Dlaczego banki mogą odcinać nas od e‑maili?
W ubiegły piątek mało rozgarnięty pracownik amerykańskiego Rocky Mountain Bank przesłał poufne dane na zły adres e-mail. Potem poprosił o pomoc Google. Firma z Mountain View jednak odmówiła.
W ubiegły piątek mało rozgarnięty pracownik amerykańskiego Rocky Mountain Bank przesłał poufne dane na zły adres e-mail. Potem poprosił o pomoc Google. Firma z Mountain View jednak odmówiła.
Ostatecznie sprawa trafiła do sądu. Ten - nie bacząc na to, że winę za całe zamieszanie ponosi bank - nakazał Google zawieszenie feralnego konta i ujawnienie danych użytkownika.
W środę okazało się, że odbiorca wiadomości nigdy jej nie otworzył:
[cytat]Dane klientów banku nie zostały ujawnione lub użyte w niewłaściwy sposób. (...) Bank nie podjął żadnych działań przeciwko pracownikowi, który omyłkowo wysłał dane pod niewłaściwy adres.[/cytat]
No właśnie, dlaczego nie podjął działań? Człowiek ten ujawnił informacje na temat ponad tysiąca klientów. Nie poniósł żadnych konsekwencji. Jednocześnie odcięto od poczty elektronicznej niewinną osobę, która przypadkiem otrzymała e-maila.
Dziennik Internautów napisał:
[cytat]Zdaniem wielu osób decyzja kalifornijskiego sędziego naruszała prawo konkretnej osoby do swobodnej komunikacji i prywatności. Z pewnością ochrona danych 1325 osób również jest ważna, ale raczej nie powinna być realizowana kosztem człowieka, który z pomyłką banku nie miał nic wspólnego.[/cytat]
Szkoda, że bank uznał odbiorcę wiadomości za potencjalnego przestępcę. Mógł po prostu wysłać mu kolejnego e-maila, wyjaśnić całą sytuację i zasugerować jakieś cywilizowane rozwiązanie. W ten sposób dane nie zostałyby ujawnione, a użytkownik nie straciłby dostępu do Gmaila.
Źródło: Gazeta.pl