Komputer jak szczoteczka do zębów - z cudzego nie korzystaj! Nie lubię, gdy ktoś zbliża się do mojego

Zdjęcie kobiety pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie kobiety pochodzi z serwisu shutterstock.com
Adam Bednarek

11.08.2014 00:07

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jestem samolubem? Nie - po prostu mam tutaj zbyt wiele cennych rzeczy. Chronię swoją prywatność.

Nikomu nie przychodzi do głowy, by sięgać po nieswoją szczoteczkę. Raczej mało kto bierze bez pytania nasz notes czy pamiętnik. Nie spotkałem się z sytuacją, żeby ktoś ot tak podszedł do półki z rodzinnym albumem i nagle zaczął przeglądać w nim zdjęcia. Będąc w gościach nie grzebiemy w szufladach szukając pamiątek.

Są przedmioty, niekoniecznie związane z higieną, które są nasze i tylko nasze. Małe, prywatne skarby, które możemy komuś pokazać, jeśli najdzie nas na to ochota, ale wszyscy dobrze wiedzą, że bez naszej zgody nie wolno się do nich zbliżać. I wszyscy to akceptują.

Dlaczego tak nie jest z komputerem?

Wyobrażacie sobie sytuację, w której odpowiedzią na pytanie “czy mogę skorzystać z komputera” jest: “nie”? Jeszcze mnie to nie spotkało, ale domyślam się, jaka byłaby reakcja. Gdybym tak odpowiedział, popatrzono by na mnie jak na dziwaka. Owszem, pogodzono by się z odmową, ale ze śmiechem.

Zdjęcie biura pochodzi z serwisu shutterstock.com
Zdjęcie biura pochodzi z serwisu shutterstock.com

Tylko dlaczego? Co jest złego w tym, że nie chcę, żeby ktoś używał mojego komputera?

O tym, że używanie czyjegoś peceta jest pewnym naruszeniem prywatności, przekonałem się siedząc na nie moich laptopach. Tak wyszło - kilka dni w rozjazdach, z dala od domu, więc nie ma szans na to, żeby zabierać ze sobą wielkiego blaszaka.

Widzę na pulpicie zdjęcia. Korzystam z Internetu i wchodzę na Facebooka, z którego ktoś się nie wylogował. Na czacie kilka rozmów. Nie dziwi mnie to wcale, bo sam robię podobnie - w końcu jestem u siebie, prawda? To samo jest z Gmailem i wieloma innymi stronami.

Wkraczam na czyjś teren. Mam dostęp do jego maili, wiadomości, zdjęć ze znajomymi. Owszem, to może być moja rodzina, mój kolega, możemy się znać, ale i tak to pewne nadużycie. Czuję się z tym źle.

Komputer jak skarbiec

“Mój dom to moja twierdza” - śpiewał kiedyś Kazik. Mam podobnie. A skoro tak, to mój komputer to mój skarbiec. Trzymam tutaj teksty, które napisałem do szuflady i nie chcę, żeby ktoś je czytał. Są na pulpicie, bo nie chciało mi się ich chować. Bo i po co? Przecież nikt, teoretycznie, nie zajrzy.

KAZIK NA ŻYWO - Mój dom to moja twierdza [OFFICIAL AUDIO]

Na widoku mogę mieć hasła albo cokolwiek innego, co należy do mnie i tylko do mnie. Nagle ktoś tę prywatność burzy, bo chce skorzystać z Facebooka. Niby nic, a jednak.

Dziwiactwo? Niekoniecznie. Przecież dzisiaj komputery są jak pamiętniki. Przechowujemy wszystko, co jest jest dla nas ważne. Skarbiec. Ze zdjęciami, wspomnieniami, ważnymi kontaktami. Kiedyś tak nie było, a przynajmniej u mnie pecet służył do czegoś innego. Kiedyś kolega wchodził i grał. Dziś wolę takich sytuacji unikać.

Na szczęście ten problem już powoli zanika. Każdy ma smartfona, może zajrzeć na Facebooka kiedy chce i nie musi naruszać czyjegoś terenu. Święty spokój. I mam wrażenie, że te przenośne urządzenia powstały nie tylko dla naszej wygody. Chodzi o prywatność. By nikt nie patrzył się w nie swój ekran.

Ale jeśli nie macie jeszcze smartfona, to uszanujcie czyjąś prywatność i powstrzymajcie się przed korzystaniem z komputera. Może on też ma z tym problem? A może sami nie lubicie i wiecie, jak to jest.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (12)