie najczęściej pozostają wobec siebie konkurencyjne, a zatem niechętnie będą się z partnerami dzielić swym doświadczeniem. Know-how ma realną wartość i nikt nie chce go oddawać za darmo w obawie, iż w zamian dostanie nic niewart PR-owski bełkot udający fachową wiedzę.

Zacznijmy jednak od początku...

Klaster? Jaki klaster?

Klastry zyskały uznanie zarówno w oczach unijnych decydentów, jak i polskich czynników sprawczych – takich chociażby jak Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, która stara się wspierać tego typu inicjatywy, nawet jeśli miałoby się to wiązać z finansowaniem grupy producentów kredek świecowych. Kreatywność nie ma tu granic, o czym przekona nas chociażby... Klaster Przemysłów Kultury i Czasu Wolnego (sic!).

Obraz

Paradoksalnie jednak klaster nie istnieje w ustawodawstwie polskim. Ma on nominalnie taką wartość jak kółko graniaste, towarzystwo wzajemnej adoracji czy klub pierwszych żon. Sam w sobie nie ma więc osobowości prawnej, ale takową można mu nadać, rejestrując fundację, stowarzyszenie, konsorcjum, spółdzielnię czy nawet spółkę.

Form tych omawiać tu nie będziemy – poradniki znaleźć można w sieci na każdym kroku. Pamiętać musimy przede wszystkim o tym, że klaster to zbiorowość, a zatem członkami-założycielami fundacji muszą być różne podmioty reprezentujące tę samą branżę, przy czym nie zawsze muszą to być przedsiębiorstwa. Zależnie od przyjętej formy prawnej można wcielać do grona szkoły, uczelnie, media, galerie, muzea...

Pomocna dłoń

Klastry, które zyskały osobowość prawną, a przy tym potrafią obronić własne prawo do istnienia, mogą liczyć na wsparcie ze strony państwa. Dwa podstawowe podmioty, do których drzwi należy pukać, to Ministerstwo Gospodarki i wspomniana Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.

Tutaj możemy się ubiegać o wsparcie finansowe w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka 2007–2013 (działanie 5.1 "Wspieranie powiązań kooperacyjnych o znaczeniu ponadregionalnym"). Rzecz jednak, zgodnie z nazwą, tyczy się klastrów ponadregionalnych, czyli takich, które działają na terenie dwóch lub więcej województw.

Klastry lokalne mogą natomiast skorzystać z regionalnych programów operacyjnych, Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki czy Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej (województwa: warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, świętokrzyskie i podkarpackie).

Jak to z grami było

Poważne, ogromne, ponadregionalne klastry biznesowo-naukowo-badawcze mogą faktycznie działać wedle zasady "non Hercules contra plures" i nawet lobbować w zakresie konkretnych rozwiązań gospodarczych. Co jednak z klastrami producentów gier komputerowych? Wszak w zeszłym roku dużo i głośno mówiono o takich właśnie inicjatywach...

Obraz

Zaskakujące, ale można na dziś wskazać zaledwie dwa przykłady, przy czym jeden z nich należy uznać za w części nieaktualny.

Wrocławski klaster Creativro powstał, gdy w magistracie zdano sobie sprawę, iż w mieście z powodzeniem funkcjonują firmy z ogólnoświatowymi sukcesami na koncie. Spółki Techland, Can't Stop Games i Tequila Mobile razem ze Studiem Animacji Xantus i Dolnośląską Szkołą Wyższą, która bezskutecznie próbuje od lat otworzyć kierunek dla twórców gier, stały się członkami-założycielami wrocławskiej grupy. Całości patronował prezydent miasta, który skwapliwie ściskał dłonie twórców przed kamerami. Start był więc doskonały, biorąc pod uwagę, iż w klastrze znaleźli się przedsiębiorcy, naukowcy i miejscy włodarze.

Niestety, dalej poszło jak po grudzie. Klaster przez blisko rok nie zyskał osobowości prawnej, więc nie mógł wystąpić o jakiekolwiek dotacje. Mimo zachwytów i obietnic, magistrat zamknął przez twórcami podwoje – do dziś oficjalny serwis informacyjny Wrocławia nie przyznaje się do powinowactwa z Creativro.

Obraz

Od listopada 2011 roku udało się zorganizować konferencję na temat e-biznesu oraz jedno spotkanie... przy piwie dla twórców i graczy. Nic dziwnego, że Techland postanowił się wycofać z przedsięwzięcia, a inne spółki ograniczyły swój wkład, ustępując miejsca mniejszym podmiotom – agencjom interaktywnym czy nawet blogom. Tym samym klaster utracił to, co we wczesnym okresie jego działalności uważano za podstawową zaletę – silny rdzeń stworzony przez utytułowanych twórców gier.

Marzenia o międzynarodowych targach growych i tak zwanej polskiej Dolinie Krzemowej legły w gruzach. O ile piwo smakuje w towarzystwie branżowym wybornie, o tyle nie ma wspólnej płaszczyzny do działań twórczych dla konkurujących ze sobą firm, szczególnie jeśli wiąże się to z brakiem wsparcia ze strony miasta, które przecież ogłosiło się mecenasem przedsięwzięcia. Ostatnie działania kreatywne w ramach klastra należy raczej uznać za wojnę podjazdową, kiedy to jeden świeżo upieczony członek zabraniał dostępu do grupy innej firmie z uwagi na rozgrywający się między nimi konflikt prawny...

Klaster krakowski

Zaskakujące, ale absolutnie przeciwną sytuację notuje się w Krakowie. Stolica Małopolski ze zmiennym szczęściem (czy raczej jego brakiem) próbowała stworzyć ponadregionalny klaster zwany Europejskim Centrum Gier. Całkowity zwrot akcji miał miejsce w kwietniu tego roku, kiedy to w czasie niezwykle udanego festiwalu Digital Dragons zaprezentowano Digital Entertainment Cluster, założony przez siedem małopolskich firmy z branży: portal GRY-OnLine, Artifex Mundi, Future Reality Games, Nimbi Studios, Tap It Games oraz Dardanele Studio. Koordynatorem przedsięwzięcia został Krakowski Park Technologiczny.

Jak czytamy w oświadczeniu, na mocy porozumienia "partnerzy klastra podjęli się wspólnie m.in.: tworzenia warunków dla efektywnego wykorzystania potencjału wszystkich osób i instytucji działających na rzecz branży, tworzenia dogodnych warunków do ponadregionalnego rozwoju branży, budowy marki klastra jako narzędzia do promocji, a także wzmacniania konkurencyjności przedsiębiorstw związanych z branżą gier na globalnym rynku."

Początek rześki, radosny, a co wydaje się ważne, bez bagażu i balastu zarazem kulejących w technologicznym wyścigu szkół wyższych czy urzędniczych metastruktur. Co dalej? Czy zwycięży duch kooperacji, czy też klaster rozpadnie się z uwagi na coraz większe tarcia między konkurencyjnymi podmiotami? Na odpowiedź przyjdzie nam poczekać, choć osobiście wierzę w krakowską inicjatywę i trzymam za nią kciuki.

Tylko marketing

Złośliwi twierdzą, że klaster to forma stricte marketingowa. Sam porównałem to zjawisko do znanych nie od dziś klubów biznesowych. Jaka jest prawda, nie można jednoznacznie odpowiedzieć. Na pewno jednak Polska nie jest do końca przygotowana na taką formę przedsiębiorczości z uwagi na dość prymitywne metody rynkowej koegzystencji z podmiotami konkurencyjnymi.

Słowem, wciąż nie ma w kraju wystarczającej kultury biznesu, by wznieść się ponad podziały. Nikt jednak nie powiedział, że nie warto próbować. Nam z kolei pozostaje czekać z nadzieją, że rodzimi przedsiębiorcy w końcu osiągną kolejny etap w rozwoju.

Marcin M. Drews

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)