Dlaczego nie powinno się ekranizować gier?
Ekranizacje gier to kaszana. Przykro mi. Wiem, że wielu kilku z Was liczyło na to, że powiem coś innego, ale nie ma się co oszukiwać. Nie było jeszcze żadnego filmu opartego na grze wideo, o którym można by powiedzieć z czystym sumieniem, że był naprawdę dobry. Straszne, ale prawdziwe. Jakie jest remedium na tę chorobę? Przestać robić ekranizacje. Przynajmniej na razie.
22.03.2010 23:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ekranizacje gier to kaszana. Przykro mi. Wiem, że wielu kilku z Was liczyło na to, że powiem coś innego, ale nie ma się co oszukiwać. Nie było jeszcze żadnego filmu opartego na grze wideo, o którym można by powiedzieć z czystym sumieniem, że był naprawdę dobry. Straszne, ale prawdziwe. Jakie jest remedium na tę chorobę? Przestać robić ekranizacje. Przynajmniej na razie.
Rynek gier wideo jest pod wieloma względami podobny do rynku komiksowego. Historie obrazkowe też zaczynały jako głupkowata rozrywka dla najmłodszych i musiały walczyć o lepszy żywot wiele lat. Bez urazy drodzy fani Batmana i Supermana, ale czy mieliście kiedyś w rękach komiksy z lat 60-tych? Łezka w oku się kręci, ale głupie to jest jak kilogram gwoździ bez łebków.
Oczywiście były wyjątki, ale jeśli mówimy o komiksach w kontekście ekranizacji filmowych, to musimy brać pod uwagę popularność. Pieniądze rządzą światem i nikt nie będzie przenosił na srebrny ekran czegoś nieznanego. Między innymi dlatego w 1986 Willard Huack (reżyser) i George Lucas (producent) popełnili Kaczora Howarda. Postaci, która narodziła się na kartach komiksów Marvela nie można odebrać popularności. Filmowi nie można z kolei oszczędzić głosów krytyki. Widzieliście to ponadczasowe dzieło współczesnej kinematografii? Obywatel Kane się chowa i pali ze wstydu widząc jak Lea Thompson romansuje z pierzastym stworem.
George Lucas jest mistrzem tandety nawet, gdy nie siedzi na fotelu reżysera.
Z czasem zaczęły jednak powstawać dzieła bardziej ambitne, a wraz z rosnącym gronem odbiorców zaczęły rosnąć też możliwości. Co więcej komiks w kulturze masowej żył już tak długo, że pokolenie czytelników zaczęło dorastać i robić filmy. Wreszcie pojawił się Batman Tima Burtona i *Kruk *Alexa Proyasa. Później poszło z górki. W 2002 roku Sam Mendes zrobił Drogę do zatracenia, a trzy lata później David Cronenberg nakręcił Historię przemocy. To filmy, o których wielu widzów nawet nie wie, że bazują na historiach rysunkowych. Dzisiaj doszło do tego, że wzmianka o tym, że film powstał na podstawie komiksu czy "powieści obrazkowej" jest traktowany na równi z ekranizacją książek. W takim klimacie filmowcy wreszcie przestali się bać ambitnych komiksów.
Z grami problem jest większy bo mimo, że to już multimiliardowy przemysł, to jakoś nikt nie garnie się, by robić dzieła ambitne. A nawet jeśli ktoś się odważy, to Hollywood boi się je ekranizować. Tak jakby brakowało na świecie graczy, który chętnie pójdą do kina na coś lepszego niż, pożal się Boże, *Doom *naszego rodaka, Andrzeja Bartkowiaka.
Doom Trailer
W świecie gier coś powoli zaczyna się dziać. W filmowym - nie bardzo. Machinarium, American McGee's Alice czy rewelacyjne* The Path* miały dostatecznie "odjechaną" stylistykę, by zrobić z tego coś w innym medium. Heavy Rain nieźle imituje film kryminalny,* a Clive Barker's Undying* i Call of Cthulhu - Dark Corners of the Earth to materiały na znakomite horrory (i to ze znanym nazwiskiem w tytułach). Potrzebni są jednak artyści, którzy za temat wezmą się z pasji, a nie (tylko) dla pieniędzy. Tak powstała filmowa trylogia* Władcy Pierścieni*, tak zrobiono *Strażników *i tak powinna wyglądać praca nad ekranizacjami wymienionych, czy jeszcze innych gier.
Lekarstwo? Nie robić ekranizacji gier póki nie znajdą się reżyserzy wychowani na tej formie rozrywki, producenci z jajami i widzowie gotowi na bardziej ambitne dzieła. Póki co z tej trójki na scenie są chyba tylko widzowie. Stoją skrępowani nie wiedząc co mają robić, a w tym samym czasie twórcy bawią się w zarabianie pieniędzy na kolejnych gniotach. A może zamiast tak stać powinni po prostu złapać za kamery i wziąć sprawy w swoje ręce? Na przykład tak: