GRRRecenzja - Grand Theft Auto IV

Od premiery Grand Theft Auto IV minęło już trochę czasu. Los nam nie sprzyjał. Strajkująca poczta skutecznie opóźniła spłodzenie recenzji najnowszej produkcji od Rockstar Games. Nawet bez tego ciężko oceniać tytuł tej klasy. Na początku śmiało można powiedzieć, że opinie na temat GTA IV są podzielone. Autorzy stworzyli nowy silnik graficzny. Jak się on spisuje? Co zmieniło się względem poprzednich odsłon oraz, czy gra zasługuje na magiczną dychę?

GRRRecenzja - Grand Theft Auto IV
Igor Chrustek

27.05.2008 23:20

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od premiery Grand Theft Auto IV minęło już trochę czasu. Los nam nie sprzyjał. Strajkująca poczta skutecznie opóźniła spłodzenie recenzji najnowszej produkcji od Rockstar Games. Nawet bez tego ciężko oceniać tytuł tej klasy. Na początku śmiało można powiedzieć, że opinie na temat GTA IV są podzielone. Autorzy stworzyli nowy silnik graficzny. Jak się on spisuje? Co zmieniło się względem poprzednich odsłon oraz, czy gra zasługuje na* magiczną dychę*?

Niko! My cousin! Welcome to America! Ahaha, baratsaru! So good to see you!

Twórcy gry dołożyli wszelkich starań, aby w jednym krążku DVD upchać maksymalną ilość atrakcji. Już po kilku chwilach obcowania z grą, czujemy, że Rockstar North wydało godnego następce swych poprzedników. Czy jednak mamy do czynienia z tytułem, który zrewolucjonizował gatunek?

Obraz

Rodzina jest najważniejsza. O co chodzi?* Niko Bellic*, imigrant z Europy wschodniej przybywa do miasta-kalki Nowego Jorku – Liberty City – skuszony ofertą swego kuzyna. Na miejscu okazuje się, że Roman jest w rzeczywistości na skraju bankructwa, a obiecana willa przypomina raczej szopę na narzędzia. Z nutką goryczy i niemałą porcją nerwów, Niko wyrusza, aby spełnić swój American Dream. Później się okaże, że życie w krainie wielkich możliwości nastręcza większej ilości kłopotów, niż spokojna egzystencja, gdzieś na peryferiach Bałkanów.

My one and only cousin... except for all the other ones

Gdy* Mario Puzo* napisał Ojca Chrzestnego włoska mafia zaczęła stylizować się na bohaterów tej książki. Gdy Brian De Palma nakręcił remake filmu Scarface, Rockstar Games stworzyło GTA: Vice City – hołd dla gangsterki połowy lat 70-tych. Idąc na fali popularności gier o antybohaterach,* R wydało na świat czwartą odsłonę serii Grand Theft Auto. Czy w przyszłości Serbscy złodzieje aut będą wzorować się na bohaterze GTA IV? Ortalionowe wdzianko i twarz rasowego zakapiora odstraszą przyszłych naśladowców. Pozory jednak mylą, gdyż główny bohater to pierwszy element gry, który pozytywnie zaskakuje. Emigrant z Serbii mający co nieco na sumieniu zachwyca.

Początkowo fani serii bali się, że bohater czwórki zostanie odrzucony przez wielbicieli rasowych twardzieli. Niko Bellic, jak na postać wirtualną, jest ludzki jak to tylko możliwe. Troszczy się o swojego kuzyna. Pała nienawiścią, lub pożądaniem do kilku osób. A ponadto, co jest zasługą Rockstar, emigrant w genialny sposób operuje żartem. Głównie ironią i sarkazmem najwyższych lotów. Z uwagi na rosnącą popularność filmu* Borat*, gracz często wybucha śmiechem słysząc charakterystyczny akcent u bohaterów grze.

Life is complicated. I... I never thought I'd live like this

Jak się szybko okazuje, Bellicowie powracają do tego, na czym każdy mieszkaniec Europy wschodniej zna się najlepiej. Kombinują by, możliwie jak najprędzej, się wzbogacić. Czyimś kosztem, oczywiście. Na samym początku gry można już wyczuć specyficzny, gangsterski klimat serii. Ponownie zaczynamy od zera, wypełniamy proste misje (podwieź kogoś, zabierz z danego miejsca itp.) i lądujemy w znanym z trójki mieście. Fakt ten, tylko na początku, dosyć irytuje. Przejeżdżając przez niektóre miejscówki nie raz odnosi się wrażenie, że trzy odsłony temu kogoś tu potrąciliśmy. Pierwsze, złe wrażenie mija po kilku godzinach grania, gdy odkryjemy, co twórcy upchali na jednej płycie.

They have pizzas as big as this city!

Gra nie oferuje tak ogromnej powierzchni, co San Andreas. Mimo to, autorzy zrekompensowali tę stratę. Z nawiązką chciałoby się rzec. Miasto wreszcie ożyło. Ktoś na rogu sprzedaje świeże, bo tylko dwudniowe hot-dogi, na skrzyżowaniu gania się dwóch raperów, a gołębie wesoło gruchają w przeróżnych miejscach. Obraz sielanki i spokoju. Liberty City ponownie zostało podzielone na trzy części, które różnią się atrakcyjnością, ubiorem ludzi i markami aut. A te ostatnie, jak wiemy, są wizytówką serii.

Obraz

Looks like you're going to have to buy another one of these cars

Na pościgi nie można już narzekać. Samochód czy też motor zachowują się niezwykle realistycznie, patrząc na efekt "poduszkowca" znany z poprzednich części. Tym razem, pewien skill w prowadzeniu się przyda, aby skutecznie i szybko przemieszczać się po ulicach miasta. Każde nieumiejętne naciśnięcie hamulca niesie ze sobą konsekwencje w postaci rychłego dachowania, bądź dzwona z najbliższym pojazdem. Rockstar mogło nieco popracować nad usprawnieniem pościgów z LCPD. Gliniarze nadal nie grzeszą intelektem – beztrosko ładują się za graczem wszędzie, niczym psy ganiające suczkę podczas rui. Jest to błąd, który jednak można wybaczyć.

Obraz

Don't fuck with me!

Novum w serii jest zmiana systemu* Wanted Level*, który niestety nie zdaje egzaminu. Miało być realistycznie, a wyszło nieco absurdalnie. Każde przestępstwo ma swoją, określoną wagę. Jeśli uszkodzimy policyjny radiowóz, lub pobijemy kogoś na oczach dzielnicowego, w mig otrzymujemy jedną gwiazdkę. Motyw znany z poprzednich części. Jednak tym razem, Rockstar oparło wskaźnik poszukiwań na okręgach, które określają miejsca poszukiwań. Wystarczy wyjechać minimalnie poza teren i cieszyć się życiem praworządnego obywatela Liberty City. Sprawa zaczyna się komplikować dopiero, gdy gracz otrzyma czwartą gwiazdkę. Pościgi i zabawa z gliniarzami dopiero wtedy nabierają rumieńców.

Do you really want to test me?

Przychodzi taki moment w życiu każdego złodzieja aut, kiedy trzeba stanąć do walki. W tej kwestii Niko nie zawodzi. Deweloperzy przygotowali nowy system walki – tej wręcz i tej przy użyciu broni palnej. Wywijanie piąchą i nogami sprawdza się wyśmienicie. *Bellic *potrafi wyprowadzić kilka potężnych combosów, aby zwalić przeciwnika z nóg i potraktować go butem tyle razy, by napastnik znalazł się na innym świecie.

Obraz

Don't make me kill you again, mommy!

Deweloper wreszcie zaimplementował coś, czego brakowało w poprzednich odsłonach serii. Mowa oczywiście o trybie gry wieloosobowej. Wszelkie obawy zatroskanych fanów zostały rozwiane tuż po premierze. Okazało się, że multi zdaje egzamin na piątkę z plusem. Intuicyjność i brak lagów sprawiają, że* GTA IV* może śmiało konkurować w tej kwestii z Halo 3, Call of Duty IV czy innym multi killerem. Na brak towarzystwa nie można narzekać. Gracz za pomocą telefonu komórkowego, który nosi przy sobie Bellic, przenosi się na serwery Xbox Live. Szybkie stworzenie postaci i już można szaleć po mieście wraz z szesnastoma innymi graczami.

Na uwagę zasługują tryby rozgrywki drużynowej, które potrafią przyciągnąć do konsoli na długie godziny. Standardowy Deathmatch i Team-deathmach nie sprawia tyle przyjemności, co zabawa w dobrych gliniarzy i złych gangsterów.* Coops 'n' Crooks* dostarcza najwięcej przyjemności. Gracze dzielą się na dwie drużyny, której przewodzi losowo wybrany zawodnik. Staje się on szefem jednego z teamów. Zadaniem drużyn jest dorwanie go i wysłanie na drugi świat. Turf War przypomina przejmowanie dzielnic z San Andreas. Grupa graczy musi utrzymać się na określonym skrawku* Liberty City*, aby nie dopuścić do przejęcia przez przeciwnika. Namiastką fabularnego trybu GTA IV jest Mafiya Work. Każdy z grających dostaje zadanie od* Petrovica*. Wtedy zaczyna się gonitwa. Kto pierwszy je wypełni - wygrywa.

Znudzeni strzelaniem? Multiplayer w Grand Theft Auto IV oferuje kilka trybów wyścigów. Nie ma ograniczeń jeśli chodzi o pojazd, helikopter, czy samolot. Zostając przy tematyce aut należy wspomnieć o Car Jack City. Tryb ten wzorowany jest na filmie* 60 sekund*. Gracze dostają model auta, które mają w nienaruszonym stanie dowieźć w dane miejsce. Piękno tego trybu tkwi we wzajemnym przeszkadzaniu sobie. Istnieje również możliwość, aby wyciąć w pień cały tabun NPC-ów. Jednakże nie daje to tyle frajdy, co wzajemna eksterminacja. Niezawodny okazuje się w tutaj headset, który pomoże w szybkiej organizacji każdej z drużyn.

I probably should be walking home

Oprawa graficzna w Grand Theft Auto zawsze schodziła na dalszy plan. Nic dziwnego, jeśli spojrzeć na ogrom świata, jaki Rockstar stworzyło. W przypadku części czwartej, autorzy znaleźli wreszcie ten horacjański złoty środek. Na początku trzeba zaznaczyć jedno: nie, gra nie wygląda lepiej od Gears of War, ani od wielu innych na *Xboksa 360 *czy PS3. Mimo to biję pokłony przed programistami. Na jednym krążku upchali ogromne miasto, które zabija detalami i nie straszy swym wyglądem. Jak na, powiedzmy, symulator życia gangstera, Grand Theft Auto IV prezentuje się rewelacyjnie. Narzekać można na częste chrupnięcia, które stały się już wizytówką serii. Tekstury oraz modele postaci prezentują poziom całkiem przyzwoity. Nieprzyjemny wydaje się efekt aliasingu, który będzie uporczywy szczególnie na standardowych odbiornikach TV . Rockstar zachowało styl grafiki typowy dla pozostałych części. Oprawa wizualna robi wrażenie z kilku powodów. Samochody. Tak jest. Wygląd pojazdów stanowi małą rewolucję w serii. Ich zniszczenia i wygląd lakieru to istny majstersztyk. W połączeniu ze świetnym modelem jazdy penetrowanie miasta przy użyciu dowolnej maszyny to czysta przyjemność. Elementem, który istotnie wpływa na atrakcyjność strony technicznej w GTA IV jest fizyka gry. Efekty drobnych kolizji, potrącania pieszych, czy samego ich poruszania się zostały dopracowane perfekcyjnie. Samochód reaguje na strumień wody ze zniszczonego hydrantu, zwłoki stawiają opór i zmniejszają prędkość pojazdów, często wprowadzając je w poślizg. Element ten istotnie wpływa na model jazdy.

Fizyka w grze jest krokiem milowym dla całej serii od Rockstar.

This shit isn't strong enough!

Ścieżka dźwiękowa jest jak zwykle niesamowitą ucztą dla melomana. Gdybym miał wybrać element w tej grze, który nadaje klimatu, to wybrałbym właśnie oprawę audio. Ten, jakże ważny fragment całego tytułu został dopracowany w czwórce do perfekcji. Nie ma mowy o jakimkolwiek minusie, czy wpadce twórców. Począwszy od dialogów, które zachwycają, ma się nieodparte wrażenie, że produkcja zasługuje na Oscara w dziedzinie dubbingu. Na największe uznanie zasługują aktorzy, którzy reprezentują mniejszości etniczne w Liberty City. Małym mistrzostwem świata jest postać Litlle Jacoba – rastamana i nałogowego palacza ganji. Jego akcent jest praktycznie nie do zrozumienia, nawet dla kogoś, kto rewelacyjnie włada angielskim. Jego teksty nie raz zwaliły mnie z nóg. Podobnie sytuacja ma się w przypadku pozostałych bohaterów gry. Sam *Niko *i jego kumowie ze wschodu operują łamaną angielszczyzną na modłę Borata. Przekleństwa rosyjsko-angielskie wypadają wyśmienicie. W tej kwestii GTA IV będzie przez długi czas nie do pobicia.

GTA IV trailer

Vice City oferowało najlepszy soundtrack z całej serii. To się nie zmieniło. Stacje radiowe w Liberty City puszczają ciekawą muzykę, idealnie dopasowaną do klimatu miasta. Każda ze stacji muzycznych reprezentuje inny gatunek. Do pościgów polecam L.C.H.C, gdzie puszczany jest sam hardcore – sprzyja to klimatowi gry. Tradycyjnie dla całej serii, czwarta część zgromadziła plejadę gwiazd muzycznych. Na oficjalnym soundtracku z gry znalazeźli się tacy artyści, jak choćby Busta Rhymes, Smashing Pumpkins, Agnostic Front, czy David Bowie. DJ'em Liberty Rock jest sam Iggy Pop. Nie ma mowy o tym, że komuś muzyka w grze będzie przeszkadzać. No, chyba, że dana osoba słucha wyłącznie Radia Maryja. Amator techno, rocka, czy oldskulowego rapu znajdzie coś dla siebie. Niestety, niedościgniony wzorzec w dziedzinie ścieżki dźwiękowej – Vice City, pozostawia daleko w tyle czwórkę. Jednakże, jak już wcześniej napisałem, muzyka została dopasowana idealnie, aby oddać klimat miasta i jego mieszkańców i wydarzeń.

I'm leaving here with Roman!

Autor chcący napisać wyczerpującą recenzję* Grand Theft Auto IV* potrzebowałby wielu miesięcy na to, aby odkryć wszystkie smaczki, które czekają na gracza. Gros z serwisów wystawiło grze dychę. Gra robi piorunujące wrażenie, ale mimo to nie zasługuje moim zdaniem na maksymalną notę. Przygody Niko Bellica są tylko małym skokiem na platformy nowej generacji. Fanatycy serii już szykują pal, na który zostanę nadziany. Jednakże gra nie zrewolucjonizowała ani gatunku, ani serii od* Rockstar North*. Pomysłowi twórcy sprawili, że życie gangstera jest jeszcze bardziej ciekawe i wciągające. Ten fakt zawdzięczać możemy wspaniałemu klimatowi oraz fabule gry. Bohater *czwórki *bije na głowę swych poprzedników. *Rockstar *stworzyło człowieka o szerokiej gamie zalet oraz wad. Jeszcze żadna gra akcji w historii nie miała tylu rozwiązań, które zbliżają grę do rzeczywistości. Szczegółowość życia w mieście jest solidnym atutem tej pozycji. Jeśli chcecie znaleźć kompromis pomiędzy Simsami, czy Second Life, a wszelkimi grami akcji Grand Theft Auto IV okaże się korzystnym wyborem.

Obraz

Teraz pozostaje tylko czekać na GTA IV: Vice City i San Andreas. Chyba nikt nie wątpi w to, że takowe się ukażą.

Idealnym podsumowaniem będzie głos pozostałych redaktorów. Szymon z Grrr.pl oraz Malfeusz z Autokultu zawrą w kilku zdaniach swą opinię o perypetiach dzielnego Bellica:

Szymon. GRRR.pl

*Z GTA IV jest o tyle ciekawa sprawa, że w zasadzie jeszcze przed premierą

było wiadomo, że gra będzie genialna. Wystarczyło by R* wzięło mechanizmy z

poprzednich części i zamknęło je w nowej oprawie. Już wtedy był by to tytuł

rewelacyjny. Oni jednak nie tylko poprawili stronę audiowizualną, ale dodali

lepsze sterowanie, ZNAKOMITY tryb multi i oczywiście jak zwykle masę, ale to

maaaasę pomysłów na urozmaicenie sobie typowego dnia z życia bandziora.*

*Ta gra ma tylko jedną wadę. Żeby się nią porządnie pobawić trzeba by chyba

zrobić zapas jedzenia i picia za jakieś 500 zł i wziąć urlop na dwa

tygodnie. Inaczej szef może się zdziwić widząc nas odsypiających zarwane

nocki na firmowej klawiaturze.*

Malfeusz. Autokult.pl

*Niko i jego bałkańskie korzenie po prostu zmiotły mnie z fotela. Gra jest

prze-miodna i jedynie doczytujące się otoczenie może stanowić mały minus.

Tryb online również świetny - zwłaszcza zabawa w policjantów i złodziei.

Moim zdaniem 10-*

Grand Theft Auto jest grą, która narobiła sporo szumu na całym świecie. Zatem zachęcamy do dodawania własnych opinii na temat dzieła Rockstar Games. Najciekawsze zostaną dodane do recenzji, jako integralna część tekstu.

Obraz
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (0)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.