Bill Gates: kradnij pomysły, zdradzaj przyjaciół, ciężko pracuj. Tak zostaniesz miliarderem
Jak wyglądała droga do sukcesu jednego z najbogatszych ludzi na ziemi? Bill Gates z pewnością nie jest wzorem etyki w biznesie. Bez wątpienia jest za to wzorem skuteczności.
12.01.2017 | aktual.: 10.03.2022 08:45
Wcielenie zła, bezduszny technokrata, miliarder i monopolista – przez długie lata Bill Gates kojarzył się, podobnie jak Microsoft, ze wszystkim, co najgorsze. Jako personifikacja złowrogiej korporacji został nawet zaatakowany w Belgii tortem przez słynącego z takich akcji Noëla Godina, który od kilkudziesięciu lat usiłuje zmienić świat na lepsze, rzucając słodkościami w znane osobistości.
Noël Godin dla Süddeutsche Zeitung, 21.06.2002:
Bill był tak nielubiany w oddziale Microsoftu w Belgii, że pewien pracownik stamtąd chętnie udzielił nam kilku logistycznych informacji. Ruszyliśmy wówczas grupą 32 pięknie wystrojonych ludzi. W cukierence na rogu zaopatrzyliśmy się w amunicję i przeszmuglowaliśmy ją w torbach fotograficznych. Już na miejscu podzieliliśmy się ładunkiem i ten, któremu udało się najbardziej zbliżyć do Billa, rzucił mu tortem w twarz. (...) Bierzemy to, co jest dostępne na miejscu. Ważne jest tylko, żeby [torty] miały miękkie spody, tak by nie istniało niebezpieczeństwo zranienia kogoś. Nie chcemy przecież podpaść wymiarowi sprawiedliwości.
Dzisiaj zarówno Gates, jak i Microsoft nie budzą już większych emocji. Potężna przed laty firma nadal należy do czołówki branży, ale od dawna nie jest już monopolistą i raczej próbuje dogonić bardziej dynamicznych konkurentów, niż narzuca światu własne rozwiązania.
A Bill Gates – niegdyś utożsamiany z całym złem informatycznego świata – kojarzy się raczej z działalnością charytatywną, na którą przeznaczył znaczną część swojego gigantycznego majątku. Choć jak zwykle nie brakuje głosów, że to tylko sprytny sposób na uniknięcie podatków, to nie będzie przesadą stwierdzenie, że np. dla zwalczenia malarii Bill wraz ze swoją żoną zrobili w ciągu ostatniej dekady więcej niż Organizacja Narodów Zjednoczonych przez kilkadziesiąt lat swojego istnienia i wszystkie kraje świata razem wzięte.
Bill: filantrop i celebryta
Łatwo komentować obecne działania Gatesa, który nie stroni od kamer i publicznych wystąpień. Jest gościem imprez typu TED, albo – jak na prawdziwą gwiazdę przystało – pije przed kamerą wodę odzyskaną z nieczystości, pokazując, jak wspaniale działa sfinansowana przez niego oczyszczalnia.
Warto jednak zastanowić się, skąd wzięła się jego sława, pozycja i miliardy na koncie. Można odpowiedzieć jednym słowem: Microsoft. To jednak niczego nie wyjaśnia. Jakim cudem Microsoft - niewielka, mało znacząca firma – w ciągu kilku lat stał się gigantem, by przez następnych kilkanaście zmonopolizować branżę oprogramowania i narzucić światu własne standardy i rozwiązania?
Początki, czyli talent i ciężka praca
Gates nie był wtedy nowicjuszem. Miał już za sobą okres dziecięcej fascynacji komputerami. Jako 13-latek i uczeń ekskluzywnej, prywatnej szkoły w Seattle mógł korzystać z opłaconego przez rodziców czasu komputerów General Electric, z którymi łączył się zdalnie. Już wtedy znajdywał luki w oprogramowaniu, by zdobyć bezpłatny czas dostępu.
Niedługo później – jako 14-latek – założył wraz ze swoim przyjacielem, Paulem Allenem, firmę Traf-o-Data, zajmującą się monitorowaniem ruchu ulicznego. Przedsięwzięcie nie wypaliło, gdy wyszedł na jaw wiek założyciel i- nikt nie chciał współpracować z dziećmi, co nie przeszkodziło Gatesowi zarobić na tym przedsięwzięciu 20 tys. dolarów.
Micro-soft i policyjne zdjęcie w Outlooku
Współpraca z MITS była jednak pierwszym, poważnym przedsięwzięciem. To dla niej Gates wziął urlop na Harvardzie, przeprowadził się do Albuquerque i wspólnie z Allenem zarejestrował firmę Micro-soft (myślnik zniknął z nazwy firmy rok później).
Na współpracy z MITS zarobił tyle, że szybko kupił sobie wymarzone Porsche. Jeździł nim, nie mając prawa jazdy i przekraczając dopuszczalną prędkość, za co był zatrzymywany przez policję, a funkcjonariusze zrobili mu charakterystyczne zdjęcie. To właśnie kontur nastoletniego, długowłosego Billa Gatesa z policyjnego zdjęcia trafił następnie jako domyślna ikona do książki adresowej Outlooka.
Warto przy tym pamiętać, że choć Bill wziął na siebie ciężar prowadzenia biznesu, nadal pozostawał aktywnym programistą. Każda linijka kodu, jaka wyszła z Microsoftu przez pierwszych pięć lat istnienia firmy była osobiście sprawdzana przez Gatesa, który nieraz sam nanosił poprawki do tworzonego oprogramowania.
Filary sukcesu: IBM i Apple
Sukces Microsoftu nie byłby jednak możliwy bez dwóch innych firm: IBM-u i Apple. Gdy IBM poszukiwał systemu operacyjnego dla tworzonego wówczas komputera IBM PC Gates – którego nie popadając w przesadę, można nazwać geniuszem biznesu – przekonał komputerowego giganta, by to właśnie Microsoft zajął się dla niego tworzeniem systemu operacyjnego.
Gates wynegocjował nie tylko korzystną umowę, ale także zapis, pozostawiający przy Microsofcie prawa majątkowe do MS-DOS-u, dzięki czemu firma zaczęła szybko zarabiać na sprzedaży systemu, przeznaczonego nie tylko dla oryginalnych PC-tów, ale również dla sprzedawanych na całym świecie klonów tego sprzętu.
To jednak wciąż było wiele za mało, by awansować do czołówki branży. Trampoliną, która wyniosła Microsoft do pierwszej ligi, okazała się współpraca z Apple'em, który na początku lat 80. rozdawał karty w segmencie komputerów osobistych. Steve Jobs mógł z pogardą mówić o Gatesie i jego braku gustu, ale w jednym mu nie dorównywał: Bill był świetnym organizatorem i potrafił optymalnie wykorzystać swoje skąpe wówczas zasoby.
Bill Gates:
Nad oprogramowaniem dla Maca pracowało u nas więcej ludzi niż u niego. Steve miał czternaście czy piętnaście osób. My dwadzieścia.
Żadnych sentymentów
Gates wynegocjował wówczas z Jobsem korzystną dla siebie umowę: Apple miał rozwiązać zespół, zajmujący się tworzeniem oprogramowania, w zamian za co Microsoft gwarantował mu kilkuletnią wyłączność na pisane przez siebie aplikacje, w tym na kluczowego Excela. Choć umowa wydawała się korzystna dla obu stron, w praktyce wytrącała Apple’owi z ręki jakiekolwiek atuty.
Bill szybko to wykorzystał. Gdy debiut nowego komputera Apple'a odwlekał się, Microsoft rozpoczął prace nad własnym systemem operacyjnym z graficznym interfejsem użytkownika (a właściwie nakładką na system).
Andy Hertzfeld [w:] Walter Isaacson, „Steve Jobs”:
Z fascynacją obserwowałem, jak Steve zaczął wrzeszczeć na Billa. Okradasz nas! - krzyknął. - Zaufałem ci, a ty teraz nas okradasz! Gates siedział spokojnie, patrzył Steve'owi w oczy, a potem swoim piskliwym głosem wygłosił klasyczną już ripostę: „Cóż, Steve, moim zdaniem można na to spojrzeć też inaczej. To raczej tak, jakbyśmy obaj mieli bogatego sąsiada nazwiskiem Xerox; ja włamałem się do niego, żeby ukraść mu telewizor, i odkryłem, że ty buchnąłeś mu go pierwszy".
Choć doprowadziło to Jobsa do wściekłości, był zmuszony kontynuować współpracę z Microsoftem, a nawet przekazać mu część patentów związanych z graficznym interfejsem użytkownika (więcej na ten temat znajdziecie w artykule „Bill Gates przechytrzył Steve'a Jobsa”). Gates nie zmarnował tej szansy.
Nie zmarnował również szansy na wypchnięcie z firmy Paula Allena, gdy ten musiał czasowo ograniczyć swoje zaangażowanie z powodu choroby. Co prawda pod względem finansowym Paul raczej nie ma powodów do narzekań, bo udziały w Microsofcie dały mu pozycję jednego z najbogatszych ludzi świata, jednak od 1982 roku nie miał istotnego wpływu na działania Microsoftu.
Mimo tego formalnie pozostawał członkiem rady nadzorczej aż do 2000 roku, a nawet po rezygnacji nie zerwał całkowicie swoich związków z firmą, pełniąc rolę doradcy. Rolę najbliższego współpracownika Billa Gatesa przejął z czasem Steve Ballmer, który - choć w XXI wieku radził sobie średnio - we wcześniejszych latach okazał się świetnym sprzedawcą i organizatorem.
Windows kontra OS/2
Przykładem braku skrupułów Billa Gatesa jest następny etap współpracy z IBM-em, z którym Microsoft pracował nad systemem operacyjnym OS/2. Podobnie, jak w czasie współpracy z Apple’em, to Microsoft – choć wciąż mniejszy – dominował w tym układzie.
IBM postawił wszystko na jedną kartę, pokładając wielkie nadzieje w nowym systemie operacyjnym (o tym, czym się to skończyło przeczytacie w artykule „Klęska OS/2, albo jak IBM sam wykopał się z branży systemów operacyjnych”). Microsoft działał mądrzej – korzystając z finansowego parasola, jakim była współpraca z Apple’em, a następnie IBM-em, wykorzystał lata 80. nie tylko do stworzenia doskonałego pakietu oprogramowania biurowego, ale – przede wszystkim – na stopniowe udoskonalanie Windowsa i tworzenia produktu konkurencyjnego do tego, nad czym formalnie pracował ze swoim biznesowym partnerem.
Gdy drogi IBM-u i Microsoftu w końcu rozeszły się, ten pierwszy pozostał z innowacyjnym, ale niedopracowanym systemem, a drugi miał w zanadrzu własną platformę serwerową, komplet konsumenckiego oprogramowania, dopracowaną nakładkę na DOS-a i rozpoczęte prace nad Windowsem 95. Czyli wszystko, co w ciągu lat 90. wyniosło Microsoft do pozycji monopolisty.