Gry opowiadają historie lepiej niż filmy
Kiedyś naiwnie myślałem, że do gier po prostu zatrudnia się mniej utalentowanych scenarzystów. Nie wiem, jakie uzasadnienie próbowałem sobie do tego dorobić. Przeczuwałem już wtedy, że nie jest to kwestia budżetu, no bo przecież te bardziej znane gry to już w ogóle od dawna zarabiają nawet więcej niż te bardzo znane filmy.
Artykuł jest częścią dyskusji na temat tego, czy gry opowiadają historie lepiej niż filmy. Kliknij tutaj, aby przeczytać opinię Marcina Sikory z magazynu "Stuff Polska".
Szukanie wymówek
Może – tak sobie pewnie kombinowałem – ci zdolniejsi akurat po prostu mieli pozajmowane terminy. Albo byli przywiązani do swoich filmowych serii i nie brali innych fuszek. Ewentualnie nawet jak ich już zatrudniono do gry, mieli po prostu gorszy dzień.
Ale za długo już obserwuję i z wielką namiętnością konsumuję rozrywkę wszelkiego rodzaju, by nie dostrzec, że jest inaczej. Po prostu poziom wyrafinowania scenariusza dopasowywany jest do oczekiwań odbiorców. Koniec, kropka. Mało kto kupuje gry w poszukiwaniu niesamowitych historii.
A może seriale?
Czy przytoczone przez Ciebie, Marcinie, Beyond: Two Souls i The Last of Us mają głębokie scenariusze? Też bym nie przesadzał z wynoszeniem ich na piedestał. Najlepsze scenariusze mają dziś seriale, tam zresztą postaci intrygują złożonością charakterów, bo można sobie pozwolić, żeby rozpisać ich ewolucję nawet na kilka sezonów.
Nie zmienia to jednak faktu, że to gry mają najlepsze lepsze narzędzia do tego, by opowiadać ciekawe historie. Czasami je wykorzystują, a wiele wskazuje na to, że lada moment zaczną je wykorzystywać częściej i lepiej.
Multum możliwości
W grze twórcy mają niesamowitą moc: pozwalają, żeby wydawało ci się, że to ty wpadłeś na ten trop i odkryłeś tę tajemnicę, bo jesteś taki dobry, a nie wynika to z tego, że oni to tak zaplanowali. A przecież zaplanowali.
Pozwalają ci podejmować trudne decyzje, pozwalają poznać tło, na przykład czytając notatki. Pięknie przedstawiono historię choćby w Dear Eshter, gdzie składaliśmy ją sobie z listów. I tak, myślę był tam lepszy twist niż w filmach przez Ciebie, drogi Marcinie, wymienionych.
Ślicznie dawkuje nam też historię Gone Home. Tak, wiem, można się śmiać, że to gra o łażeniu po domu, ale jednak – przecież w wielu filmach łażenie po domu wystarczyło. Tu stopniowo rozrysowujemy sobie profile psychologiczne bohaterów, układając je w głowie na podstawie strzępków informacji, które sami zdobywamy.
Idzie nowe?
Nie wydaje mi się, żeby pojawienie się nowych konsol miało w ogóle jakikolwiek wpływ na poprawę jakości scenariuszy w grach. Rewolucję przyniesie raczej Oculus Rift, jeśli okaże się rynkowym sukcesem.
Na Oculusa powstaje wiele eksploracyjnych przygodówek, które służą przecież właśnie chłonięciu historii, połączonemu z rozwiązywaniem rozciągających mózg zagadek. Mam nadzieję, że zatrudnią do nich wybitnych scenarzystów.
Artykuł jest częścią dyskusji na temat tego, czy gry opowiadają historie lepiej niż filmy. Kliknij tutaj, aby przeczytać opinię Marcina Sikory z magazynu "Stuff Polska".