GRRRecenzja: Mercenaries 2: World in Flames

GRRRecenzja: Mercenaries 2: World in Flames

GRRRecenzja: Mercenaries 2: World in Flames
Igor Chrustek
01.10.2008 13:20

Pamiętam dzień, w którym odpaliłem na swoim poczciwym Xboksie pierwszą część gry Mercenaries. Trailery, screeny i obiecywana demolka skusiły mnie wystarczająco, by zanurzyć się w świecie najemników. Grę zdecydowałem się zakupić nawet mimo tego, że wydało ją EA. Pogodziłem się z brakiem krwi, dobrego klimatu i wciągającej fabuły. Nawet mimo tego płyta wylądowała na Allegro po kilku godzinach niezbyt rajcownej rozgrywki. Do kontynuacji - World in Flames - podszedłem bardzo sceptycznie, choć z lekką nutką nadziei, że deweloperzy odpokutowali grzechy poprzedniej odsłony. Co z tego wyszło?

Pamiętam dzień, w którym odpaliłem na swoim poczciwym* Xboksie* pierwszą część gry Mercenaries. Trailery, screeny i obiecywana demolka skusiły mnie wystarczająco, by zanurzyć się w świecie najemników. Grę zdecydowałem się zakupić nawet mimo tego, że wydało ją EA. Pogodziłem się z brakiem krwi, dobrego klimatu i wciągającej fabuły. Nawet mimo tego płyta wylądowała na Allegro po kilku godzinach niezbyt rajcownej rozgrywki. Do kontynuacji - World in Flames - podszedłem bardzo sceptycznie, choć z lekką nutką nadziei, że deweloperzy odpokutowali grzechy poprzedniej odsłony. Co z tego wyszło?

Bilet w jedną stronę... do Wenezueli

Efekciarskie menu przywołuje na myśl inną produkcję elektroników, mianowicie Army of Two. Nie dałem się zwieść, szybko wskoczyłem w skórę jednego z trójki najemników - kiczowatego do cna* pancura* - Matitasa Nilssona. Niesmak na twarzy pojawia się już podczas oglądania intra* World in Flames*. Mając w głowie filmiki z gier Blizzarda, czy* Square-Enix* złapałem się za głowę widząc, na jakim poziomie stoją wstawki z Mercenaries 2. Programiści z Pandemic najwyraźniej mieli ograniczony budżet, brak czasu i więcej przerw, niż samej pracy. Sama fabuła również nie grzeszy oryginalnością.

Mercenaries 2: World in Flames - Open World Trailer

Cały scenariusz* Świata w Ogniu* idealnie mógłby streścić pan Makłowicz: do gara wrzucamy motyw zemsty, mało ciekawe postaci - tego złego i dobrego, akcję rodem z Power Rangers i schematy, schematy i jeszcze raz schematy. Nie warto nawet mieszać, a co gorsza, próbować.

Gracz staje przed wyborem jednej z trzech postaci, jak miało to miejsce w części pierwszej.* Laseczka, dryblas i pan z irokezem* nie różnią się praktycznie niczym. Twórcy wyszli z założenia, że wystarczy zmienić skórkę głównego bohatera, by potencjalni klienci rzucili się na produkt niczym sępy na gnijące truchło.

Po dramatycznym losowym i pełnym dylematów wyborze nie ma co liczyć na oddzielne dla każdej postaci misje, czy choćby inne zakończenia. Jedziemy na jednym wózku. Przygoda z* Mercenaries 2* przenosi nas do słonecznej Wenezueli, która stoi w opozycji do miejscówki z części pierwszej. Zamiast pochmurnej i deszczowej Korei lądujemy w kolorowym i słonecznym państewku. Misja treningowa wprowadza gracza w zawiłe meandry scenariusza. Miejscowy badass - Ramon Solano - zleca odbicie jego kuma z pobliskiej willi obiecując wysokie wynagrodzenie. Niestety, elegancik zamiast zapłacić za wykonaną misję pakuje bohaterowi kulkę w okolice prawego zwieracza. Poezja. Taki występek nie może pójść płazem nikczemnemu Ramonowi. Czego można było się spodziewać? Zemsty oczywiście. Niszcząc i mordując torujemy sobie drogę, by dopaść* Solano* odpowiedzialnego za kontuzję tyłka. A miało być zabawnie.

Pozwiedzaj Wenezuelę

EA odpuściło sobie wykreowanie wspaniałej przygody i wciągającej opowieści na rzecz samych starć i rozwałek, które miały być motorem napędowym World in Flames. Pierwsza część oferowała rozgrywkę w stylu* sandbox* - ogromna połać terenu i masa rzeczy do zrobienia w dowolnej kolejności. Motyw znany choćby z Grand Theft Auto. Istotą rozgrywki jest wykonywanie zleceń dla frakcji żądnych przejęcia kontroli nad rafinerią. Bardzo aktualne. Brakuje mi trochę syndyków narkotykowych, szmuglowania kokainy i zabawy w stylu* Tonego Montany*. Przecież to Wenezuela - Ameryka Południowa - kto tam się o ropę martwi? Niestety, jest zbyt grzecznie.

Obraz

Pięć zorganizowanych grup przestępczych to źródło utrzymania naszego najemnika. Należy jednak pamiętać, by wykonywać misje z głową. W przeciwnym razie nie otrzymamy zleceń od organizacji, która będzie wystarczająco zdenerwowana na stronniczego bohatera. Logicznie myśląc, należy pracować kolejno dla każdego ze zleceniodawców.

I tutaj gra powinna pokazać swój power. Powinna. Misje nie dorównują pomysłowością i rozmachem tym z GTA IV. Zlecenia mieszczą się w klasie średniej. Schematyczność razi bardziej, niż słońce nad Wenezuelą. Zadania ograniczają się do eksterminacji, konwojowania, czy wysadzenia któregoś z obiektów. Twórcy okrzyknęli* WiF* tytułem, który z liniowością ma tyle wspólnego co EA z krwią w grach. Szybko się okazuje, że cały tytuł sprowadza się do biegania i strzelania w wyznaczone cele (które ciężko nazwać wrogami z uwagi na koślawe AI).

Mercenaries 2: When stupid AI attacks!

Sytuację ratują dostępne maszyny, które potrafią skutecznie poprawić samopoczucie. Rundka czołgiem wokół rynku zakończona zrównaniem z ziemią wszystkiego co popadnie jest bardziej relaksująca, niż muzyka* Pink Floyd*. Możliwość wejścia do każdej z maszyn wydaje się normalnością, jeśli patrzeć na pokaźny skrawek lądu, po którym przyjdzie nam ganiać, pływać i latać.

Wszystko jednak nudzi w obliczu przerażająco podobnych do siebie zleceń. W tym wypadku można porównać rozgrywkę z Assassin's Creed - na początku jest fajnie - dużo akcji, zabawy w* Rambo*, a później dociera do gracza myśl, że przydałoby się nieco różnorodności. Znużenie wzmagane jest koszmarnymi przerywnikami między każdą z misji: blablabla, akceptuj zadanie, blablabla - znajdź i zniszcz. Całości nie pomaga nawet poczucie humoru porównywalne do dowcipów Joli Rutowicz.

Wenezuela pełna ofert pracy

Słowo najemnik nierozerwalnie kojarzy się z pieniędzmi. Wzorem poprzedniej części i w *World in Flames *gracz otrzymuje wynagrodzenie za wykonywane misje. Do tego dochodzą premie, bonusy i porozrzucane tu i ówdzie walizki z walutą. By zwiększyć swoją efektywność (i efektowność) w walce wystarczy udać się do sklepu danej frakcji i zaopatrzyć w dowolne narzędzia destrukcji.

Obraz
© [źródło](http://grrr.pl/images/2008/09/mercenaries209.jpg)

Mając odłożoną sumkę można sobie pozwolić nawet na helikopter, czy nalot dywanowy, który podgrzeje nieco atmosferę w upalnej już Wenezueli. Na wojnie najlepiej sprawdzają się pukawki większego kalibru, które, co logiczne, kosztują więcej, niż przeciętny karabin. Dlatego też, w ostatniej fazie gry, dochodzi do sytuacji, gdzie gracz biega uzbrojony w wyrzutnie rakiet siejąc pożogę wśród wrogich jednostek. Gra zamienia się w zabawę, która wymaga jedynie sprawnego operowania padem tudzież myszką i klawiaturą.* *

Mercenaries 2 nie stanowi większego wyzwania dla zaprawionych graczy.

Niebezpieczna Wenezuela

Trybem, który ratuje World in Flames od ostrej krytyki jest kooperacja* online*. Już przy rozpoczynaniu przygody z* M2* zostajemy zapytani o to, czy chcemy, by wesoły pobyt został uatrakcyjniony przez kolejnego, żywego gracza. Pod tym względem należy przyznać, że produkcja jest idealnym rozwiązaniem dla entuzjastów szybkiego "szpila" we dwoje.

Gra nabiera rumieńców dopiero wtedy, gdy, wespół z towarzyszem, gracz wykonuje kolejne zadania siejąc terror i zniszczenie w samym centrum miasta.

Kolorowa Wenezuela

Od strony technicznej też można się przyczepić.

W przypadku tak dużego terenu nie obyło się bez straty na jakości grafiki. Problem tyczy się w szczególności komputerów PC. Nie ma co liczyć na to, ze M2 pójdzie na średniej klasy PeCetach. Duży obszar niesie ze sobą bolączkę w postaci doczytujących się ciągle tekstur i pojawiających się przed nosem bohatera obiektów. Jak wiadomo,* Oblivion*, czy *GTA *również miały ten sam problem.

Cięgi należą się również deweloperom za animację postaci oraz mimikę twarzy. Główny bohater porusza ustami, jakby rzeczywiście mówił po fińsku, zamiast w słyszanym angielskim. Jego ruchy przywodzą na myśl teatrzyki kukiełkowe. Tyczy się to również pozostałych postaci.

Obraz

Pod względem oprawy wizualnej koniec narzekania na dziś. Same tekstury, efekty graficzne i odwzorowanie każdego z pojazdów to poziom, jaki dziś reprezentuje sobą większość nowszych produkcji. Na plus należy zaliczyć interaktywność większości obiektów, a szczególnie roślinności, która zachowuje się adekwatnie do konkretnych zjawisk znanych nam z lekcji fizyki. Miejscową faunę, podobnie jak zabudowania i drobniejsze obiekty można zniszczyć, spalić, czy stratować - daje to dużo radości, która jest jednak niczym w porównaniu z obserwowaniem wybuchów.

Podtytuł gry idealnie charakteryzuje to, co widzimy na ekranie. Wszelkie eksplozje zadziwiają swoją spektakularnością, przez co gracz ma powód, by pograć jeszcze godzinkę. Widok ogromnej fali ognia i spustoszenia zapada na długo w pamięci, o czym zresztą wspominaliśmy w jednym z newsów.

Eurowizja w Wenezueli?

Wiemy już, że eksplozje zabijają swoim efekciarstwem, a jak brzmią? Standard. Oprawa dźwiękowa Mercenaries 2 nie wyróżnia się niczym szczególnym. Grając odnosi się wrażenie, że każda produkcja, która nie zasługuje na wysoką notę prezentuje się od strony audio tak samo. Najlepszym rozwiązaniem jest odpalić* soundtrack* z ulubionymi kawałkami, które zastąpią nudne i typowe dla takich gier brzdękanie.

Muzyka w World in Flames wpada jednym, a wypada drugim uchem - jak na kolejnym nudnym wykładzie.

Śmierć w Wenecji. Eee...

Średniaki, to taka klasa gier, która zawsze znajdzie swoich zwolenników. Dlatego też Mercenaries 2 mogę, bez uszczerbku na swoim sumieniu, polecić fanom* Army of Two* i innych, nic nie wnoszących do gatunku produkcji. W tej grze liczy się tylko radość z jatek, jakie można urządzić sobie w tak pięknym miejscu, jakim jest Wenezuela. Osobiście preferowałbym odłożyć pieniądze na bilet lotniczy do tego kraju, gdyż zakup* World in Flames* może dla wielu doświadczonych graczy okazać się wielkim rozczarowaniem. Szczególnie dla tych z Was, którzy zawiedli się na części pierwszej. Do tej grupy zaliczam się właśnie ja i z gorzkim żalem donoszę, że EA dało plamę.* Po raz n-ty.*

Obraz
© [źródło](http://grrr.pl/images/2008/10/mercenaries2tabelka.jpg)
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)