Chrome szybko zdobywa użytkowników. Dzięki wersji na Maca, czy kobyłowatemu Firefoksowi?
Ostatnio wyszedł dodatek dla Chrome, którego brak powstrzymywał mnie przed przesiadką z Firefoksa i z radością porzuciłem wierną, ale ochwaconą kobyłę. Najwyraźniej nie byłem jedyny, gdyż Chrome w Lutym i Marcu mocno podskoczyło zajmując już 6,1% rynku. Dlaczego?
08.04.2010 | aktual.: 15.01.2022 14:41
Ostatnio wyszedł dodatek dla Chrome, którego brak powstrzymywał mnie przed przesiadką z Firefoksa i z radością porzuciłem wierną, ale ochwaconą kobyłę. Najwyraźniej nie byłem jedyny, gdyż Chrome w Lutym i Marcu mocno podskoczyło zajmując już 6,1% rynku. Dlaczego?
Internet Explorer traci udział w rynku, a reszta konkurencji zanotowała niewielki i raczej nieporównywalny z Chrome wzrost. Mashable sugeruje, że było to wynikiem nowej bety dla Mac OSX, która wreszcie zaczęła obsługiwać dodatki, co mogło skłonić wielu posiadaczy Jabłuszka do przesiadki. Jednak warto wspomnieć również o ekranie wyboru przeglądarki w europejskiej wersji i... powolnym upadku Firefoxa - największego konkurenta Chrome.
Spójrzmy prawdzie w oczy: Chrome jest cholernie szybkie na przepakowanych Java Scriptem stronach, a jego minimalistyczny i funkcjonalny interfejs jest uroczo ascetyczny, co przynajmniej dla mnie jest równoznaczne z estetycznym.
Umarł król, niech żyje król!
Nieco przestarzały interfejs Firefoksa, gigantyczne zużycie zasobów i nie robiąca już na nikim wrażenia prędkość powodują że coraz mocniej odstaje od peletonu. Ale do przesiadki zmusza co innego. Po kilku godzinach pracy z wersją na Windowsa, Linuxa, czy też Maca (a pracowałem z tą przeglądarką na wszystkich możliwych systemach) FF najczęściej pożera całą dostępną moc obliczeniową i pół dostępnego RAM.
Nie ma nic bardziej irytującego, gdy po paru godzinach z kilkunastoma/dziesięcioma zakładkami pracy trzeba restartować przeglądarkę, która często miała problemy z przywracaniem kart. Firefox dzięki rozbudowanemu ekosystemowi deweloperów tworzących dodatki rozszerzające jego możliwości stał się przeglądarką do wszystkiego (tzn. do niczego).
Poniżej 4 godzin dziennie spędzanych przed komputerem wciąż może królować, ale jeśli spędzacie więcej - tak jak ja, ułamki sekund oferowane przez Chrome staja się ważniejsze, niż kolejna funkcja oszczędzająca 10 sekund raz na dwa tygodnie, a odbierająca nam kolejne kilka procent zasobów i prędkości. Obsesja prędkości Google lepiej spełnia potrzeby "infoholików",
Przesiadka
Przed zmianą przeglądarki powstrzymywało mnie GTD Inbox, dodatek dla Firefoksa implementujący w Gmailu metodologię Getting Things Done, która czyni pracę (przynajmniej moją) bardziej produktywną. Jednak nacisk użytkowników na stworzenie wersji dla Chrome był tak silny, że już parę miesięcy temu Andy Mitchell rozpoczął pracę nad portem na Chrome. Wyszedł kilka dni temu. Jeśli dodać do tego prymitywną wersję wtyczki dla Delicious, AdBlocka i Modified Tab Ordering mamy kompletne środowisko do pracy.
Działające z prędkością o jakiej Firefoks nie może teraz marzyć.