Nintendo czy Sega? Kończymy spór trwający od dziesięcioleci

Do dziś w wielu zakamarkach sieci ścierają się fani Nintendo i Segi. Która z firm jest lepsza z punktu widzenia gracza? Odpowiedzmy na to pytanie i zakończmy konflikt raz na zawsze.

Nintendo czy Sega? Kończymy spór trwający od dziesięcioleci
Michał Puczyński

13.10.2015 12:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czy jakość mierzy się statystykami sprzedaży? Czy „popularniejsze” zawsze znaczy „lepsze”? Jeśli tak, Nintendo wygrywa z Segą w przedbiegach. Jeśli jednak bliżej przyjrzymy się obu gigantom rynku gier, może się okazać, że nie zawsze przyjaźniejsze rozwiązania zdobywają serca konsumentów. Sprawdźmy, która z firm naprawdę tworzyła przede wszystkim dla graczy, a nie dla ich portfeli.

Kto oferował lepsze platformy do gier?

Sam fakt, że Nintendo wciąż posiada własne konsole, a Sega ogranicza się do wydawania gier, powinien pozwolić nam wskazać zwycięzcę. Nie bądźmy jednak złośliwi i dajmy szansę obu zawodnikom – tym bardziej, że Wii i WiiU od Nintendo trudno nazwać konsolami idealnymi. Sega skończyła się na Dreamaście, ale wielu (w tym ja) powiedziałoby, że ostatnią dobrą konsolą stacjonarną Ninny był GameCube. Ale zacznijmy od początku.

Przez lata ścierały się kolejno: NES i Sega Master System, SNES i Mega Drive (znana jako Genesis w Stanach), N64 i Saturn, a wreszcie GameCube i Dreamcast. W ostatnim przypadku mamy jednak do czynienia z ciekawą sytuacją: choć obie platformy reprezentują tę samą generację sprzętu, Nintendo GameCube trafiła do sklepów już po tym, jak zaprzestano produkcji Dreamcasta.

Sega Dreamcast
Sega Dreamcast

O ile z pierwszej bitwy zwycięsko wyszło Nintendo – NES miał o wiele większą bibliotekę lepszych gier – to starcie SNES i Mega Drive było już wyrównane. Sega oferowała lepszą grafikę, Nintendo – lepszy dźwięk. Pady w obu przypadkach były udane, a maniacy rozszerzeń mogli zainwestować w przystawki CD i 32x od Segi. Do nich jeszcze wrócimy – na razie warto wspomnieć, że były.

W kolejnej generacji Sega okazała się moralnym zwycięzcą. Choć Saturn poległ sprzedażowo i był mniej zaawansowany, jednocześnie był konsolą o większych (z perspektywy twórcy gier) możliwościach. Przyczyna była prosta: obecność napędu CD, który umożliwiał tworzenie gier większych, lepiej udźwiękowionych i bardziej efektownych – dzięki obecności filmów przerywnikowych. Obie konsole miały także slot na kartridże rozszerzające pamięć. Pady do obu platform były dalekie od ideału: kontroler do N64 okazał się niezbyt wygodny, ale posiadał gałkę analogową i mógł zostać wzbogacony o funkcję wibracji. Pad do Saturna był znakomitym padem... poprzedniej generacji, który średnio sprawdzał się w grach pokroju Duke Nukem 3D.

Choć GameCube był potężniejszy od Dreamcasta, był też konsolą – jak to u Nintendo – mniej odkrywczą. Korzystał z rozwiązań już znanych, a pod pewnymi względami (np. pojemność nośnika) był zacofany względem konkurencji. Platforma Segi znów okazała się bardziej ograniczona technicznie, ale wyprzedziła swoje czasy. Jako pierwsza konsola wprowadziła rozbudowane opcje online, w tym wspólną grę z użytkownikami PC. Umożliwiała wymianę informacji z przenośną platformą NeoGeo Pocket Color. Oferowała czat głosowy i rozpoznawała (w wybranych grach) komendy głosowe.

Reklamy jednak oddawały to... niezbyt udanie
Reklamy jednak oddawały to... niezbyt udanie

Jednym słowem: Dreamcast był rewolucyjny i wytyczał nowe szlaki całej branży gier, czyli osiągał to, do czego Sega zawsze dążyła. Nie bez przyczyny jeden ze sloganów promujących Segę brzmiał „Genesis does what Nintendon't”. Sega zawsze chciała być dostawcą wiodących technologii.

Właśnie takie powinno być nastawienie twórców konsol: zawsze podnosić poprzeczkę i dla konkurencji, i dla siebie. Niestety, podobne podejście nie gwarantuje dobrych wyników sprzedaży. Do tego trzeba jeszcze marketingowego wyczucia, którego Sedze zdecydowanie zabrakło. To jednak nie umniejsza jej konsolom. Punkt dla Segi.

Kto oferował lepsze gry?

Wolisz Sonika czy Mariana? Obie serie gier prezentowały najwyższy poziom zaawansowania technicznego i były po prostu zabawne, jak zresztą multum tytułów ekskluzywnych wydawanych w czasach świetności Nintendo i Segi. I choć produkcje (tworzone przez albo wyłącznie dla) Ninny sprzedawały się lepiej, to nie znaczy to, że były lepsze. Fani wielkiego N mieli Goldeneye, ale nie mogli bawić się serią Panzer Dragoon czy Virtua Cop. Na N64 trudno było o dobrą bijatykę, podczas gdy na Saturnie rządził Virtua Fighter i Last Bronx. Nie sposób też zapomnieć o serii Shining, Shenmue czy Jet Grind Radio. Platformy obu firm mają na koncie tyle fantastycznych tytułów, że trudno wyłonić zwycięzcę.

Istnieje jednak czynnik, który przechyla szalę na jedną ze stron. To chęć do eksperymentowania i ryzykowania. Choć Sega doi Sonika równie intensywnie, jak Nintendo Mariana (i przy tym mniej się do tego przykłada, co skutkuje gorszymi grami), to z tych dwóch firm właśnie Sega jest bardziej skłonna do podejmowania nowych wyzwań.

Virtua Fighter 2
Virtua Fighter 2© Sega

Co nowego zaoferowało Nintendo od dobrych kilkunastu lat? Niewiele. Firma stawia na takie marki, jak Mario (i pochodne typu Luigi), Zelda, StarFox, Donkey Kong, Metroid, Smash Bros. i parę innych. To dobrze znany zestaw, który praktycznie się nie zmienia, mimo że zmieniają się generacje sprzętu.

Biblioteka Segi jest nieporównywalnie bardziej bogata, choć wiele z jej serii, niestety, odeszło w zapomnienie lub (po wycofaniu się Segi z rynku konsol) zaczęło się kojarzyć z innymi konsolami. Za przykład niech posłużą takie tytuły, jak AfterBurner, Chu Chu Rocket, Condemned, Fighting Vipers, House of the Dead, Phantasy Star, Shining, Space Harrier, Vaklyria Chronicles czy Yakuza. Owszem, to wszystko własność intelektualna Segi. Firma nie boi się ani różnorodności, ani nowości, ani inności. Nie ma dziś własnej platformy, ale zawdzięczamy jej znacznie więcej niż dziesięć tytułów, które regularnie odgrzewa nam Nintendo. Drugi punkt dla Segi.

Kto lepiej komunikował się z graczami?

Nintendo zawsze miało problem z własnymi klientami, polegający na tym, że chciało mieć zbyt duży wpływ na kształtowanie grona odbiorców. Początkowo na platformach Ninny nie mogły pojawiać się tytuły zbyt brutalne czy – ogólnie - „dorosłe”. Stosowano więc cenzurę, która odebrała cały impet takim produkcjom, jak Mortal Kombat, a nawet wpływała na kształt niewinnych przygodówek (casus Manic Mansion).

Fatality z MK na Sedze Mega Drive i SNES-ie
Fatality z MK na Sedze Mega Drive i SNES-ie

Z czasem firma zauważyła, że zamykanie się na klientów to droga donikąd, ale w całej jej historii można zauważyć spore kłopoty z komunikacją z graczami. Począwszy od przyznawania „złotej pieczęci” (która miała być znakiem jakości) najgorszym gniotom, przez zbyt daleko posuniętą wstrzemięźliwość we wdrażaniu nowych rozwiązań (CD!), aż po dzisiejszą walkę z youtuberami. Dodajmy do tego brak większego zainteresowania udziałem w targach czy ograniczone w stosunku do konkurencji opcje społecznościowe, a zobaczymy obraz korporacji, która istnieje obok swoich odbiorców, a nie razem z nimi.

Z drugiej strony: problemem Segi był brak zdecydowania. Nintendo obstawało przy swoich decyzjach, jakie by one nie były (poza drobnymi wyjątkami, takimi jak właśnie cenzura), dzięki czemu sprawiało wrażenie, że wie, co robi. Sega? No cóż...

Można odnieść wrażenie, że Sega nigdy nie wierzyła we własne możliwości. Porażka Saturna wynikała m.in. z faktu, że w Stanach konsolę wprowadzono do sklepów nagle, przed planowaną datą premiery, byle tylko wyprzedzić konkurencję (czyli Sony i jego PlayStation). Oznaczało to bardzo skromną ofertę gier i brak nowych produkcji przez długi czas. Konsolę poprzedziły przystawki 32X oraz CD do Mega Drive (Genesis), których zakup wydawał się bezsensowny, skoro firma miała już za chwilę wprowadzić na rynek sprzęt nowej generacji.

Mega Drive ze wszystkimi dodatkami wyglądała... zresztą sami widzicie
Mega Drive ze wszystkimi dodatkami wyglądała... zresztą sami widzicie© Dorkly

Dreamcast był kolejną konsolą, która pojawiła się zbyt wcześnie – i choć stał jedną nogą w nowej generacji, to przestał robić jakiekolwiek wrażenie, gdy tylko zapowiedziano mocniejsze PlayStation 2. Wreszcie: gracze z pewnością nie zapomną Sedze dystrybuowanej przez nią strzelanki Aliens: Colonial Marines, która okazała się drastycznie odmienna od tego, co zapowiadały materiały promocyjne. To wpadka, za którą można w większym stopniu obwinić producenta gry – studio Gearbox, ale co przylgnęło do Segi, to jej.

Na tle Nintendo Sega wydaje się znacznie mniej hermetyczna i konserwatywna. Firma zawsze próbowała iść krok dalej niż konkurencja, dostarczać nowych wrażeń i być pionierem nowych technologii. Nie zawsze wychodziło jej to na dobre, mimo że intencje były „szlachetne”. Oceniamy jednak efekty, nie zamiary – musimy więc dać pierwszeństwo wielkiemu N, które stworzyło spójny wizerunek swojej oferty i potrafiło sprawić, by gracze pokochali jego bohaterów.

Obraz

Kto wygrywa?

Sega zawsze była firmą bardziej pro-konsumencką, otwartą na innowacje i posiadającą znakomitą ofertę, ale kulejącą w kwestii marketingu. Choć korporacja posiadała prawa do mnóstwa świetnych postaci i fikcyjnych światów, nigdy nie zdołała zaprezentować ich graczom w równie atrakcyjny sposób, jak zrobiło to Nintendo. Przykładowo: Kid Icarus był przeciętniakiem, który przez długie lata nie doczekał się sequela – a jednak tytułowy bohater wszedł do kanonu Ninny i został doskonale zapamiętany. Wydawana przez Segę seria Shining w swoim czasie była wręcz fenomenalnie dobrym RPG, ale – choć po latach pojawiła się na większości platform znanych ludzkości – wciąż mało kto ją kojarzy.

Marketing Nintendo miało opanowane do perfekcji; dopiero w ostatnich latach coś poszło nie tak, jak trzeba. Jeśli jednak kierować się tylko i wyłącznie jakością konsol oraz gier, a także stosunkiem do elektronicznej rozrywki – wygra Sega. To ona całymi latami starała się dostarczać nowe, lepsze rozwiązania, podczas gdy Nintendo działało zachowawczo i już dawno przestało się wysilać.

Każdy zna Mario i większość graczy szczerze go lubi, ale „popularniejsze” nie zawsze znaczy „lepsze”. Sega wygrywa. Mimo tego Nintendo nadal ma specjalne miejsce w moim sercu.

[polldaddy]9124411[/polldaddy]

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (3)
© Gadżetomania
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.