Internet sprawia, że stajemy się bardziej prawdomówni. Dlaczego tak się dzieje?
Jeśli sądzicie, że prawdę od drugiego człowieka najłatwiej uzyskać metodą rozmowy w cztery oczy, to się mylicie. Naukowcy udowodnili, że bardziej szczerzy jesteśmy, kiedy komunikujemy się ze znajomymi poprzez serwisy społecznościowe, e-mail czy nawet SMS-y.
Jeśli sądzicie, że prawdę od drugiego człowieka najłatwiej uzyskać metodą rozmowy w cztery oczy, to się mylicie. Naukowcy udowodnili, że bardziej szczerzy jesteśmy, kiedy komunikujemy się ze znajomymi poprzez serwisy społecznościowe, e-mail czy nawet SMS-y.
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że w Internecie możemy być tacy, jacy tylko chcemy. Piękniejsi, szczuplejsi i bardziej interesujący. Możemy stworzyć zupełnie nowych siebie i trollować do woli na forach internetowych. Albo ubarwić swój wizerunek w serwisie randkowym. Albo udawać, że nie widzimy, kiedy szef śle w weekend kolejne e-maile. Możemy wszystko.
Badania dowodzą jednak, że nie korzystamy z możliwości kłamania przez Internet tak często, jak teoretycznie moglibyśmy. Profesor Jeff Hancock z Uniwersytetu Cornella zbadał nasze kłamstwa internetowe. Najważniejszy wniosek? W komunikacji ze znajomymi osobami w Sieci kłamiemy znacznie mniej chętnie niż na przykład przez telefon czy w rozmowie bezpośredniej.
Słowa wyryte w kamieniu
Dlaczego tak się dzieje? Bo w Internecie musimy każde słowo napisać. A skoro musimy je napisać i umieścić na Facebooku albo wysłać komuś e-mailem, wierzymy, że pozostanie ono w Sieci na zawsze. Jeśli więc nakłamiemy, nasze słowa zostaną kiedyś sprawdzone i obrócą się przeciwko nam.
To jest główny powód, dla którego w Internecie kłamiemy mniej, zwłaszcza w relacjach z osobami, które znamy: boimy się, że zostaniemy przyłapani. Jeśli kogoś okłamujemy w rozmowie w cztery oczy czy przez telefon, zawsze możemy mu potem wmówić, że źle usłyszał albo coś pomylił. Trudno mu będzie udowodnić, że nie mamy racji – w końcu jakie ma dowody, że to właśnie powiedzieliśmy? E-mail czy na Facebook to co innego, tu wszystko jest czarno na białym.
Co więcej, prof. Hancock twierdzi, że są sytuacje, w których w Sieci jesteśmy bardziej prawdomówni niż na kartce papieru. Pracodawcy, którzy chcą poznać prawdę o doświadczeniu kandydatów do pracy, powinni zerkać do LinkedIn i podobnych serwisów. To właśnie tam, a nie w CV ludzie piszą prawdę. CV często bywa podkoloryzowane, w Internecie rzadziej ryzykujemy podanie nieprawdy.
Jeśli z kolei chcecie wyciągnąć prawdę ze swojej dziewczyny czy chłopaka na drażliwy temat, zamiast "szczerej rozmowy" wybierzcie kontakt przez Internet albo po prostu stare dobre SMS-y. Profesor Fred Conrad z Uniwersytetu Michigan udowodnił, że SMS również zmusza ludzi do prawdomówności.
Tu również na wyobraźnię działa fakt, że słowa zostają utrwalone na piśmie i że ktoś kiedyś może je zobaczyć i sprawdzić. Ponadto ważne jest, że mamy czas na przemyślenie odpowiedzi. Jeśli zostajemy zaskoczeni pytaniem, zdarza nam się ratować kłamstwem. Jeśli mamy czas przeanalizować sytuację, częściej wychodzi nam, że bardziej opłaca się powiedzieć prawdę.
Kłamstwa w Sieci
Są jednak takie kłamstwa, które mogły rozwinąć się tylko dzięki nowym technologiom. Profesor Hancock wyróżnia ich trzy rodzaje. Pierwszy typ kłamstwa to udawanie, że nie ma nas w Sieci albo że nie słyszeliśmy telefonu. Jeśli kogoś lubimy i nie chcemy zepsuć sobie z nim stosunków, ale też z jakiegoś powodu nie mamy ochoty z nim rozmawiać w danym momencie, czasem po prostu milczymy, kiedy próbuje się z nami skontaktować. A potem rzucamy wymówką w rodzaju: "Przepraszam, nie odebrałem twojego telefonu, bo bateria mi padła".
Drugie kłamstewko, na które sobie możemy pozwolić dzięki nowym technologiom, to udawanie kogoś innego. Na przykład pisarz może pod jakąś ksywką wrzucić do Sieci pozytywną recenzję własnej książki.
Trzeci rodzaj kłamstwa, zwany też astroturfingiem, to to samo, tylko na szerszą skalę. Staramy się sztucznie stworzyć zamieszanie wokół jakiegoś produktu i wywołać wrażenie, że używa go mnóstwo ludzi i jest on bardziej interesujący niż w rzeczywistości. Albo na odwrót – możemy spróbować w ten sam sposób zdyskredytować jakąś ideę. Więcej o kłamstwach internetowych powie Wam sam prof. Hancock:
W praktyce fałszywe opinie umieszczane przez internautów w celu wywołania pewnego efektu łatwo rozpoznać. Jeśli mają na celu zachęcanie do używania jakiegoś produktu (np. skorzystanie z oferty hotelu), jest w nich dużo zachwytów i wykrzykników, niemal zawsze podana jest też dokładna nazwa chwalonej marki. Opinia zwykłego użytkownika zazwyczaj jest napisana trochę bardziej niechlujnie i nie zawiera pełnej nazwy marki.
Nie wierzcie więc za bardzo w to, że w Internecie nikt nie kłamie. Nie kłamią ci, którzy mają coś do stracenia. Ci, którzy podpisują się własnym imieniem i nazwiskiem i mają świadomość, że kłamstwo może ich sporo kosztować. Nie kłamią nasi znajomi na Facebooku czy Twitterze, jeśli sądzą, że możemy ich na mówieniu nieprawdy przyłapać.
Straszak w postaci "słów wyrytych w kamieniu" nie działa jednak na wszelkiej maści anonimów, trolli i miłośników marketingu partyzanckiego. Dla nich kłamstwo jest często jedyną drogą do celu.
Źródło: Business Insider • CNET