Najbardziej obiecujące europejskie startupy (wg Amerykanów) [TOP 10]
Serwis Business Insider przygotował listę 10 najciekawszych europejskich startupów. Obecność niektórych serwisów jest pełnym zaskoczeniem. Kto znalazł się w rankingu?
Vente Privée
Serwis jest przeciwieństwem Grouponu. Zamiast masowych zakupów oferuje elitarne. Zamiast przecenionych usług – tańsze produkty luksusowych marek. Obie firmy dzieli wprawdzie podejście do sprzedaży, ale mają cechę wspólną – sukces.
Sposób działania Vente Privée jest dość specyficzny - wyprzedaże nie trwają cały czas. Z reguły organizowane są w weekendy, a 48 godzin przed ich rozpoczęciem do społeczności rozsyłane jest e-mailowe zawiadomienie.
Kupnem Vente Privée zainteresowany był m.in. Amazon, oferując za niego w 2009 roku 3 mld dolarów. Transakcja nie doszła jednak do skutku. Serwis jest niestety niedostępny dla polskich internautów.
Co sądzicie o tym zestawieniu? Czy Business Insider słusznie umieścił w nim kilka dużych i zyskownych firm, które startupami w Europie raczej nie zostałyby już nazwane?
Skype
Choć poprzednie serwisy mogły na liście startupów wywoływać zdziwienie, zaliczenie do nich Skype’a zakrawa na żart.
Jak widać z amerykańskiego punktu widzenia firma, z której komunikatora korzysta ponad 25 milionów internautów, wciąż zalicza się do startupów ;).
Choć spośród imponującej rzeszy użytkowników jedynie 6 proc. korzysta z płatnych usług, luksemburski Skype – jako największy operator połączeń głosowych w Sieci – generuje miliony dolarów zysku.
Yandex
Następnym rosyjskim serwisem jest Yandex. Umieszczając go na liście startupów amerykański serwis po raz kolejny kierował się dość dziwnymi kryteriami lub po prostu nieznajomością europejskiego rynku.
Yandex to istniejąca od 1998 roku wyszukiwarka przeznaczona dla rosyjskojęzycznych internautów.
O znaczeniu i sile tego serwisu najlepiej świadczy fakt, że w Rosji i na Ukrainie udział w rynku wyszukiwarek światowego potentata – Google – z trudem przekracza 20 proc. W rosyjskojęzycznej części Sieci, tzw. Rusnecie, niepodzielnie rządzi Yandex.
Warto pamiętać, że Yandex stanowi część internetowego imperium rosyjskiej spółki Mail.ru Group (dawniej Digital Sky Technologies), która – przez firmy zależne – jest właścicielem m.in. polskiego serwisu NK i sporej puli udziałów w Facebooku.
Ozon
Kolejnym serwisem jest Ozon. Ten rosyjski sklep internetowy jest poza macierzystym krajem niemal nieznany. Bez przesady można go jednak określić rosyjskim Amazonem.
Choć korzysta z niego tylko wąska grupa internautów, Ozon może pochwalić się imponującymi wynikami. Przychody sklepu w 2010 roku wyniosły ponad miliard dolarów, a jednocześnie – w porównaniu z 2009 rokiem – podwoiły się.
Gameforge
Amerykanie do europejskich startupów zaliczają również Gameforge. Ta niemiecka firma udostępnia kilkadziesiąt gier online i może liczyć na kilkudziesięciomilionową społeczność graczy.
Zasięg Gameforge zwiększa dbałość o lokalne rynki – firma udostępnia gry w 50 wersjach językowych. W przeciwieństwie do firmy Zynga, Gameforge nie jest związany z jakimkolwiek serwisem społecznościowym i publikuje gry samodzielnie.
Wśród produktów Gameforge znaleźć można m.in. takie hity, jak OGame, Travian czy BiteFight. Przychody firmy w 2009 roku wyniosły 130 milionów dolarów.
Spotify
Serwis daje dostęp do kilku milionów utworów muzycznych. Dzięki instalowanej na komputerze aplikacji użytkownicy Spotify mogą legalnie i całkowicie za darmo słuchać ulubionych wykonawców.
Serwis zarabia na reklamach i płatnych kontach premium, oferujących znacznie większe możliwości. Niestety witryna nie jest dostępna dla polskich internautów.
Spotify od drugiej połowy 2010 roku utrudnia zakładanie bezpłatnych kont. Konieczne jest zaproszenie – kod podawany podczas rejestracji.
Serwis może pochwalić się dobrymi wynikami finansowymi. W 2010 roku przychody Spotify przekroczyły 100 milionów dolarów.
LOVEFiLM
Serwis jest europejskim odpowiednikiem sieci Netflix - LOVEFiLM zajmuje się udostępnianiem filmów. Użytkownicy mają do wyboru projekcje online jak i fizyczne nośniki. Wypożyczone płyty DVD i Blu-ray są przesyłane pocztą.
LOVEFiLM ma ponad milion subskrybentów i niemal żadnej liczącej się w Europie konkurencji.
MiniClip
Trudno zrozumieć, jaką logiką kierują się Amerykanie, zaliczając do startupów serwis MiniClip. 57 milionów użytkowników sprawia, że MiniClip to największy serwis z grami online na świecie.
Obecnie MiniClip udostępnia około 300 gier online. Co ciekawe, część z nich jest dostosowana do obsługi z poziomu przeglądarki internetowej konsoli Wii.
Fenomen MiniClip jest tym większy, że serwis nigdy – nawet na początku działalności – nie przynosił strat. Zyski generowane są dzięki kombinacji reklam i płatnych gier, co w przypadku MiniClipu okazało się strzałem w dziesiątkę.
Habbo
Fińskie podejście do budowania społeczności odbiega nieco od standardów wyznaczonych przez Facebooka. Habbo to niecodzienne połączenie gry online z serwisem społecznościowym.
Pierwotnie serwis powstał jako niezależna inicjatywa dwóch Finów i miał służyć promowaniu zespołu Mobiles. Gra polega na kontrolowaniu życia wirtualnych bohaterów – Habbos.
Użytkownik może tworzyć swoją postać, kreować jej wygląd, ubierać, a gra polega na wędrówkach po wirtualnym hotelu.
Pokoje hotelowe to w gruncie rzeczy odpowiednik rozbudowanych czatów. Gracze mogą odwiedzać istniejące pokoje lub tworzyć własne, wyposażając je zgodnie z własnym gustem.
Niestety, mimo powtarzających się spekulacji, nadal nie powstała polska wersja językowa serwisu.
Habbo może pochwalić się niezłymi wynikami: 8 milionów graczy i ponad 100 milionów dolarów rocznego zysku robi wrażenie. Ponadto serwis powstał jeszcze w 2000 roku – trudno zatem zrozumieć, dlaczego z amerykańskiego punktu widzenia nazywany jest startupem.
Criteo
Ta paryska firma nie jest – jeszcze – znana na światowym rynku reklamy. Być może jednak już niedługo Criteo zmieni sieciowy marketing.
Serwis oferuje nowatorskie podejście do skutecznej reklamy w Sieci. Zamiast wyświetlać typowe banery lub – wzorem Google'a – stosować reklamę kontekstową, Criteo wyświetla reklamy produktów, którymi internauta interesował się w przeszłości, ale nie zdecydował się na zakupy.
Oparty na analizie historii przeglądarki mechanizm wyświetlania reklam zapewnia – według danych serwisu – sześciokrotny lepszy wskaźnik CTR (czyli liczby kliknięć w reklamę w relacji do liczby wyświetleń) niż przy zwykłych banerach.
Jeśli metody Criteo rzeczywiście są tak skuteczne, pozostaje tylko jedna niewiadoma – kiedy firma zostanie kupiona przez Google’a? ;)
Źródło: BusinessInsider