Nokia N. Najlepsze smartfony ubiegłej dekady i największe marzenie nastolatka
21.09.2015 09:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chyba każdy z nas za dzieciaka miał Nokię. Lepszą czy gorszą, zawsze był to telefon z duszą. Ale dopiero po premierze pierwszych smartfonów z serii N każdy wiedział, co chce nosić w kieszeni.
Ze mną było tak samo. Jak tylko zobaczyłem pierwsze modele, od razu chciałem je mieć, najlepiej wszystkie. To było coś zupełnie nowego i nie chodzi tylko o zmianę nazewnictwa, czyli dodanie literki do cyfr. Zmienił się dizajn. Teraz telefony wyglądały nie młodzieżowo, ale z klasą. Prawdziwy telefon dla biznesmena!
Ale to były dopiero początki, pierwszym modelom daleko było do ideału. A i tak zetknięcie się z nimi zapewniało niezapomniane przeżycia.
Nokia to nie książka, liczy się okładka...
...a dokładnie to, jak ta okładka została zaprojektowana. To było największą zaletą. Projekty telefonów zupełnie odbiegały od wcześniejszych „zwykłych” modeli.
Najlepszym tego przykładem była Nokia N90. Z pozoru to był kolejny telefon z klapką tylko większy niż inne rozkładane modele. Lecz po chwili obcowania z urządzeniem można było odkryć zdumiewające możliwości.
Po rozłożeniu telefonu, górną klapkę można było obrócić o 90 stopni, co automatycznie uruchamiało tryb aparatu. Gdy pierwszy raz to zobaczyłem, nie mogłem uwierzyć, że ktoś wymyślił takiego „transformersa”.
"No dobra, ale to już wszystko było w Nokii 6260" – powiecie. Faktycznie, można powiedzieć że Nokia N90 jest jej wersją 2.0. Ale nie bez powodu telefon otrzymał literkę N. Całościowo wydaje się być inny, lepszy. Od zwiększonego ekranu, przez ładniejszy, minimalistyczny wygląd, chłodne kolory, aż po obrotowy aparat z optyką Carl Zeiss.
Tak, to prawdopodobnie pierwszy telefon z funkcją „selfie” na długo przed pojawieniem się samego trendu. Tylko, że nie to w telefonie było najlepsze. Samo trzymanie go w ręce wystarczyło, bym myślał, że jest to urządzenie niezwykłe.
Pamiętam chwile, w której mogłem się nim pobawić. To było raptem parę tygodni po premierze (wtedy to było zawrotnie szybko), telefon trzymałem w ręku może z 15 minut. Wrażenia były niezapomniane. Filmy i zdjęcia wyglądały obłędnie. Byłem zupełnie oszołomiony.
Niestety w życiu nie mogłem sobie pozwolić na taki sprzęt. Cena była jak na tamte czasy kosmiczna, oprócz tego telefon nie był idealny. Do ideału brakowało mu jednej istotnej rzeczy(to nie żart!) – wibracji.
Moje przygody z Nokiami N-Series
Były dwie. Pierwsza to typowe „love story”, druga z kolei przypominała bardziej rozpaczliwą próbę powrotu do dawnych czasów. Ale po kolei.
Kiedy to Nokie serii N przestały być urządzeniem ekstrawaganckim, a przede wszystkim stały się w miarę dostępne cenowo, postanowiłem zainwestować w pewien model, który kusił mnie od premiery. A zwała się ona Nokia N73 Music Edition.
Kiedy w końcu pudełko wylądowało u mnie na kanapie, czułem że po długim szukaniu znalazłem telefon, który zaspokoi moje oczekiwania przynajmniej na kilka lat. Tak też się stało (chociaż na nieco krócej niż się spodziewałem).
Telefon miał wszystko czego można było wtedy pragnąć. Od dobrej jakości aparatu, po dużą pamięć wewnętrzną ( 2 GB). Poza tym bardzo ładnie wyglądał, ale to nie nowość. Największe wrażenie robiły na mnie ruchome elementy telefonu, przesuwana klapka aparatu była praktyczna, a do tego bardzo dobrze się prezentowała. Ale to nie jedyny telefon, który miał takie „smaczki”. Było ich całkiem sporo. Dla przykładu Nokia N86 była „sliderem”, ale przesuwała się nie w jedną, ale w dwie strony.
Po jakimś czasie telefon zaczął mi się nudzić. Nie jestem pewien czy przyczyną była chęć posiadania smartfonów dotykowych, czy to, że sprzęt zaczynał się psuć, co bardzo przeszkadzało w jego użytkowaniu.
Joystick wpadł do środka, aparat potrafił włączyć się sam, nawet przy zamkniętej pokrywce, ale najbardziej wkurzał ogłuszający trzask, gdy ktoś do mnie dzwonił podczas słuchania muzyki. Kilka razy od zaskoczenia podskakiwałem w tramwaju. Nic śmiesznego.
Powrót do przeszłości tylko maszyną czasu
Uświadomiłem sobie to w momencie, kiedy wyjąłem z pudełka Nokię N97. Był to najlepszy telefon, moim zdaniem idealny. Kiedyś. Mój przyjaciel dostał go na urodziny chwilę po premierze i byłem totalnie zszokowany możliwościami, wyglądem, funkcjonalnością, a przede wszystkim pamięcią. Po dodaniu karty pamięci w telefonie było 40GB (!) miejsca. Wtedy to było mniej więcej 1/4 pojemności dysku twardego mojego komputera. Fakt, były już iPhone'y, ale dopiero zaczynały się rozpychać na rynku.
Problem w tym, że kupowałem ten telefon, gdy był on wart mniej niż 500 zł, czyli parę ładnych lat po premierze. Wtedy mniej więcej premierę miał iPhone 4s, a trochę później Samsung Galaxy S3. Po odpaleniu telefonu i spędzeniu z nim kilku chwil wiedziałem już, że zrobiłem błąd, kupując to urządzenie.
Ekran dotykowy był straszny, animacja menu nie istniała, telefon pracował i reagował z prędkością schorowanego żółwia, do tego stopnia, że wywoływał napady wściekłości. Pamięć była używana głównie jako pendrive, bo aparat doprowadzał do szału, co chwila zacinając się.
Sklep z aplikacjami swoją ubogością zawstydzał puste lady za komuny. Jedynym programem, który udało mi się ściągnąć, była latarka.
Nokia N97 - Wideoprezentacja
Chociaż telefon prezentował się bardzo ładnie, nawet po upływie kilku lat, to samo posługiwanie się nim było bardzo uciążliwe, dlatego też udało mi się wytrzymać z nim około pół roku. Później oddałem go koledze.
Nie zmienia jednak to faktu, że sam telefon był kultowy i jedyny w swoim rodzaju. Gdyby nie było Androidów i iOSów, na pewno bym go trzymał tak długo jak tylko bym mógł.
Tak samo jest z całą serią. Uważam że jeżeli ktoś twierdzi, że zna się na telefonach, a nigdy nie miał do czynienia z serią N, to... nie zna się na nich zupełnie.