5 rzeczy, za które pokochałem małe tablety
Fablety, tabletofony? Można się kłócić o nazewnictwo, ale szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, gdzie kończy się smartfon, a gdzie zaczyna tablet. Interesuje mnie, z czego mi się wygodnie korzysta. I z co najmniej pięciu powodów najlepiej korzysta mi się ostatnio z tabletu o przekątnej 8,3 cala.
06.12.2013 | aktual.: 25.07.2014 13:21
Siedmiocalowy Samsung Galaxy Tab odrzucił mnie kiedyś topornością. Jabłek nie lubię, więc iPad mini mnie nie oczarował. Dopiero nowy LG G Pad 8.3 pozwolił mi odkryć, jakie tablety lubię najbardziej.
- Oglądanie seriali w metrze w końcu jest fajne
Dwadzieścia pięć minut, które dzielą mnie z dalekiego Natolina do Politechniki, na której przesiadam się w autobus jadący już prawie prosto do redakcji, to akurat jeden odcinek sitcomu.
Testowałem już „The Big Bang Theory” we wszystkich możliwych wariantach. Na zwykłym smartfonie z ekranem o przekątnej około 4 cali – no da się, ale muszę ustawiać go tuż przy twarzy, przed samymi oczami.
Tablet dziesięciocalowy w ogóle jest mało mobilny, ciężki i trochę bezsensowny, jeśli nosi się i tak laptopa, i smartfona. Do tego rozłożenie go na kolanach przyciąga uwagę współtowarzyszy podróży. Pół biedy, jeśli oglądam wspomniany sitcom o nerdach. Gorzej, jeśli nadrabiam zaległości w „Grze o tron”. Jedna malutka odsłonięta pierś potrafi sprowadzić na oglądającego gniew i pogardę okolicznych obserwatorów. Oczywiście mogę wyjść z założenia, że co to kogo obchodzi, jaki serial oglądam, ale wolę nie ryzykować – skoro jest mandat za obnażanie się w miejscu publicznym, może być i za to.
O ile w starych, topornych tabletach z ekranami o przekątnej siedmiu czy ośmiu cali oglądanie filmów i seriali jeszcze nie było przyjemnością, tak teraz nie widzę już problemu (i potrzeby, by używać innych).
- Konsumpcja treści jest wygodna, choć wciąż nienawidzę tego sformułowania
W kwestii oglądania/czytania innych rzeczy, czyli tak zwanej – choć nie znoszę tego tak określać i ogłaszam minikonkurs na zastąpienie tego zwrotu sensownym – konsumpcji treści... Mój przyjaciel Piotr twierdzi na przykład, że do czytania e-booków najlepiej nadaje się czytnik e-booków. Odważne słowa, wiem. Nawet jestem w stanie na chwilę uznać, że ma rację. Ale ja lubię też e-wydania czasopism. Ba, zdarza mi się nawet dostawać w mniej lub bardziej służbowych sprawach PDF-y. I znowu: najwygodniej, najładniej, najszybciej właśnie w ten sposób.
Przejrzenie kilkudziesięciu fotek – też.
- Jest lekki
330 g to mniej niż Oculus Rift, którego ostatnio nosiłem na głowie. I to jest naprawdę ważne, bo pamiętam jeszcze, jak targałem pierwsze tablety, które mimo że były nieco mniejsze, męczyły wagą. OK, może nie mieści się do przedniej kieszeni spodni, ale jeśli jest w wewnętrznej kieszeni kurtki, to niemal go nie zauważam.
Niby ćwiczenie bicepsów za pomocą targania wyjątkowo ciężkich sprzętów to niezłe rozwiązanie dla takich miłośników siłowni jak ja, ale przecież w razie czego zawsze mogą sobie dorzucić jakieś cegły.
- Ma bezprzewodowe przesyłanie obrazu, które działa
Miracast to moim zdaniem jeden z najlepszych wynalazków w historii ludzkości mniej więcej od czasu koła, a wspomniany LG G Pad 8.3 obsługuje go bez zarzutu. Pamiętacie, jak pisałem, że lubię oglądać seriale? Przerzucanie plików między kompem, tabletem czy wręcz – jak kiedyś to robiłem – przerzucanie ich na pendrive USB, by podpiąć do telewizora, to mordęga. Teraz, jeśli się zdarzy, że nie dokończę odcinka w metrze, tuż po powrocie, z mojego centrum dowodzenia w postaci stolika do kawy przesyłam obraz do telewizora. Magia!
- Mogę na nim pracować!
Tak jak w przypadku laptopów z dotykowym ekranem – trudno w ten sposób napisać książkę, ale wszystko, czego potrzebuję, czyli maile, Google Docs, Trello, Facebook i przeglądarka, hulają, aż miło, więc podczas mojej drugiej zmiany w pracy (wieczorem na kanapie) mam coraz mniej powodów, by odpalać laptopa.