Powstaje smartfon wybrany wolą ludu. Tak zabija się rewolucyjne pomysły

Powstaje smartfon wybrany wolą ludu. Tak zabija się rewolucyjne pomysły

Zdjęcie głosowania pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie głosowania pochodzi z serwisu shutterstock.com
Adam Bednarek
30.11.2015 11:34, aktualizacja: 10.03.2022 09:59

Nowy pomysł Microsoftu to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. W technologii demokracja się nie sprawdzi.

Demokracja ma swoje wady, ale nic lepszego nie wymyślono? Z tym popularnym stwierdzeniem na pewno zgadza się Microsoft, który chce, żeby to sami użytkownicy mogli stworzyć “sprzęt swoich marzeń”. Program Windows Insider ma skupić się także na “wspólnym tworzeniu”. Czego? Tego jeszcze dokładnie nie wiadomo, ale najprawdopodobniej będzie to smartfon, który zostanie wyprodukowany przez nieznanego jeszcze partnera Microsoftu. Sugerując się wolą ludu.

Stwórz smartfona

Nie mam złudzeń. Zapewne głosowanie będzie podobne: “może sobie pan zażyczyć samochód w każdym kolorze, byle by był to czarny”. Microsoft podsunie kilka ankiet i sond, ale najważniejsze wybory i tak podejmie sam. Członkowie Windows Insider będą prowadzeni za rączkę i na pewno nie stworzą czegoś, na co Microsoft by nie pozwolił. Dobrze znana nam iluzja wolnego wyboru.

Zdjęcie ludzi pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie ludzi pochodzi z serwisu shutterstock.com

Ale to przecież nic złego - moglibyśmy powiedzieć. Ba, i tak pomysł jest ciekawy, bo przecież mało który producent na coś takiego się decyduje. I tak “zwykły klient” będzie miał więcej do powiedzenia niż zwykle. Niewykluczone, że z czasem “głos społeczności” będzie coraz ważniejszy, bo kolejni gracze postawią na demokrację, więc będą musieli przebić konkurencję, dając większą swobodę swoim użytkownikom (już wiadomo, że z podobnym programem ruszy HTC). Tylko czy faktycznie jest się z czego cieszyć?

Będą oni mogli je nie tylko testować, ale i mieć realny wpływ na rozwój nadchodzących nowości. Co ciekawe, wziąć udział mogą nie tylko posiadacze telefonów HTC, ponieważ - jeśli wymagać będzie tego konkretny test - firma udostępni potrzebne urządzenia. HTC podkreśla, że obiektem testów będzie przede wszystkim software, ale zaznacza jednocześnie, że w przyszłości programem mogą zostać objęte także prototypowe smartfony czy akcesoria. Oczywiście urządzenia trzeba będzie po testach zwrócić.

W ten sposób zabija się kreatywność. Zabija się przełom. Oczywistym jest, że “większość” wybierze bezpieczne rozwiązanie. Coś, co zna, lubi, czego potrzebuje tu i teraz. Spełnianie podstawowych potrzeb jest oczywiście ważne, ale od twórców sprzętu wymagam, żeby patrzyli trochę dalej. Odważniej, ryzykowniej. Oczywiście możemy zastanawiać się, czy dzisiaj takich liderów jest wielu i czy coś takiego ma miejsce, ale dla mnie pewne jest jedno: postawienie na “demokrację” zabije resztki niebanalnego myślenia.

Prosty przykład. Zastanówmy się, czy gdyby to od użytkowników zależało, giganci postawiliby na wirtualną rzeczywistość. Załóżmy, że dwa lata temu Samsung w swoim programie pyta zaufanych klientów: czy mamy stworzyć gogle VR, żebyście mogli oglądać aplikacje w wirtualnej rzeczywistości i filmy w 360-stopniach. Mogę się założyć, że w demokratycznym głosowaniu ten pomysł nie osiągnąłby nawet progu wyborczego. Nie chcemy, nie potrzebujemy, nie wiemy co to jest, nie, dziękuję, następny proszę!

Mogę sobie wyobrazić, że bezpieczne rozwiązania będą wybierane także w tak błahych kwestiach jak kolor. Różowy smartfon? Skądże znowu, musi być to, co już mamy, czyli srebrny albo czarny. Nic, co razi większość!

Obraz

Zapewne w wyborach udział będą brały osoby, które interesują się i są na bieżąco, więc możemy mieć nadzieję, że wiedzą nieco więcej niż szary Kowalski z ulicy. Ale nawet dziś czytam sporo komentarzy na temat wirtualnej rzeczywistości i wielu nie daje jej szans, wątpi w sukces, niechętnie patrzy w stronę gogli VR. Ich prawo, niewykluczone przecież, że mają rację.

Większość nie ryzykuje

Ale takie ryzykowne idee muszą mieć lidera, który “przepchnie” je za wszelką cenę. Obawiam się, że większość coś, czego nie zna, bardzo szybko odrzuci. Bo i dlaczego miałaby obchodzić ich daleka przyszłość, zmiana nawyków czy wprowadzenie nowych pomysłów, skoro liczy się tu i teraz. Dla klientów - tak, dla wizjonerów - nie. A ci przeważnie są mniejszością. Zagłuszaną mniejszością.

Steve Jobs, a przed nim Henry Ford mieli sto procent racji – ludzie nie mają pojęcia, czego chcą. Mogą zupełnie zignorować jakieś urządzenie, by kilka miesięcy później na wyścigi obsypywać jego twórcę dolarami.

Prawda, demokracja ma swoje przebłyski. To w końcu na Kickstarterze wybili się twórcy Oculus Rift, co jest dowodem na to, że “tłum” potrafi postawić na oryginalne pomysły. Bardzo łatwo jednak skontrować to nieudanymi projektami. I mowa tutaj nie o kampaniach, które się nie przebiły, bo nie zostały docenione (choć pewnie takich też nie brakowało). Znacznie gorsze są te, które się udały, chociaż trudno znaleźć logiczne wytłumaczenie.

Ciekawym przykładem jest lodówka Coolest. Na początku nie udało się przekroczyć zakładanego progu, po sześciu miesiącach gadżet stał się hitem Kickstartera. Większość zdecydowanie za często kieruje się emocjami, stadnym myśleniem. To dlatego wiele projektów zdobywa sporą kasę - “wszyscy wpłacają, więc ja też”. A dlaczego? Tego już nikt nie wyjaśni. Dzisiaj smartfon z małym wyświetlaczem jest hitem, jutro kitem. Ot, wahania nastroju. Chcecie, żeby sprzęty tak powstawały?

Obraz

A czy większość wie, czego chce? Kickstarter znowu może być odpowiedzią na to pytanie. I znowu będzie to odpowiedź, która nie zadowoli miłośników demokratycznych wyborów. Wiele firm nie odnajduje się w pokickstarterowej rzeczywistości. Okazuje się, że zainteresowanie nie jest tak duże, jak mogli się tego spodziewać. Kickstarter wcale nie jest bramą. Początkiem. Przekonała się o tym firma Jolla. Rok temu spory sukces, dzisiaj olbrzymie problemy finansowe. Rzecz jasna już w trakcie zbiórki podkreślano, że to specyficzne urządzenie, ale nie brakowało osób, które widziały w nim alternatywę dla znanych firm. Prawda, że brzmi to bardzo podobnie do komentarzy wygłaszanych przy okazji produkcji konsoli Ouya? Wielokrotnie postawiono na złego konia.

Potrzebujemy lidera!

To wszystko bardzo pięknie brzmi. “Od fanów, dla fanów”. Stworzymy sprzęt naszych marzeń. Taki, z którego sami będziemy chcieli korzystać. Ale nie widzimy swoich wad, błędnego myślenia, które skupia się tylko na “tu i teraz”. Dlatego wolałbym, żeby “większość” trzymała się od technologii z daleka. Zostawmy miejsce wizjonerom, indywidualistom, tym, którzy chcą ryzykować, mogą to robić, patrzą dalej i szerzej. Będzie to z korzyścią dla nas, bo dostaniemy wyjątkowe sprzęty. A na tym nam przecież zależy.

Jeśli postawimy na powszechne wybory, to większość stwierdzi, że nie chce latać w kosmos, tylko woli wyremontować drogę na osiedlu. Zostawmy więc technologię wybitnym jednostkom, którzy mają rewolucyjne, na pierwszy rzut oka szokujące idee. Tak jest ciekawiej!

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)