Największa kolekcja gier sprzedana za prawie milion dolarów. To ostatnia okazja - już nie jesteśmy kolekcjonerami
Dobrze, że ktoś to kupił. Mam nadzieję, że za jakiś czas odda do muzeum. Ludzie będą zabierać dzieci i mówić: „Zobaczcie, moi mili, kiedyś tym zajmowali się ludzie. Zbieraniem przedmiotów”.
20.06.2014 | aktual.: 20.06.2014 12:46
Przesadą byłoby stwierdzenie, że kolekcjonowanie wszystkiego umrze. Nie da się jednak ukryć, że stanie się zajęciem dziwaków. Kolekcjonerzy będą prawdziwymi hipsterami. Zbyt alternatywni, żeby pobierać materiały z Sieci.
Za wzór stawiać będą Michaela Thommasona. Jeszcze do niedawna posiadacza największej kolekcji gier na świecie. Kolekcjoner nie został jednak przegoniony, tylko tytuł stracił. Bo zdecydował się wszystkie swoje zbiory sprzedać.
The World's Largest Video Game Collection - Michael Thomasson's Guinness Book of World Records Event
Kolekcja składająca się z ponad 11 tysięcy egzemplarzy została sprzedana za 750 tysięcy dolarów. Dużo, prawda? Wysoką cenę tłumaczy się tym, że Thommason w swoich zbiorach miał rarytasy, a ponad 2 tysięcy pudełek nawet nie rozpakował.
Tym zajmowali się ludzie
Mam wrażenie, że nowy właściciel jednak nie za to zapłacił. Owszem, eksponaty są ważne, ale jeszcze ważniejsze jest uchwycenie historii. Uwiecznienie nawyku, który niebawem dotyczyć będzie jedynie nielicznych. Albo... nikogo.
To jak ostatnie nagrania muzyka. Albo ostatnie rękopisy pisarza. Wiemy, że więcej już takich nie będzie, więc dlatego ma to taką wartość.
Z tą kolekcją sprzedaną za 750 tysięcy dolarów jest podobnie. Może ktoś ma 10 tysięcy gier, ktoś 8 tysięcy, ktoś 5 tysięcy – nieważne. Nieważne, bo to już ostatnie takie przypadki. Kolekcjonowanie gier (ale też muzyki, filmów czy książek) powoli przestaje być racjonalne i opłacalne. I dlatego ta najliczniejsza jest tyle warta.
Teraz mamy do czynienia z co najwyżej gromadzeniem gier. Właśnie ruszyła wyprzedaż na Steamie. Znowu nasze zbiory powiększą się o 20-30 tytułów, które kupiło się za grosze. Pewnie, to też jakiś rodzaj kolekcjonowania. Ale nie taki jak dawniej.
Nie oszukujmy się: konto na Steamie nigdy nie będzie warte tyle co taka kolekcja
Chociaż... biorąc pod uwagę fakt, że samo „kupowanie” gier na własność może przejść do historii. I wcale nie mówię tu o takich usługach jak PlayStation Now czy OnLive, choć to faktycznie przyszłość. Pewnie niebawem wszystko będziemy wypożyczać i streamować.
Tyle że to dzieje się już teraz. Jest PlayStation Plus, w ramach którego zgarnia się darmowe gry. Niby to dodatek do multiplayera, bo bez abonamentu w Sieci się nie pogra, ale wielu korzysta z usługi też dlatego, żeby dostać coś, teoretycznie, za darmo.
Na Xboksie One jest podobnie. Jednak takie usługi jak PlayStation Plus czy Games with Gold mają haczyk – dostęp do gier ma się jedynie, gdy abonament jest opłacony. Subskrypcja wygasa? Grom, które co miesiąc wpadają, należy powiedzieć „żegnajcie”.
Do czasu, gdy nie wykupi się kolejnego abonamentu. To chyba wystarczający dowód na to, że te gry do nas nie należą. O jakim kolekcjonowaniu więc mowa?
Wszystko jest w chmurze, nie na własność
Wcale się nie żalę, taka sytuacja bardzo mi odpowiada. Wbrew pozorom uważam, że wypożyczanie gier jest korzystniejsze. Paradoksalnie mam motywację, żeby w coś zagrać. Bo przecież za jakiś czas gra może zniknąć. A gdy jest na półce – cóż, dokupuję kolejne, mówiąc sobie: „Za jakiś czas na pewno je odpalę!”.
Żałowałem ostatnio, że BoxOff Play ma taką ubogą ofertę. Usługa zapowiadała się świetnie i miała być growym Spotify, tymczasem na razie miesięczny abonament daje dostęp do bardzo starych i raczej kiepskich gier.
Ale to też znak, że polski rynek się zmienia i że jesteśmy coraz dalej od kupowania gier na własność. Takie czasy, wszystko się zmienia. Dlatego wcale nie dziwi mnie fakt, że ktoś płaci tyle tysięcy dolarów za to, żeby uwiecznić nawyk zbierania.
Fajnie, że dołożyłem do tego swoją cegiełkę. Miło wiedzieć, że coś, czym zajmowałem się także ja, mogło być tyle warte. Ale nie oszukujmy się: to już historia.