Władysław Umiński, zapomniany wizjoner: Polak, któremu zawdzięczamy nazwę samolotu
Przez większość życia miał finansowe kłopoty. Łączył pisarskie style Verne'a, Reida i Coopera. Spopularyzował polską nazwę aeroplanu – samolot. Publikował niemal 75 lat, jednak dziś jest zapomniany
Polski Juliusz Verne
Władysław Umiński urodził się w 1865 roku i przez większość swego niemal 90-letniego życia pisał. Popularyzował wiedzę: opublikował ponad 40 tekstów z dziedziny nauki, techniki i przemysłu.
Zadebiutował w 1891 roku powieścią przygodową „Zwycięzcy oceanu”, ale sławę przyniosły mu książki fantastyczno-naukowe, którymi zaczytywały się kolejne pokolenia Polaków. To właśnie im zawdzięcza przydomek „polskiego Verne'a”, który otrzymał w 1895 roku.
Książki dla młodzieży
Choć wielu z nas czytało w młodości powieści słynnego Juliusza Verne’a, ten francuski autor pisał dla dorosłych. Umiński miał inny cel: tworzył książki dla młodzieży. Dlatego też jego powieści są znacznie bardziej dynamiczne, więcej w nich akcji, a fabuła jest sensacyjna.
Z drugiej zaś strony autor starał się na kartach dzieł popularyzować naukę i zarysowywać tło społeczno-obyczajowe.
W zasadzie każda z powieści „polskiego Verne'a” opowiada o śmiałych podróżnikach, naukowcach czy genialnych inżynierach. Są to osoby nieprzeciętne, z różnych powodów stojące poza czy nawet ponad całym społeczeństwem.
Mają one dostęp do najnowszych zdobyczy ludzkiej cywilizacji, podróżują samolotami czy łodziami podwodnymi, rzucają wyzwania naturze, nawiązują kontakty z obcymi cywilizacjami… I zawsze zwyciężają!
Umiński uważał, że fantastyka naukowa musi przewidywać przyszłość. Nie miał jednak wątpliwości, że przemiany następują niezwykle szybko, dlatego też skupia się raczej na udoskonalaniu istniejących wynalazków.
A ponieważ rzeczywistość nie tyle nadążała za jego wizjami, co często je prześcigała, dlatego też w kolejnych wydaniach przerabia parametry cudownych urządzeń, dostosowując je do stanu aktualnej mu wiedzy.
Wynalazki z dawnych czasów
Umiński nie wymyślił niczego nowego. Podobnie do Verne’a sięgał po istniejące wynalazki i je ulepszał. Jego łodzie podwodne, samoloty czy teleskopy były po prostu lepsze od tych, jakie istniały w czasach mu współczesnych. Z tego powodu w wielu wypadkach powieści te są anachroniczne.
To raczej świadectwo epoki niż fantastyka „dalekiego zasięgu” – podobnie jak u Stanisława Lema, gdzie pojawiają się choćby taśmy perforowane czy inne już zapomniane wynalazki.
U wielu z nas może to budzić urok dawnej epoki, gdy będziemy czytać o możliwościach telegrafu bez drutu czy o urządzeniu „przenoszącym na odległość obrazy optyczne” (co stanowi odwołanie do telektroskopu Jana Szczepanika, o którym opowiadałem przy okazji historii telewizorów).
Wojna zmienia poglądy
Warto wspomnieć, iż o ile na początku swej pisarskiej drogi Umiński propagował cywilizację naukowo-techniczną, o tyle po II wojnie światowej już nie jest tak pozytywnie nastawiony. Wcześniej autor uważał, że postęp i rozwój przyczynią się do udoskonalenia natury człowieka.
Doświadczenia wojny przyczyniły się jednak do odrzucenia tej pozytywistycznej wizji. Te smutne przemyślenia widać w ostatniej powieści Umińskiego pod tytułem „Zaziemskie światy”, jedynej wydanej po wojnie.
Władysław Umiński
Czytając książki Umińskiego doskonale widać, jak silnie inspirował się on dziełami Juliusza Verne’a. Najprościej spojrzeć na tytuły. „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” to u Umińskiego „W głębinach oceanu”, a „Pięć tygodni w balonie” – „Balonem do bieguna”. Te same, zdezaktualizowane dziś wynalazki, choć nieco odmienne wątki fabularne.
Niemniej zapożyczenia czy nawet wtórność schodzą na dalszy plan, gdy zwrócimy uwagę na polskość obecną w dziełach pisanych w czasach utraty niepodległości. W powieściach Umińskiego prym wiodą polscy inżynierowie i podróżnicy (Gromski czy Jelski) oraz polskie wynalazki (aerostat „Polonia").
Wszelkie sukcesy są także efektem ciężkiej pracy i umiejętności naszych rodaków – bo to oni choćby zdobywają biegun północny.
Czy istnieje życie poza Ziemią?
Umiński pod koniec życia (zmarł w 1954 roku) żywił głębokie przekonanie, iż „za lat kilkanaście wielki samolot poruszany energią atomową oderwie się od Ziemi i poprzez niezmierne przestrzenie dotrze na Marsa lub Wenerę”.
Motyw kosmicznych podróży pojawiał się kilku powieściach autora: „Zaziemskie światy”, „Na drugą planetę” czy „W podobłocznych krainach”. W pierwszej z wymienionych (ostatnim dziele autora) czytamy, iż „życie przepełnia wszechświat”.
Ale o spotkaniach z obcymi cywilizacjami znacznie ciekawiej pisali Boruń i Trepka, o których opowiem w ostatniej, czwartej części cyklu - już w najbliższą środę.